Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zbrodnia nieosądzona

Treść

Prokuratura oskarżała Stanisława Kociołka (pierwszy z lewej) o to, że w przemówieniu telewizyjnym nakłaniał strajkujących w Gdyni do powrotu do pracy, wiedząc, że stocznia będzie zablokowana przez wojsko (FOT. M. BORAWSKI)
Stanisław Kociołek prawomocnie uniewinniony od zarzutu sprawstwa kierowniczego masakry robotników w grudniu 1970 roku

Po trwającym 18 lat procesie sąd apelacyjny podtrzymał wyrok uniewinniający Stanisława Kociołka, byłego wicepremiera PRL, który w orędziu telewizyjnym zachęcał w grudniu 1970 r. stoczniowców Wybrzeża do powrotu do pracy. Dzień później wojsko i milicja otworzyły do nich ogień. To Kociołek, zdaniem byłego dyrektora Stoczni Gdańskiej, miał aprobować decyzje o użyciu broni.

Wczoraj na salę rozpraw przyszło tylko trzech oskarżonych. Poza Kociołkiem byli to: płk MirosławW., były dowódca batalionu blokującego bramę Stoczni Gdańskiej, oraz płk Bolesław F., były zastępca ds. politycznych dowódcy 32. Pułku Zmechanizowanego blokującego przystanek kolejki pod stocznią w Gdyni. Rok temu Kociołek został uniewinniony, a pozostali skazani na dwa lata w zawieszeniu. Wczoraj sąd podtrzymał tę decyzję.

– Czerwone łobuzy, dopadniemy was! – krzyczeli po ogłoszeniu wyroku członkowie stowarzyszenia Niezłomni KPN.

W ocenie sądu, oskarżeni mogli przewidzieć, że oddawanie strzałów nie tylko w powietrze, ale i w ziemię może spowodować śmierć robotników. Sąd pierwszej instancji uznał, że skoro motywem ich działania, przez stłumienie wystąpień ludności, było po części chronienie systemu politycznego, ich czyn uznano za zbrodnię komunistyczną.

W 2013 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok uznający za „bezprawną i przestępczą” decyzję władz PRL o użyciu broni przeciw protestującym robotnikom sprzeciwiającym się drastycznym podwyżkom cen. Oddalił jednak apelację, jaką złożył prokurator Bogdan Szegda w wątku Kociołka. Rok temu sąd niejednogłośnie uniewinnił od zarzutu „sprawstwa kierowniczego” zabójstwa robotników byłego wicepremiera PRL. Na Kociołku ciążył zarzut, że 16 grudnia 1970 r. nakłaniał w telewizji strajkujących w Gdyni do powrotu do pracy, choć – zdaniem prokuratury – wiedział, że następnego dnia rano stocznia będzie zablokowana przez wojsko.

Apelacja uznała, że sąd okręgowy właściwie rozpatrzył sprawę i wskazał, że nie jest kompetentny do ponownej analizy materiału dowodowego, ale oceny, czy dowody przedstawione przez oskar- żenie mogły doprowadzić oskar- żonego do jego skazania.

Zdaniem sądu apelacyjnego, kluczowe znaczenie miałyby informacje pochodzące bezpośrednio z ówczesnego obozu władzy. Jak podkreślano, „prezentacja domysłu i sugestii”, „polemika z ustaleniami faktycznymi” prokuratury nie mogą być wystarczającą przesłanką do kwestionowania decyzji sądu okręgowego.

– Inaczej sprawę mogą oceniać publicyści, historycy, a inaczej sąd, który może przesądzić o odpowiedzialności karnej, a nie politycznej czy moralnej – uzasadniała Ewa Plawgo, przewodnicząca składu sędziowskiego.

Prokurator IPN Bogdan Szegda, wnosząc o skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia, podkreślał, że powinno się zbadać, czy masakra robotników Wybrzeża miała charakter prowokacji, której celem była zmiana władz w 1970 roku.

– Udział wszystkich oskarżonych musi tu być jasno określony. Bo jeśli wszystko było sprowokowane, to elementem tej prowokacji jest wystąpienie oskarżonego Kociołka – argumentował prokurator Szegda. Podkreślał również, że sąd Iinstancji uznał, że użycie broni na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. było bezprawne i dlatego proces powinien ruszyć od początku.

Przypomnijmy, że według Klemensa Gniecha, byłego dyrektora Stoczni Gdańskiej, Kociołek miał osobiście wydać zgodę na strzelanie do robotników. Zdaniem prokuratora, pominięto sądowe zeznania Gniecha. Także Stanisław Żaczek, w 1970 r. członek komitetu strajkowego, zeznał przed sądem, że słyszał, jak dowodzący wojskami gen. Grzegorz Korczyński przekazuje Kociołkowi „dyspozycje z centrali” co do warunków użycia broni.

Korczyński miał powiedzieć: „Pierwszy strzał w górę, drugi pod nogi, trzeci na wprost”, a Kociołek odpowiedział: „Proszę wykonać”.

Jednak zdaniem sądu apelacyjnego, zeznania mieszkańców Trójmiasta zawierały opis własnych emocji i obserwacji, ale brakuje w nich elementów niezbędnych do dokonania ocen prawnych. – Poza odtworzeniem wydarzeń nie mają one znaczenia dla rozstrzygnięcia. Nie posiadali oni wiedzy takiej, jaką mieli ludzie z kręgów decyzyjnych – mówiła Plawgo. Zdaniem sędzi, fakt, że Kociołek był wicepremierem odpowiedzialnym za sprawy gospodarcze, w tym dostawy dla wojska, nie uzasadnia obarczenia go jako współodpowiedzialnego za masakrę robotników.

Prokurator w apelacji zarzucał sądowi I instancji, że dla niego głównym źródłem ustaleń był tzw. raport Władysława Kruczka – brata oskarżonego w tym procesie gen. Stanisława Kruczka.

Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 1 lipca 2014

Autor: mj