Przejdź do treści
Przejdź do stopki

ZUS: Chcesz pensję, to nie choruj

Treść

Kobiety oczekujące narodzin dziecka, przebywające na zwolnieniu lekarskim w czasie likwidacji firmy, w której były dotychczas zatrudnione, nie mogą liczyć na wypłatę pełnej kwoty zasiłku chorobowego. Taki absurdalny przepis serwuje archaiczna ustawa o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w czasie choroby i macierzyństwa z 25 czerwca 1999 roku autorstwa ówczesnego Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej pod rządami koalicji AWS - Unia Wolności. Zakład Ubezpieczeń Społecznych tłumaczy, że kobiety mogłyby otrzymać pełne wynagrodzenie, ale tylko w sytuacji, gdy w okresie wypowiedzenia nie przebywałyby na zwolnieniu lekarskim. - ZUS między wierszami daje tu do zrozumienia, iż uważa, że zwolnienia są wystawiane nie na zasadzie wskazań lekarskich, ale tylko dlatego, że komuś coś tam się należy. Nie można przecież założyć, że wszystkie kobiety mogą pracować przez cały okres w przypadku ciąży zagrożonej - mówią lekarze.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie kryje, że wątpliwości pań oczekujących narodzin dziecka budzi art. 46 inkryminowanej ustawy, który zakłada, iż podstawa wymiaru zasiłku chorobowego przysługującego za okres po ustaniu tytułu ubezpieczenia chorobowego nie może być wyższa niż kwota wynosząca 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Kwotę tę ustala się miesięcznie, poczynając od 3. miesiąca kwartału kalendarzowego, na 3 miesiące, na podstawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia z poprzedniego kwartału.
Na postawie tej regulacji ZUS dokonuje procederu tzw. spłaszczenia wynagrodzeń. Dotyczy to m.in. kobiet w ciąży zatrudnionych przez zakład pracy na zasadach upoważniających do ubezpieczenia chorobowego, a więc umowy na czas nieokreślony, określony i umowy-zlecenie. W praktyce wygląda to następująco: jeśli kobieta w okresie wypowiedzenia przebywa na zwolnieniu lekarskim, sprawę jej ubezpieczenia chorobowego przejmuje ZUS. Zmienia się wówczas kwota otrzymywanego dotąd zasiłku chorobowego.
Do momentu przejścia na okres wypowiedzenia kobieta upoważniona jest zgodnie z kodeksem pracy do otrzymywania pełnej kwoty. Kiedy jednak zakład pracy zostaje likwidowany, ZUS wypłaca zasiłek o wiele niższy. Zakład Ubezpieczeń Społecznych określa to jako tzw. spłaszczenie wynagrodzenia po ustaniu zatrudnienia. Bez względu na wysokość dotychczasowych zarobków zostaje ono obliczone na podstawie średniej krajowej, która według Głównego Urzędu Statystycznego wynosi obecnie 3096,55 zł brutto.
W efekcie zmniejsza się kwota zasiłku, a wysokość stawki dziennej wynosi wtedy zaledwie nieco ponad 100 zł brutto w przeliczeniu na jeden dzień roboczy. Wynagrodzenie wraca do normy dopiero z chwilą rodzenia dziecka i przejścia kobiety na czas urlopu macierzyńskiego.
- Takie przepisy określam jako nieludzkie. ZUS może się tłumaczyć ustawą, ale dlaczego o tych regulacjach nie informuje nas, kiedy tracimy pracę i przechodzimy pod jego opiekę? - pyta Aneta Kruszyna z Warszawy.
W jej przypadku sprawa z obniżeniem pensji wyszła na jaw dopiero wówczas, gdy na koncie kobiety pojawiła się omyłkowo pełna kwota wynagrodzenia. Po jakimś czasie pracownicy ZUS zorientowali się w sytuacji, zaczęły się telefony o zwrot "nadwyżki".
- Przez ten cały bałagan jestem bardzo poszkodowana. Gdybym wiedziała wcześniej, mogłabym starać się o odszkodowanie u pracodawcy - tłumaczy pani Aneta.
ZUS zrzuca obowiązek poinformowania pracownika na pracodawcę, który według urzędu powinien informować swoich pracowników, co jest dla nich korzystne, a co nie. - My tej pani wszystko już wytłumaczyliśmy. Może ona zwrócić się do nas na piśmie, odpowiemy na jej wątpliwości. Ma ona prawo złożyć skargę do prezesa ZUS lub do ustawodawcy, czyli w tym wypadku Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. My tych przepisów nie wymyślamy, na to są artykuły ustawy - tłumaczy Inspektorat ZUS Warszawa Wola.
- Nie można tu mówić o braku kompetencji urzędników, którzy kierowali się tylko przepisami ustawy - twierdzi Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS. Ministerstwo pracy jest oszczędne w słowach.
- Nie wchodzi to w zakres naszych kompetencji. Ministerstwo nie pełni funkcji kontrolnej nad ZUS. W takich przypadkach pozostaje jedynie odwołanie się do Sądu ds. Pracy i Ubezpieczeń Społecznych - odbija piłeczkę Bożena Diaby, rzecznik resortu.
Z informacji udzielonych nam w XIII Wydziale Ubezpieczeń Społecznych Sądu Okręgowego w Warszawie wynika, że tego typu sprawy ciągną się latami. - Mamy bardzo długie terminy. Jeżeli powódka otrzymała od ZUS decyzję, z którą się nie zgadza, mogłaby ten termin wzruszyć, podając pewne powody, ale szanse na załatwienie sprawy są nikłe. Z doświadczenia wiemy, że w takich przypadkach nieznajomość prawa może tej osobie zaszkodzić - usłyszeliśmy w jednym z warszawskich sądów.
Zdaniem ZUS, rozwiązaniem korzystnym dla kobiet w ciąży byłoby w takim przypadku to, by przebywając na okresie wypowiedzenia, nie brały zwolnienia lekarskiego. Wówczas mogłyby się zarejestrować w Urzędzie Pracy i otrzymałyby normalną pensję do czasu porodu.
- To jakiś nonsens. Skąd miałam wiedzieć, że sprawa się tak potoczy? Nikt mi tego nie powiedział - deklaruje kobieta.
Sprawa zaskakuje też parlamentarzystów. - Przyznam, że nie wiedziałem do tej pory nic na ten temat. Ale obiecuję, że kiedy zapoznam się bliżej ze sprawą, złożę stosowną interpelację - deklaruje Stanisław Szwed, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
- Argumentacja ZUS wydaje się co najmniej dziwna. Używanie takiej argumentacji w przypadku kobiet w ciąży to zakładanie, że kobieta w sytuacji ciąży zagrożonej ma chodzić do pracy, narażając tym samym zdrowie własne i swego dziecka. ZUS między wierszami daje tu do zrozumienia, iż uważa, że zwolnienia są wystawiane nie na zasadzie wskazań lekarskich, ale tylko dlatego, że komuś coś tam się należy. Tymczasem my wydajemy takie zwolnienie na postawie badania pacjentki - ocenia Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie.
Anna Ambroziak
"Nasz Dziennik" 2009-04-23

Autor: wa

Tagi: zus