Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zapytają Klicha o naciski na pilota

Treść

Wszelkie okoliczności związane z powodem wydania polecenia pilotowi kpt. Grzegorzowi Piertuczukowi sporządzenia notatki dotyczącej tzw. incydentu gruzińskiego z roku 2008 po ponad dwóch latach po tych wydarzeniach wymagają publicznych wyjaśnień i jasnego stanowiska ministra Bogdana Klicha - twierdzą parlamentarzyści. W ich ocenie, tego rodzaju działania resortu obrony mogą być odczytywane jako wikłanie wojskowych w polityczne rozgrywki.

- To ewidentna manipulacja propagandowa przy katastrofie smoleńskiej. Jak inaczej traktować przymuszanie oficera, po upływie ponad 2 lat od zdarzenia, do pisania notatki, składania dodatkowych zeznań, które następnie w mediach używane są przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, prezydentowi RP - pyta Dariusz Seliga, poseł PiS, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Kilka ostatnich doniesień medialnych na temat działalności Bogdana Klicha, szefa MON, tłumaczy, dlaczego nie udało się go dotąd odwołać z zajmowanego stanowiska. - MON nie zajmuje się bezpieczeństwem państwa, tylko realizuje zamówienia PR premiera Donalda Tuska. Bo komu tego typu rzeczy są potrzebne? Przymuszanie oficerów do tego rodzaju praktyk, wikłanie ich w politykę to praktyka niespotykana w świecie. Pamiętam, że Aleksander Szczygło, były szef MON, zawsze mówił, że żołnierz nie jest z lewicy czy z prawicy, ale jest z Polski - zaznacza. Zdaniem Seligi, wzywanie przez MON pilota do składania tego rodzaju wyjaśnień to szantaż na oficerze Wojska Polskiego. - Jakie ma być morale żołnierzy, którzy czytają o tego rodzaju naciskach na ich kolegach? Jak potem od pilotów wymagać szczególnego poświęcenia czy wykonywania ważnych zadań, skoro mają obraz tego, co można z nimi zrobić? Dla mnie cała ta sprawa jest skandaliczna - podkreśla poseł. Jak dodał, tego rodzaju praktyki w MON świadczą o słabości resortu. - Notatka wycieka z departamentu kadr, tak wrażliwego wydziału MON. To gdzie są służby? Czy wszczęto jakieś postępowanie? Czy sprawą zajął się kontrwywiad? Skoro takie informacje wypływają z MON, to równie dobrze wyciekać mogą dane naszych agentów, osób pracujących na rzecz bezpieczeństwa państwa poza granicami naszego kraju - zauważa.
Afera notatkowa wzburzyła posłów, którzy zapowiedzieli, że będą domagać się wyjaśnień od szefa resortu obrony. - Przygotowuję pisma zarówno do ministra obrony narodowej, jak i do premiera z prośbą o wyjaśnienia. Wystąpienia będą podpisane przez posłów PiS zasiadających w sejmowej Komisji Obrony Narodowej - zapewnił nas poseł Seliga. Jak zaznaczył, w pierwszej kolejności posłowie wystosują interpelacje, a jeśli uzyskana na tej drodze odpowiedź nie rozwieje wszystkich wątpliwości, będą chcieli zwołania nadzwyczajnego posiedzenia komisji, na które zaproszony zostanie minister Klich oraz gen. Artur Kołosowski.
W ocenie Ludwika Dorna, członka sejmowej Komisji Obrony Narodowej, sprawa trybu sporządzenia notatki wymaga, by szef MON poprosił gen. Kołosowskiego o wyjaśnienie całej sytuacji i zaprezentował owo wyjaśnienie publicznie. Jak ocenił, przy obecnym stanie wiedzy rysuje się sytuacja, że to ze względów politycznych do aktywnego udziału partii obecnego ministra obrony i samego ministra w sporze politycznym z siłami opozycyjnymi zaciągana jest część kadr Sił Zbrojnych we współpracy z częścią redakcji, które nie wiadomo, czy przepadają za partią rządzącą, ale wiadomo, że skrajnie niechętnie odnoszą się do najsilniejszej partii opozycyjnej. - Sprawa wymaga wyjaśnienia, bo inaczej właśnie taka interpretacja będzie oczywista. Jeżeli jest coś, co przemawia przeciwko niej, to niech minister nas o tym poinformuje: że z zupełnie innych powodów, z zupełnie innych przyczyn i w innym celu tego typu notatki były sporządzane - dodał poseł.

Były relacje, po co notatka?
W rozmowie z Telewizją Trwam Wojciech Czuchnowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i współautor materiału dotyczącego nacisków na pilotów w 2008 r., sporządzonego na bazie tegorocznej notatki pilota, przyznał, że nie wiedział, iż dokument, na którym oparł swój materiał, nie powstał "tuż po" incydencie, lecz w lutym bieżącego roku. - Myśmy ten dokument dostali bez daty z komentarzem, że powstał na podstawie meldunku, który złożył kpt. Pietruczuk zaraz po tym zdarzeniu - zaznaczył. Dziennikarz przyznał również, że zlecenie przez szefa Departamentu Kadr opracowania notatki ponad dwa lata po wydarzeniu jest dziwne. - Wydaje mi się to z jednej strony dziwne, z drugiej słyszałem tłumaczenia, że były o to pytania ze strony mediów - mówił. Dziennikarz zaznaczył, że "jeśli chodzi o pilotów, to wracanie do tego typu spraw na pewno ich niepotrzebnie stresuje". - Uważam, że wystarczyło, żeby MON oparło się na tych dokumentach, które już miało, a jest ich bardzo dużo - dodał. Z relacji Czuchnowskiego wynika, że treść notatki pilota sporządzonej w tym roku udostępnił "GW" gen. Artur Kołosowski, który w 2008 r. zajmował się sprawą odmowy lotu do Tbilisi. Co ciekawe, w publikacji gazety gen. Kołosowski relacjonował, że "kapitan Pietruczuk po tych zdarzeniach był rozbity emocjonalnie, był w złym stanie. Gdy poprosiliśmy o zrelacjonowanie tego, co się działo w Symferopolu, pytał, co teraz z nim będzie". Generał miał wówczas zapewniać pilota, że "postąpił bardzo odpowiedzialnie i że na pewno włos mu z głowy nie spadnie". W komentarzu dla "GW" gen. Kołosowski nie omieszkał wspomnieć, że świadkami nacisków z 12 sierpnia 2008 r. byli Arkadiusz Protasiuk i Robert Grzywna, którzy pilotowali Tu-154 10 kwietnia 2010 roku. Podkreślał: "nie jestem psychologiem, ale lecąc do Smoleńska, mogli mieć w tyle głowy wydarzenia z Symferopola".
W ocenie posła Seligi, oburzające jest to, że z jednej strony opinii publicznej wmawia się, że śp. Lech Kaczyński mógł być w kabinie pilotów, że gen. Andrzej Błasik mógł swoją osobą wywierać zły wpływ na załogę i jest to podstawa do ostrej krytyki osób, które nie są w stanie już się bronić, a z drugiej, wzywa się pilota do ministerstwa, przymusza się go do pisania notatek, ale w tym nie widzi się nic złego.
Mecenas Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik części rodzin smoleńskich, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" zwraca uwagę, że każdy, kto styka się z tego rodzaju materiałami, przy ich ocenie musi sobie zadać pytanie, dlaczego powstały z takim opóźnieniem. Istotny jest też kontekst przypomnienia incydentu gruzińskiego. Jak zauważył, podobnie nośnym medialnie tematem "z opóźnieniem" była rzekoma sprzeczka gen. Andrzeja Błasika i mjr. Arkadiusza Protasiuka. Tymczasem z wczorajszej deklaracji Andrzeja Seremeta, prokuratora generalnego, wynika, że nie ma dowodów na kłótnię między nimi. Niewątpliwie przywołanie incydentu gruzińskiego w kontekście katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. odnowiło dyskusję na temat nacisków na załogę - dotąd nieudowodnionych. - Pan prezydent bronić się nie może, a zatem taki atak jest bardzo wygodny i z góry skazany na sukces medialny, ale tylko medialny - dodał mec. Pszczółkowski.
Jak zaznaczył, inną kwestią jest to, że przy okazji dochodzi do wikłania wojskowych w polityczny spór oraz w proces utrudniania śledztwa, co jest niewłaściwe. - Tego rodzaju informacje psują śledztwo, bo są to zwykle wątki o charakterze sensacyjnym, które podczas weryfikacji zwykle okazują się nieprawdziwe. Jednak ich sprawdzenie wymaga czasu, w którym śledczy mogliby zająć się tymi najistotniejszymi sprawami. Jest to stwarzanie niepotrzebnego zajęcia i tak bardzo zajętym prokuratorom - ocenił mecenas.

Major Protasiuk miał uprawnienia
Z opisu notatki sporządzonej przez kpt. Pietruczuka, którego dokonała "Gazeta Wyborcza", wynika, że w chwili kiedy ten odmówił lądowania w Tbilisi, czyniono starania, by stery przejął drugi pilot. Był nim wówczas mjr Arkadiusz Protasiuk. "Generał Załęski próbował nakłonić mnie do zmiany decyzji i odbycia lotu bezpośrednio do Tbilisi. Kiedy przedstawiłem wszystkie argumenty uniemożliwiające wykonanie lotu i odmówiłem, pan generał spytał, czy drugi pilot kpt. A. Protasiuk może objąć moje obowiązki i wykonać lot do Tbilisi" - odnotował kpt. Pietruczuk. "GW" interpretuje to następująco: mjr Protasiuk miał za mało wylatanych godzin, aby przesiąść się na fotel pierwszego pilota.
Tymczasem incydent miał miejsce 12 sierpnia 2008 roku, a chociażby z raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) dotyczącego okoliczności katastrofy smoleńskiej wynika, że mjr Protasiuk został dopuszczony do lotów jako dowódca statku powietrznego na samolocie Tu-154M rozkazem Nr Z-137/2008 z 15 lipca 2008 roku przy minimalnych warunkach atmosferycznych 60 x 800 (w dzień) 11 lipca 2008 oraz w nocy 3 sierpnia 2008. Zatem wszelkie uprawnienia posiadał. Znajduje to także potwierdzenie w relacjach oficerów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, do których dotarł "Nasz Dziennik". Według nich, kiedy ustalono, że mjr Protasiuk posiada uprawnienia dowódcy załogi, zaproponowano, by piloci zamienili się miejscami, jednak mjr Protasiuk także odmówił lądowania w Tbilisi. Taka postawa pilota stawia go w całkiem innym świetle w kontekście zarzucanej mu m.in. przez MAK uległości.

Marcin Austyn

Nasz Dziennik 2011-03-11

Autor: au