Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zarzuty coraz bardziej mgliste

Treść

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zbada, czy podczas przygotowywania publikacji w "Gazecie Wyborczej", w której autor powoływał się na materiały ze śledztwa w sprawie domniemanych przecieków z udziałem prokuratora Marka Pasionka, mogło dojść do nieuprawnionego ujawnienia wiadomości z postępowania przygotowawczego. Co ciekawe, wczoraj gazeta zmieniła ton narracji i znacząco osłabiła siłę rażenia zarzutów kierowanych pod adresem Pasionka, sugerując nawet, że prokurator może się wybronić. Sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która na razie otrzymała tylko akta jawne. Tymczasem od zapoznania się z całą dokumentacją uzależnione są terminy przesłuchań świadków.
Na polecenie gen. Krzysztofa Parulskiego, naczelnego prokuratora wojskowego, zbadana zostanie sprawa przecieków informacji ze śledztwa, do których mogło dojść podczas przygotowywania artykułu w "Gazecie Wyborczej" na temat postępowania w sprawie odsuniętego od śledztwa smoleńskiego prokuratora Marka Pasionka. Gazeta, opisując spotkanie, na którym miało dojść do ujawnienia informacji ze śledztwa smoleńskiego, powoływała się m.in. na zeznania "agentów wywiadu USA" oraz billingi mające dowodzić licznych kontaktów prokuratora z dziennikarzami oraz politykami PiS. Co ciekawe, "Gazeta Wyborcza" po podaniu informacji o kilkudziesięciu kontaktach Pasionka z "Naszym Dziennikiem" i "Rzeczpospolitą" opublikowała kolejny materiał, w którym stwierdza, że "wątek "dziennikarski" w śledztwie rysuje się mgliście". Gazeta podważyła też wiarygodność swoich wcześniejszych doniesień dotyczących kontaktów prokuratora z politykami, których mają dowodzić billingi. Powołując się na "źródło w prokuraturze", gazeta doszła do wniosku, że "sam billing to za mało, preferencje polityczne pana prokuratora są znane, istotne jest nie to, czy się kontaktował, tylko czy przekazywał informacje osobom nieuprawnionym".
Gazeta uznała też za stosowne zestawienie pozyskanych informacji na temat spotkania z 7 czerwca 2010 roku z udziałem prok. Pasionka z relacjami jego uczestników. Powołując się na Bogdana Święczkowskiego, byłego szefa ABW, podkreślono, iż prokurator "jedynie sondował, co wiedzą Amerykanie i jak wydostać od nich informacje drogą pomocy prawnej". Jak podkreśliła gazeta, niedługo po spotkaniu, 30 czerwca 2010 roku, prokuratura zwróciła się o pomoc prawną do Departamentu Sprawiedliwości USA. "Jeśli Pasionek szukał tylko podpowiedzi, to się wybroni" - napisała "GW", powołując się na źródło w prokuraturze.
Skąd ciekło do "GW"
Bez względu na zmianę sposobu narracji gazety publikacja z 13 czerwca br. będzie poddana ocenie prokuratorskiej. Sprawą zajmuje się Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Śledczy, na polecenie Naczelnego Prokuratora Wojskowego, mają rozważyć możliwość "zainicjowania postępowania karnego w sprawie rozpowszechniania publicznego, bez zezwolenia, wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym". Po zbadaniu sprawy prokurator oceni, czy zasadne jest wszczęcie śledztwa. Wówczas postępowanie może być prowadzone przez prokuraturę wojskową lub będzie przekazane prokuraturze cywilnej. O tym decydować będą ustalone fakty. - Jeśli prokurator uzna, że w grę wchodzą osoby cywilne, sprawa zostanie przekazana do prokuratury cywilnej. Jeżeli zaś zostanie ustalone, że sprawa dotyczy wojskowych, wówczas to my jesteśmy właściwi do zbadania tej sprawy - podkreślił kpt. Marcin Maksjan z biura rzecznika prasowego NPW. To normalna procedura, wynikająca z kodeksu postępowania karnego. Tego typu sprawy - dotyczące np. ujawnienia informacji ze śledztwa smoleńskiego - prokuratura wojskowa przekazywała już prokuraturom cywilnym. Sprawę przecieku badała też WPO w Poznaniu i dotyczyła ona oficera NPW. Sprawę, podobnie jak w przypadku podobnych postępowań w prokuraturze cywilnej, umorzono.
Wkrótce przesłuchania?
Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Warszawie zapoznaje się z materiałem sprawy dotyczącej prok. Pasionka. Śledczy mają zbadać, czy są podstawy do postawienia mu zarzutów ujawnienia tajemnicy służbowej i czy w ogóle był on sprawcą przecieku. Pierwotnie postępowanie miała prowadzić prokuratura niższego szczebla, jednak w poniedziałek śledczy uznali, iż z uwagi na charakter sprawy będzie ona prowadzona w prokuraturze okręgowej. Jak zapewniała nas prok. Monika Lewandowska, decyzja ta nie miała związku z ewentualnym przeciekiem informacji ze śledztwa do "GW". Lewandowska poinformowała nas, że akta jawne w sprawie Pasionka, sporządzone przez WPO w Poznaniu, obejmują cztery tomy. - Akt głównych, jawnych otrzymaliśmy cztery tomy i to jest komplet materiałów jawnych - zaznaczyła prok. Lewandowska. Obecnie zapoznaje się z nimi prokurator referent. Prokuratura wciąż nie otrzymała jednak akt z kancelarii tajnej, a od zbadania ich zawartości uzależnione są dalsze czynności śledcze z udziałem świadków. - Cztery tomy to nie jest materiał, który powodowałby zastój w pracy prokuratora. Pozostaje tu pytanie, kiedy otrzymamy akta niejawne i jak są one obszerne - dodała prok. Lewandowska. Jak ustaliliśmy w WPO w Poznaniu, przekazanie akt z kancelarii tajnej to kwestia wyłącznie techniczna, a czas dostarczenia dokumentów do prokuratury cywilnej jest uzależniony od terminu przejazdu konwoju, w którym akta będą przewiezione. Jak usłyszeliśmy, akta jawne wysyłane są "na bieżąco", natomiast transport dokumentów tajnych odbywa się rzadziej i w skrajnych przypadkach bywa, że trzeba na nie czekać nawet do dwóch tygodni.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-06-15

Autor: jc