Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zarzuty na ślepo

Treść

"Jeśli nie wyląduję (wylądujemy), to mnie zabiją (zabije)" - takie słowa miał jakoby - zdaniem TVN 24 i "Gazety Wyborczej" - wypowiadać tuż przed katastrofą pilot rządowego Tu-154M mjr Arkadiusz Protasiuk. Ma to rzekomo wynikać z odszyfrowanych fragmentów nagrań VCR z tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem. Rewelacje są anonimowe i nieoficjalne. Żadna instytucja ich nie potwierdziła. Ale żyją już własnym życiem, choć bardzo łatwo je podważyć.
Konwencja chicagowska oraz obowiązujące Polskę przepisy szczegółowe i zalecenia Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (International Civil Aviation Organization - ICAO) dopuszczają publikacje jedynie tych danych ze śledztwa, które są istotne dla wyjaśnienia pośrednich i bezpośrednich przyczyn katastrofy. - Niedopuszczalne jest natomiast publikowanie wyrwanych z kontekstu, kompletnie nieistotnych dla śledztwa i mało prawdopodobnych przecieków w celu uwłaczania godności zmarłych i ich rodzin - podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jeden z pilotów, który nie chce podawać swojego nazwiska z racji odgórnie narzuconego przez PLL LOT zakazu wypowiadania się na tematy związane ze Smoleńskiem. - Trudno jest oprzeć się wrażeniu, że to właśnie "Gazeta Wyborcza" i TVN 24 wykorzystują katastrofę do gry politycznej i nie liczą się z niewyobrażalnym bólem rodzin polskich pilotów i pozostałych ofiar katastrofy - zauważa kolejny rozmówca "Naszego Dziennika", były koordynator lotów.
Rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej Janusz Sejmej, na pytanie "Naszego Dziennika" o to, czy i jak ministerstwo zamierza bronić dobrego imienia polskich żołnierzy, odpowiedział jedynie, że MON "czeka na pełne wyjaśnienie przyczyn katastrofy ze strony zarówno prokuratury, jak i komisji". - MON nie będzie odnosiło się do nieoficjalnych informacji ze strony jakichkolwiek mediów - zakończył Sejmej.
Naciągane tezy "GW"
1) "'Jak nie wyląduję (wylądujemy), to mnie zabiją (zabije)' - miał według TVN 24 powiedzieć pilot Arkadiusz Protasiuk kilkadziesiąt sekund przed katastrofą 10 kwietnia. Stacja nie podała źródła informacji o odczytaniu tych słów mjr. Protasiuka. I zastrzegła, że nie zna ich kontekstu" - napisała "GW" 15 lipca w artykule zatytułowanym "Czy pilot musiał". Zaraz też przypomina, jakoby jeszcze przed drugą turą wyborów prezydenckich jako pierwsza pozyskała od informatora uczestniczącego w pracach rosyjskiego MAK informacje, że mjr Protasiuk miał rzekomo powiedzieć: "Jeśli nie wyląduję, będę miał przechlapane (przewalone)".
Fonologicznie rzekome słowa mjr. Protasiuka diametralnie różnią się od tych, jakie ujawniła - również z jakichś tajnych źródeł - telewizja TVN 24.
Tymczasem nie ma technicznej możliwości, aby w czasie badań fonoskopijnych pozyskany tekst mógł brzmieć: "będę miał przechlapane", zamiennie z: "zabiją mnie". Brzmienie, układ głosek, cechy akcentowania tych wyrażeń są skrajnie odmienne.
2) "GW": Nieoficjalne informacje o odczytaniu podobnych słów przypisywanych pilotowi dochodziły do "Gazety" jeszcze przed II turą wyborów. Ale do tej pory nie zdołaliśmy ich jednoznacznie potwierdzić.
Wszystkie poprzednie, uwłaczające pamięci polskich pilotów publikacje "GW" nie wskazują na to, aby miała ona w zwyczaju potwierdzanie jakichkolwiek informacji. - Świadczy o tym najlepiej artykuł "Lot na ślepo" z pierwszej strony "GW" z 8 lipca, który nie zawiera ani jednej zgodnej ze stanem faktycznym tezy lub informacji poza nazwiskami autorów - mówi jeden z pilotów LOT w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".
3) "GW": Nasz informator uczestniczący w pracach rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) mówił, że o godz. 8.16 czasu warszawskiego, czyli 25 minut przed katastrofą, Protasiuk powiedział: "Jeśli nie wyląduję, będę miał przechlapane (przewalone)".
Zdanie to podważa chociażby raport MAK, który mówi wyraźnie, że: "Wspólnie zakończono prace nad rozszyfrowywaniem rozmów członków załogi, identyfikacja ich głosów została przeprowadzona przez polskich lotników. Prace utrudniał wysoki poziom szumów, w tym zza otwartych drzwi od kabiny załogi. W celu oczyszczenia nagrania od szumów zastosowano specjalną posiadaną przez MAK aparaturę z unikalnym oprogramowaniem. Głosy członków załogi zostały dokładnie zidentyfikowane". Tak więc wszystkie zidentyfikowane przez MAK fragmenty zostały, niestety dla "Gazety Wyborczej", już przebadane przez MAK, a ich badanie fonoskopijne zakończono przed publikacją stenogramów. Nie ma więc możliwości, aby istniał ktoś związany z MAK, kto posiada takie informacje, ponieważ takowe nie istnieją i są sprzeczne z oświadczeniami MAK.
4) "Jeśli nie wyląduję, będę miał przechlapane (przewalone)" - miał powiedzieć pilot o godz. 8.16 czasu warszawskiego.
Gazeta bardzo sprytnie umiejscowiła swoje insynuacje właśnie w tym miejscu stenogramu, w którym drugi pilot wyraża zdziwienie późną porą pojawienia się mgły. Tymczasem taka teoria całkowicie dyskwalifikuje informacje TVN 24 i "Gazety Wyborczej" z bardzo prostej przyczyny. Chwilę później kapitan tłumaczy bowiem stewardesie, a później raz jeszcze "dyrektorowi", że w tych warunkach nie da się wylądować (8.17.40,2 "Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy", o 8.18.13,0 na pytanie: "Co wtedy?", kapitan odpowiada: "Odejdziemy"). Kapitan wyraźnie też powiedział "dyrektorowi", że będą lecieć na lotnisko zapasowe, a następnie informuje załogę, że w razie nieudanego podejścia odejdą. Nie ma więc możliwości, aby wcześniej padły słowa kategorycznie przeczące tym późniejszym. Za wykonanie lądowania w tych warunkach pilotowi groziłaby odpowiedzialność dyscyplinarna i karna. Fakt ten całkowicie wyklucza możliwość zachowania, jakie "GW" usiłuje przypisać nieżyjącym pilotom.
5) Zdanie "Jeśli nie wyląduję, będę miał przechlapane (przewalone)" pada mniej więcej wtedy, gdy do kokpitu po raz pierwszy miał wejść gen. Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych.
Tymczasem jedyne, i to domniemane, wejście śp. generała Andrzeja Błasika do kabiny pilotów nastąpiło około 20 minut później.
6) "GW": Nie wiemy, czy z własnej woli, czy też wysłany do pilotów [gen. Andrzej Błasik - przyp. red.], którzy już wiedzieli, że pogoda w Smoleńsku jest fatalna. Zgodnie z procedurą piloci musieli powiadomić o mgle dysponenta lotu, czyli Kancelarię Prezydenta.
To jest zupełnie niedopuszczalna insynuacja. Generał broni nie jest bowiem tzw. chłopcem na posyłki - jak Rywin, który chodził do Michnika, lecz poważnym oficerem. - Generał Andrzej Błasik był absolwentem kilku wyższych uczelni i bardzo doświadczonym lotnikiem. Uwłaczanie jego pamięci, co z przyjemnością praktykuje "Gazeta Wyborcza", jest dla nas bulwersujące - podkreślają znający generała piloci.
7) "GW": Jeśli zdanie to padło około 8.16, pasowałoby do kontekstu rozmów załogi, które znamy z ujawnionego stenogramu.
Kontekst rozmów to przygotowania załogi Tu-154M do lądowania. W żadnym wypadku nie wynika z niego, aby ktoś wywierał na załogę naciski. Jeśliby więc "Gazecie" udało się już zdiagnozować nawet kontekst tej wypowiedzi, to dlaczego w artykule zaznaczyła na początku, że kontekst jest nieznany? Dlaczego też nie precyzuje ona, o jaki kontekst chodzi?
8) Między 8.17 a 8.18 pilot rozmawia z niezidentyfikowaną osobą. "Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy" - mówi. "A jeśli nie wylądujemy, to co?" - pyta anonim, którym może być gen. Błasik. "Odejdziemy" - odpowiada Protasiuk.
Raz jeszcze zauważamy, że tym anonimem nie może być - jak sugeruje "GW" - generał Andrzej Błasik, lecz raczej stewardesa. Ten tak zwany w stenogramie anonim nie zna bowiem technik i podstaw pilotażu. Czyli nie mógł być to doświadczony generał - twierdzą piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik".
9) Lot z 10 kwietnia odbywał się pod presją czasu i okoliczności. Samolot wyleciał z Warszawy 27 minut później, niż zaplanowano (na pokład jako jeden z ostatnich wszedł Lech Kaczyński z żoną). W Lesie Katyńskim na delegację czekały już setki osób. Lądowanie na lotnisku zapasowym i przejazd do Katynia samochodami opóźniłyby o kilka godzin uroczystości upamiętniające 70-lecie mordu na polskich oficerach.
Tymczasem prędkość samolotu na trasie wynosiła około 780 km/h, wobec maksymalnej 950 km/h. Co za tym idzie, nikt nigdzie się nie spieszył, a naciski na załogę są wykluczone. Nie ma o nich najmniejszej wzmianki - także w samym stenogramie.
10) Czy Protasiuk mógł się bać nieprzyjemności, gdyby w Smoleńsku nie wylądował? W 2008 r. był drugim pilotem, gdy prezydent Kaczyński w trakcie wojny gruzińsko-rosyjskiej nakazał jego koledze lecieć wprost do Tbilisi, a nie - jak planowano - do Gandży w Azerbejdżanie. Dowódca załogi kpt. Grzegorz Pietruczuk odmówił. "Wychodząc z samolotu, [prezydent] powiedział do mnie krótkie zdanie: 'Jeszcze się policzymy'" - opowiadał "Gazecie" Pietruczuk. Napiętnowali go potem posłowie PiS. Karol Karski doniósł prokuraturze, że nie wykonał rozkazu prezydenta. Przemysław Gosiewski w interpelacji sejmowej zarzucił pilotowi tchórzostwo.
To niedopuszczalne insynuacje. Kapitan Protasiuk nie mógł bać się nieprzyjemności, tak jak nie bał się ich w 2008 roku. - Na dodatek tzw. nieprzyjemności są niczym w porównaniu z odpowiedzialnością karno-dyscyplinarną, jaką poniósłby za lądowanie w tych warunkach - zauważają piloci.
11) Czy czegoś mógł się obawiać gen. Błasik? Został szefem Sił Powietrznych na wniosek ministra obrony w rządzie PiS Aleksandra Szczygły. Media donosiły, że po katastrofie samolotu CASA w styczniu 2008 r. (zginęło 20 wojskowych) zachował stanowisko po interwencji Kancelarii Prezydenta, choć minister z PO Bogdan Klich chciał go zwolnić.
Generał Andrzej Błasik był głównym inicjatorem reform Sił Powietrznych po tej katastrofie.
Dlaczego "GW", która - jak się przechwala - ma tak szerokie kontakty w MAK, nie "wyciągnie" od przedstawicieli Komitetu informacji na temat tego, kiedy strona rosyjska udostępni nam wreszcie zapis drugiej czarnej skrzynki - Flight Data Recorder (FDR)? Dopiero zebranie znajdujących się na tym rejestratorze parametrów i nałożenie ich na dane z pierwszej czarnej skrzynki (Cockpit Voice Recorder) pozwoli poznać rzeczywiste parametry lotu i ocenić, czy załoga tupolewa działała zgodnie z procedurami i czy faktycznie popełniła - jak od samego początku stara się dowodzić "Gazeta Wyborcza" - ewentualny błąd.
Udostępniony przez MAK stronie polskiej stenogram pochodzący z pierwszej czarnej skrzynki jest zaledwie pomocniczy do ustalenia przyczyn i przebiegu katastrofy. O wiele ważniejszy jest rejestrator Flight Data Recorder (FDR). Dopiero skonfrontowanie zapisów z tych dwóch urządzeń może wyjaśnić katastrofę polskiego samolotu rządowego. Tymczasem Rosja w dalszym ciągu nie odpowiedziała, kiedy - i czy w ogóle - udostępni nam informacje z FDR.
Nieocenione w tym względzie mogą okazać się także dane znajdujące się na dodatkowej czarnej skrzynce produkcji polskiej - tzw. rejestratorze ATM - QAR/R 128 ENC, które po odczytaniu w Polsce przez producenta - firmę ATM Awionika, zostały odesłane do Rosji. Wyników z ich badań nie ujawniono. Tymczasem urządzenie polskiej produkcji rejestruje dane, których nie są w stanie odnotować rosyjskie urządzenia.
Dlaczego po ponad trzech miesiącach od katastrofy nadal nie posiadamy informacji na temat znajdującego się na nich zapisu? Dlaczego urządzenia te nadal znajdują się w Rosji?
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik 2010-07-19

Autor: jc