Życie artystyczne i urzędowe
Treść
Wybór wydarzenia artystycznego roku 2006 jest wyjątkowo łatwy. To był rok 18. edycji Międzynarodowego Triennale Grafiki, przypadającej w 40-lecie pierwszej odsłony. Triennale 2006 trwało w Krakowie praktycznie od lipca (otwarcie w Muzeum Historycznym pierwszej prezentacji z triennalowskiego programu: ekspozycji Giambattisty Piranesiego) do listopada. Wrześniowa wystawa główna Triennale dała wgląd w to, co dzieje się w grafice na świecie, w dużych centrach i w ośrodkach mniejszych, a z wielu względów ciekawych. Obok wystawy głównej była prezentacja rzeczywiście interesujących poszukiwań alternatywnych, poza papierem, ale w istocie graficznych. Po raz drugi otwarto na finał wystawę Grand Prix Młodej Grafiki Polskiej. Do tego należy dodać trwające równolegle w krakowskich galeriach i instytucjach wystawienniczych pokazy towarzyszące. Najrozmaitsze: od grafiki dawnej, polskiej i europejskiej po współczesność. Przypomnijmy choćby tylko znakomitą wystawę monograficzną Jerzego Panka w Muzeum Narodowym, "Rowerzystę" Mieczysława Wejmana w galerii Międzynarodowego Centrum Kultury, Basila Colina Franka w Centrum Kultury Żydowskiej, Ewę Zawadzką w galerii Turleja, odtworzenie wystawy Jana Lebensteina z paryskiej Galerie Lambert z 1973 r. w galerii Artemis. A to zaledwie niewielka część tego, co oglądaliśmy tego lata i jesieni. Żeby jeszcze Kraków umiał się tym chwalić... Życie artystyczne toczące się poza Triennale było w roku 2006 zdominowane przez wystawy muzealne, bądź o charakterze muzealnym. Muzeum Narodowe weszło w 2006 r. z wystawą Ludwika de Laveaux (1868-1894) eksponowaną w Kamienicy Szołayskich. Był to pierwszy duży, reprezentatywny pokaz dorobku malarza, którego znamy głównie z literatury: z dialogu Widma z Marysią w "Weselu". Dorobek malarski Ludwika de Laveaux zdaje się wykraczać poza ramy jego krótkiego życia. To trzeba było zobaczyć. Była, w Gmachu Głównym, znakomita wystawa monograficzna Józefa Pankiewicza, przygotowana przez Muzeum Narodowe w Warszawie; szczęśliwie nie ominęła Krakowa. Latem, znów u Szołayskich, pokazano plakaty Alfonsa Muchy, arcymistrza doby secesji. Do ważnych wydarzeń 2006 r. należy wystawa "Rembrandt i konkurenci", prezentowana od maja do sierpnia w galerii Międzynarodowego Centrum Kultury; duży (około 100 prac) pokaz grafik Rembrandta na tle współczesnych mu wybitnych niderlandzkich twórców-rytowników. A wszystko to z krakowskich zbiorów; z Gabinetu Rycin Biblioteki Naukowej PAN/PAU. Inną wartą pamięci wystawą były "Twarze Ameryki" - przegląd amerykańskiej sztuki portretowej od 1770 do 1940 r. - też w galerii MCK. Kolej na galeryjną współczesność. Wybór trudny w mieście, gdzie działa kilkadziesiąt galerii. Jerzy Madeyski mawiał, że - gdy zaczynają się kłopoty z obiektywizacją kryteriów - trzeba wybierać subiektywnie: to, co czegoś mnie nauczyło, to co mnie zatrzymało w biegu, to, co mi się najzwyczajniej podoba. Trudno ukryć, że zatrzymywało mnie wiele prac, wielu autorów, w wielu galeriach. Gdy trzeba ograniczyć się do paru, wymienię "Wieczór - łódki z trzciny" Koji Kamoji w galerii Starmacha; instalacja wykreowana materiałami i środkami pozamalarskimi stwarzała widzowi iluzję wejścia w przestrzeń obrazu, precyzyjnie skomponowanego, z klimatem, nastrojem. Mój subiektywny wybór uwzględnia (wysoko) rysunki Tadeusza Brzozowskiego w galerii Artemis, już choćby dlatego, że pokazano te mniej znane, a tak bardzo "brzozowskie". Także "Kinematograf" Piotra Młodożeńca w Zderzaku; twórcze, szalenie indywidualne sięgnięcie do najlepszych tradycji polskiego plakatu, mistrzostwo lapidarności znaku plastycznego, który w odbiorze może stać się całą opowieścią. No i - oczywiście - Izaak Celnikier (laureat nagrody im. Wojtkiewicza) w galerii ZPAP Pryzmat; trudno w rok po wielkiej wystawie w Muzeum Narodowym rzucić na kolana czymś zupełnie nowym, ale były nowe, nieoglądane jeszcze w Polsce obrazy, były bardzo osobiste akcenty, które - nie odbierając rangi wystawie - ocieplają ją. Nie ostatnią pozycję zajmuje Jerzy Duda-Gracz w Arsenale. Wystawa przygotowana przez Fundację Conspero, uwzględniająca młodzieńcze prace artysty i jego malarski "album rodzinny" pokazuje Dudę-Gracza inaczej, wprowadza nieznane dotąd szerzej akcenty tej twórczości. Z debiutów wymienię wystawę Tomasza Kowalskiego w galerii Nova. Nie bez obaw, bo to student III roku ASP, a talent - wiadomo, wrażliwa sprawa. W życiu artystyczno-urzędowym 2006 r. przyniósł kilka osobliwości. Poczesne miejsce wśród nich zajmuje konkurs na pomnik Bolesława Wstydliwego ogłoszony przez władze miasta Krakowa. Tysiącletni Kraków postanowił odmłodzić się o dwie i pół setki lat, hucznie świętując 750-lecie lokacji na prawie magdeburskim. Z tej okazji postanowiono postawić na cokole księcia Bolesława Wstydliwego i to aż w trzech osobach; w towarzystwie małżonki i mamusi, co wyraźnie sugerował regulamin konkursu. Rzeźbiarze z Krakowa i Warszawy (w tym paru niezłych monumentalistów, z realizacjami w kraju i za granicą) przedstawili tym razem projekty - powiedzmy oględnie - na miarę regulaminu i zgoła nieinspirującego bohatera. Konkurs unieważniono. Dalszy ciąg nastąpi; czeka nas druga edycja. Będzie wesoło. W spadku po roku 2005 otrzymał rok 2006 tyleż żenującą, co skandaliczną sprawę związaną z zamknięciem galerii ZPAP w Sukiennicach. Podobno sprawa już pomyślnie rozwiązana, ale galerii nie ma. Innym wydarzeniem, oględnie mówiąc zdumiewającym, było odwołanie z funkcji Maszy Potockiej, kierującej Bunkrem Sztuki (miejską galerią sztuki współczesnej), by po paru miesiącach zatrudnić ją ponownie na tym samym stanowisku i warunkach. Można powiedzieć, że działania władz Krakowa w odniesieniu do sztuk plastycznych mieszczą się pomiędzy surrealizmem a informelem, czyli sztuką gestu, przypadkowego i raczej niekontrolowanego rozumem. Tyle o urzędowej stronie sztuki w Krakowie, mieście artystów. JOLANTA ANTECKA, "Dziennik Polski" 2007-01-02
Autor: ea