Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Złote skoki Blanika

Treść

Był czwarty w Sydney, do Aten nie pojechał. Przed wyjazdem do Pekinu mówił, iż chcąc marzyć o sukcesach, trzeba sięgać wzrokiem najwyższych celów, bo tylko w ten sposób można pokonać przeszkody i bariery, które wydawały się dotychczas poza zasięgiem. Wczoraj, podczas pekińskiego finału, dotknął gwiazd. Został mistrzem olimpijskim w skoku, jako pierwszy polski gimnastyk w historii. Leszek Blanik! Nasz reprezentant to aktualny mistrz świata i Europy w skoku, nic zatem dziwnego, iż wszyscy typowaliśmy go do podium także w Pekinie. Sam Blanik starał się tonować nastroje. Owszem, celował o medal, ale mówił, iż ucieszy go jakikolwiek: zarówno srebrny, jak i brązowy. Złoto było oczywiście celem nadrzędnym, wielkim marzeniem. Drogę do niego rozpoczął już w sobotę, dzień po ceremonii otwarcia igrzysk. Zajął wysokie, trzecie miejsce w kwalifikacjach i odetchnął z ulgą. - Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że kwalifikacje zawsze są dla mnie najtrudniejsze. Czasami patrzę na rywali, kalkuluję, co niekoniecznie popłaca - mówił wówczas. Szczęśliwy, bo udało mu się nie tylko uplasować na dobrej pozycji, ale i wykonać dwa świetne skoki. Pierwszym z nich był "blanik", wpisany do przepisów sędziowskich Międzynarodowej Federacji Gimnastycznej (FIG) pod numerem 332. Ów skok, przerzut, podwójne salto w przód w pozycji łamanej wykonał perfekcyjnie. Potem był "rundak" - naskok na stół gimnastyczny z ćwierćobrotem, odbicie z ramion, drugie ćwierć obrotu, a następnie dwa i pół salta w tył w pozycji łamanej. Obie próby były znakomite i Polak zapowiedział, iż podobnie musi być w finale. Tylko w ten sposób zbliży się bowiem do gwiazd. Od kwalifikacji do finału minął ponad tydzień. Sporo. Nasz reprezentant wykorzystał go optymalnie. Trenował, pracował i odpoczywał - i tak w kółko. Na relaks, zwiedzanie Pekinu sobie nie pozwalał. Liczył się najważniejszy w życiu start. Blanik był kandydatem do medalu, ale nie jedynym. Równie duże, jeśli nawet nie większe szanse na sukces dawano najlepszemu w kwalifikacjach Rumunowi Marianowi Dragulescu. I ten w pierwszym skoku potwierdził ogromne możliwości - otrzymał fantastyczną notę 16,800 pkt, najwyższą w historii skoku mężczyzn. Za chwilę wszystko jednak zaprzepaścił - nie ustał drugiej ewolucji i w tym momencie stało się jasne, iż złota nie zdobędzie. Ba, w ogóle nie stanie na podium. Blanik przyglądał się temu już z boku. Kilka minut wcześniej wykonał oba swe skoki - znakomicie. Wspaniale frunął w powietrzu, wspaniale lądował - jak żaden z rywali. Za pierwszą próbę otrzymał notę 16,600 pkt, za drugą - 16,475 pkt. Triumfował ze średnią 16,587 pkt! Co ciekawe, z identycznym dorobkiem zmagania zakończył świetny Francuz Thomas Bouhail, lecz po podliczeniu wszystkich sześciu not sędziowskich (łącznie ze skrajnymi) Polak okazał się trochę lepszy. Pekińskie igrzyska są ostatnią wielką imprezą sportową z udziałem Blanika. W przyszłym roku skupi się jedynie na kilku zawodach z cyklu Pucharu Świata, tym bardziej zależało mu na dobrym występie i spektakularnym pożegnaniu. Marzył o złotym medalu, tym najcenniejszym i wyśnionym trofeum. Wczoraj to pragnienie spełnił, i to w wielkim stylu. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-08-19

Autor: wa