Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zarzuty dla wojskowych

Treść

Po publikacji raportu Jerzego Millera, sprofilowanego wyraźnie na obarczenie wyłączną odpowiedzialnością za katastrofę smoleńską pilotów ze specpułku, ta informacja była tylko kwestią czasu. Dwaj oficerowie zajmujący rok temu kierownicze stanowiska w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego nie dopełnili swoich obowiązków w związku z organizacją lotu Tu-154M - twierdzi Naczelna Prokuratura Wojskowa. Wojskowi, którzy usłyszeli takie zarzuty, nie przyznają się do winy. Ich decyzje były pochodnymi decyzji cywilów - wskazują adwokaci rodzin ofiar.
- Prokuratorzy zarzucili podejrzanym, że nie dopełnili obowiązków służbowych związanych z organizacją lotu w dniu 10 kwietnia 2010 r. w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu Tu-154M nr boczny 101 do krytycznego lotu - stwierdził kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w odczytanym komunikacie.
Maksjan poinformował, że podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Nie zastosowano wobec nich żadnych środków zapobiegawczych (jak np. areszt czy wpłata kaucji), uznano bowiem na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego, że nie ma takiej potrzeby. - Złożyli wniosek o sporządzenie uzasadnienia i doręczenie postanowienia o przedstawieniu zarzutów na piśmie - powiedział Maksjan.
Za tzw. przestępstwo urzędnicze, które prokuratura zarzuca oficerom, grozi wojskowym do trzech lat więzienia.
Jak informuje prokuratura, chodzi o dwóch oficerów, którzy w kwietniu 2010 r. "zajmowali stanowiska w strukturze dowództwa 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w Warszawie". Maksjan nie chciał ujawnić danych oficerów, wyjaśniając, że nie ma na to zgody ani prokuratury, ani samych podejrzanych. Powołał się przy tym na przepisy prawa prasowego i wyroki Sądu Najwyższego zabraniające podawania informacji pozwalających na identyfikację podejrzanych. Maksjan podkreślił, że sprawa dotyczy bardzo wąskiego kręgu osób i "podawanie jakichkolwiek bliższych informacji pozwoliłoby zidentyfikować podejrzanych".
O kogo może chodzić? Piloci, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", wskazują na trzy osoby ze ścisłego kierownictwa specpułku. Są to: ówczesny dowódca jednostki płk Ryszard Raczyński oraz szef I eskadry ppłk Bartosz Stroiński. Trzecią osobą może być ppłk Grzegorz Kułakowski, były zastępca szefa specpułku.
Pełnomocnicy rodzin smoleńskich oceniają, że postawienie zarzutów jest konsekwencją publikacji raportu komisji Millera. Według niego, "okolicznościami sprzyjającymi" katastrofie miały być m.in.: nieprawidłowe szkolenia lotnicze w 36. specjalnym pułku lotniczym, nieopracowanie w nim procedur dotyczących działań załogi; sporadyczne zabezpieczanie lotów przy złej pogodzie przez kontrolerów w ostatnim roku.
- To decyzja, która już dawno była podjęta, a po raporcie Millera te osoby mogły się tego spodziewać, tutaj nie ma żadnego zaskoczenia - ocenia mecenas Bartosz Kownacki. Dodaje, że w jego przekonaniu, to nie jest "koniec zarzutów". Poza tym jest tutaj duży krąg osób spoza wojska. - Przecież to nie jest tak, że te osoby to są jedyni odpowiedzialni za taką organizację lotu czy przygotowanie załogi, ich decyzje są pochodnymi decyzji cywilów - wskazuje adwokat. Dodaje, że te kwestie zostały wydzielone do osobnego postępowania do prokuratury cywilnej.
Mecenas Maciej Madej, pełnomocnik pilota Jaka-40 por. Artura Wosztyla, wskazuje, że prokuratur musi udowodnić, że osoby, którym postawiono zarzuty, odpowiadały np. za brak ważnego dopuszczenia do lotów w warunkach minimalnych czy też braki w szkoleniach na symulatorach. - Mam nadzieję, że na tym się to śledztwo nie skończy i zarzuty zostaną postawione osobom bardziej bezpośrednio związanym z tą katastrofą - mówi mecenas Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego. - Liczę na to, że wreszcie ktoś pokusi się o wskazanie, kto jest bardziej odpowiedzialny, myślę tu o odpowiedzialności po stronie rosyjskiej - dodaje.
- De facto nie ma na razie czego komentować, to jest tylko rzucenie w eter informacji, bo jeżeli nie ma konkretów, co można powiedzieć więcej. Może być tak jak z mjr. Markiem Miłoszem (pilotem oskarżonym po katastrofie śmigłowca Mi-8), czyli osiem lat w zawieszeniu. Będą ciągani na prawo, na lewo, a potem okaże się, że są niewinni. To jest taka procedura, że próbuje się wykazać, iż coś zrobili, trzeba tylko znaleźć odpowiednie zapisy, natomiast oni muszą to wszystko potwierdzić. To będzie rok, dwa lata... niech pan sobie przypomni, jakie były mechanizmy przy Marku. Na Boże Narodzenie szły jakieś gorące newsy, że coś się dzieje. Ja na razie poczekałbym z tym wszystkim, oczywiście nie jest to jakaś sytuacja bez winy, natomiast siłą rzeczy trochę za wcześnie na to wszystko. To nie jest ten szczebel, oni są na końcu tego łańcucha. To powinno być robione systemowo, od góry. Tak jak to się od góry psuło, tak trzeba wyciągnąć wnioski, a nie od samego dołu - komentuje wczorajszą informację prokuratury jeden z byłych pilotów specpułku.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2011-08-23

Autor: jc