Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zesłańcy przegrywają z walką z "kibolami"

Treść

Cisza, jaka zapadła wokół obywatelskiego projektu ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego deportowanych i zesłanych przez władze Związku Sowieckiego, nasuwa pytania o powody legislacyjnej obstrukcji. Czy nie jest to efekt polityki sprowadzającej się do hasła: "Byle nie drażnić Rosji"? Projekt ustawy stara się bowiem chociaż w części naprawić skutki ludobójstwa z lat 1937-1938, w wyniku którego zastrzelono około 100 tys. Polaków, a dziesiątki tysięcy zesłano do łagrów. Politycy opozycji wskazują jednak, że przyczyny przedłużania prac nad projektem mogą być bardziej prozaiczne. Polacy ze Wschodu nie są dla Platformy Obywatelskiej potencjalnym elektoratem wyborczym, więc nie znajdują się w polu jej zainteresowań.
- 111 tys. ludzi rozstrzelanych w ciągu roku, zesłanych 60 tys. do Kazachstanu, a do łagrów ponad 50 tys. ludzi. Dziesiątki tysięcy dzieci tych, których poddano represjom, zostało oddanych do rosyjskich domów dziecka w celu rusyfikacji. To większa liczba niż to, co robili Niemcy podczas II wojny światowej, kiedy zabierali młodych Polaków na zniemczenie. Był specjalny rozkaz ludowego komisarza spraw wewnętrznych NKWD Nikołaja Jeżowa, który m.in. regulował sposób rozdzielania rodzeństwa, by zapomniały o członkach rodziny - mówi dr Robert Wyszyński ze Związku Repatriantów Rzeczypospolitej Polskiej, który uczestniczył w przygotowaniu obywatelskiego projektu ustawy dotyczącej repatriacji. Wskazuje, że w przyszłym roku minie 75. rocznica tej czystki etnicznej przeprowadzonej z rozkazu Józefa Stalina. - Polacy w Kazachstanie będą ją obchodzić. Mam nadzieję, że politycy w Polsce wreszcie to zauważą - podkreśla Wyszyński.
Tymczasem państwo polskie do tej pory nie uporało się z problemem umożliwienia powrotu do Ojczyzny potomkom polskich zesłańców, rocznie sprowadzając na mocy obowiązującej ustawy o repatriacji tylko kilkanaście rodzin. Obywatelski projekt, który miał temu zaradzić, po pierwszym czytaniu w Sejmie utkwił w podkomisji.
Jeden z jej członków, poseł Franciszek Stefaniuk (PSL), nie wie, dlaczego przedłużają się prace nad projektem. - Proszę pytać przewodniczącego podkomisji Pawła Orłowskiego - oznajmia.
Jakub Płażyński, przewodniczący Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej "Powrót do Ojczyzny", który doprowadził do wniesienia obywatelskiego projektu ustawy repatriacyjnej do Sejmu, nie sądzi, jakoby przedłużające się nad nią prace były skutkiem prowadzonej polityki międzynarodowej. - Nie chciałbym, żeby ten projekt był rozpatrywany pod kątem jakiejkolwiek polityki. Nie sądzę, żeby miał on zaciążyć na relacjach z krajami, w jakich znajdują się obecnie Polacy. Repatriacja nie odbywa się wbrew interesom państw, to tylko umożliwienie naszym rodakom powrotu do Polski - ocenia Płażyński. Zwraca uwagę, że prace przedłużają się w związku z tym, że jest to ustawa, która wymaga wielu konsultacji. - Podkomisja, która obraduje nad projektem, stara się zasięgnąć opinii jak najszerszego kręgu specjalistów w dziedzinie repatriacji. A z drugiej strony również mamy taki gorący okres, gdzie trudno o wytężoną pracę nad poszczególnymi projektami, bo widzę, że bieżąca polityka często wygrywa z inicjatywami społecznymi - twierdzi Płażyński.
Poseł Jan Dziedziczak (PiS), jeden z członków podkomisji, potwierdza, że prace nad projektem nie posuwają się naprzód. - Moim zdaniem, będzie to taka taktyka. Rozmawiałem z przewodniczącym podkomisji Pawłem Orłowskim (PO), żeby w najbliższym czasie zorganizować posiedzenie przynajmniej z wysłuchaniem pewnych bieżących tematów. Zgodził się i na tym się skończyło - mówi Dziedziczak. Przyznaje, że zbrodnie stalinowskie popełnione na Polakach w latach 30. są niezwykle dramatyczną i nieco zapomnianą obecnie historią. - Na pewno nie można jej lekceważyć. Natomiast wydaje się, że kluczowym aspektem jest tutaj zupełna obojętność na sprawy wspólnoty narodowej wśród decydentów w rządzie Donalda Tuska. Innymi słowy, jeżeli temat nie oferuje zysku sondażowego, jest spychany na ostatnie miejsce - zaznacza Dziedziczak. Według niego, Polacy z Kazachstanu nie są potencjalnym elektoratem wyborczym PO. - Nie mogą głosować w wyborach parlamentarnych, ponieważ nie mają polskiego obywatelstwa, więc nie są w polu zainteresowania obecnych władz - konkluduje Dziedziczak.
O powody ślimaczenia się prac nad projektem "Nasz Dziennik" próbował zapytać Pawła Orłowskiego, szefa podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia obywatelskiego projektu ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego deportowanych i zesłanych przez władze Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. Poseł był jednak dla nas nieuchwytny.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-05-23

Autor: jc