Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zespół Gowina przymyka oczy na problemy

Treść

Ks. dr Piotr Kieniewicz, Katedra Teologii Życia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II Zazwyczaj w przekazie medialnym i dyskusjach politycznych uczestnicy sporu skupiają się na istotnych, ale wtórnych powodach, dla których Kościół sprzeciwia się stosowaniu procedur zapłodnienia pozaustrojowego. W encyklice "Evangelium vitae", w numerze 14., Jan Paweł II pisał: "Różne techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą intencją, w rzeczywistości stwarzają możliwość nowych zamachów na życie. Są one nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, a ponadto stosujący te techniki do dziś notują wysoki procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia, ile następnej fazy rozwoju embrionu wystawionego na ryzyko rychłej śmierci. Ponadto w wielu przypadkach wytwarza się większą liczbę embrionów, niż to jest konieczne dla przeniesienia któregoś z nich do łona matki, a następnie te tak zwane 'embriony nadliczbowe' są zabijane lub wykorzystywane w badaniach naukowych, które mają rzekomo służyć postępowi nauki i medycyny, a w rzeczywistości redukują życie ludzkie jedynie do roli 'materiału biologicznego', którym można swobodnie dysponować". Warto zwrócić uwagę na kolejność przytaczanej argumentacji: najpierw wysunięty jest argument antropologiczny - zapłodnienie pozaustrojowe oddziela poczęcie od aktu małżeńskiego, czyniąc z prokreacji (a więc uczestnictwa w dziele stwórczym Boga) działalność reprodukcyjną (a więc czysto techniczną). Wbrew pozorom, problem nie ma charakteru wyłącznie teologicznego (czy ideologicznego, jak to interpretują niektórzy), ale głęboko moralny, gdyż narusza wewnętrzną integralność relacji między mężem i żoną, której owocem jest (może być) nowe życie. Zapłodnienie pozaustrojowe coraz częściej dokonywane jest w taki sposób, że nawet od czysto technicznej strony poczęcie jest nie tyle owocem naturalnego procesu wniknięcia plemnika do komórki jajowej, ile efektem działania technika medycznego, który dokonuje mikroiniekcji i łączy gamety na siłę. Nowo powstałe życie nie jest zresztą traktowane z należnym mu szacunkiem - wybiera się spośród istniejących zarodków (choć powinniśmy pamiętać, że mówimy o ludziach w ich najwcześniejszej fazie rozwoju) te, które najlepiej się rozwijają, pozostałe zamrażając w ciekłym azocie, niszcząc lub przekazując do badań i eksperymentów biomedycznych. Warto zauważyć w odniesieniu do sytuacji polskiej, że proponowane przez ekipę pana Gowina rozwiązania co prawda domagają się wszczepienia wszystkich powołanych do istnienia zarodków, ale trudno oczekiwać, by lekarz dokonywał implantacji embrionów źle rozwiniętych, a powstania takich nie można wykluczyć. Obecnie stosowane procedury in vitro - ze względu na niską skuteczność - obejmują stworzenie wielu zarodków, spośród których wybiera się te najlepiej rozwinięte. Pozostałe (zwane embrionami nadliczbowymi) są zazwyczaj przechowywane w stanie hibernacji, niszczone bądź używane do eksperymentów. Z oczywistych powodów - nade wszystko naruszenia godności osoby i jej prawa do życia - zarówno zniszczenie ich, jak i wykorzystywanie do badań spotyka się z gwałtownym sprzeciwem Kościoła. Także proces przechowywania w ciekłym azocie nie cieszy się akceptacją Kościoła, jako że po pierwsze - nie jest znany wpływ takiego stanu na możliwości dalszego rozwoju w przypadku implantacji, a po drugie - jest rzeczą nierealistyczną oczekiwać przechowywania nadliczbowych embrionów w nieskończoność. W tej chwili na świecie istnieją już setki tysięcy, jeśli nie miliony, zamrożonych dzieci w embrionalnej fazie rozwoju i nie wolno na ich stan patrzeć obojętnie. Dodatkowego ciężaru dodają negatywnej ocenie przypadki aborcji selektywnej, dokonywanej wtedy, gdy istnieje prawdopodobieństwo, że dziecko nie rozwija się prawidłowo. Dla samej kobiety zresztą procedury in vitro nie są również obojętne. Agresywne stymulacje hormonalne (celem wywołania multiowulacji, wyhamowania jej i przygotowania macicy do przyjęcia dziecka, a następnie podtrzymania ciąży, zanim wykształcą się mechanizmy samoregulujące) nie pozostają obojętne na całość gospodarki hormonalnej jej organizmu. Sposób pobierania nasienia od mężczyzny związany jest zazwyczaj z działaniami niegodziwymi - wykorzystaniem pornografii i masturbacją. W przypadku zapłodnienia heterogenicznego (wykorzystując dawców gamet) naruszane jest dodatkowo prawo dziecka do zachowania tożsamości: w skrajnych wypadkach dziecko może mieć pięcioro rodziców, z których każdy będzie miał jakieś prawo, by tak siebie nazywać: małżonkowie, którzy chcą mieć dziecko, dawcy komórki jajowej i spermy oraz kobieta, która służy jako "łono do wynajęcia". W przypadku adopcji problem tożsamości dziecka nie jest naruszony, ponieważ od początku rodzice biologiczni są znani i dziecko może poznać swoją przeszłość jeśli nie od razu, to po osiągnięciu pełnoletności. Od strony naukowej trudno oceniać procedurę in vitro wyłącznie w kategoriach sukcesu. Oczywiście, w chwili obecnej jest ona mocno już spopularyzowana i w skali Europy mówi się, że około 1 proc. urodzin wszystkich dzieci dotyczy tych poczętych w sposób sztuczny. Nie można jednak jednoznacznie potwierdzić, że procedury in vitro pozostają bez wpływu na stan zdrowia tak poczętych ludzi w wieku dorosłym. Co więcej, coraz częściej podnoszone są głosy o zwielokrotnionym zagrożeniu tak rzadkimi, acz groźnymi chorobami, jak i schorzeniami "popularnymi". Przyszłość (najbliższe 100 lat) pokaże, jakie skutki wywołują te i inne manipulacje genetyczne, o ile oczywiście prowadzone będą uczciwie stosowne badania na kolejnych pokoleniach ludzi będących potomkami dzieci poczętych "w probówce". not. IB "Nasz Dziennik" 2008-11-28

Autor: wa