Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zaporowe ceny

Treść

Za wejście do niektórych krakowskich dyskotek obcokrajowcy płacą więcej niż Polacy. - Nie ma żadnych szczegółowych regulacji, które by tego zakazywały - mówi Halina Gołda z Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej. - Wybraliśmy się ze znajomymi ze Stanów Zjednoczonych do klubu Cień - opowiada Karolina, która pracuje jako recepcjonistka w jednym z hosteli. - Wcześniej sprawdzałam, ile będą kosztować nas bilety. Na stronie internetowej klubu było napisane, że 10 zł. Ja i reszta Polaków rzeczywiście tyle zapłaciliśmy. Selekcjonerka wzięła jednak po 20 zł od naszych znajomych z zagranicy. Te informacje dementuje Krzysztof Sobczyk, menedżer lokalu. - Nie ustalamy różnych cen dla Polaków i obcokrajowców - twierdzi. - Nie wiem więc, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Oczywiście, staramy się nie wpuszczać do naszego klubu dużych grup obcokrajowców. Jednak, jeśli selekcjonerka zadecyduje, że mogą wejść, nie powinni płacić więcej. W Polsce nie ma szczegółowych przepisów, które regulowałyby kwestię różnicowania cen. Dyskoteki nie są również zobowiązane do posiadania kas fiskalnych. Oznacza to, że klubom, które pobierają wyższe opłaty od obcokrajowców, bardzo trudno udowodnić działanie niezgodne z prawem. - Dyskoteki, sprzedając bilety po różnej cenie Polakom i obcokrajowcom, mogą naruszać postanowienia traktatu Unii Europejskiej o swobodzie przepływu towarów, usług, osób i kapitału - tłumaczy Marek Szarzyński z departamentu doradztwa prawnego krakowskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Gdyby do UOKiK trafiły skargi turystów na dyskoteki, po rozpatrzeniu sprawy, prezes UOKiK mógłby podjąć decyzję nakazującą zaniechania takich praktyk. Na zaskarżone kluby mogłaby także zostać nałożona kara w wysokości do 10 proc. przychodu z poprzedniego roku. Obcokrajowcy jednak nie zwracają uwagi na różnice w cenach i do tej pory do UOKiK nie trafiła żadna skarga na ceny w dyskotekach. Niektórzy menedżerowie klubów przyznają, że zawyżają ceny biletów, ale robią to, by zniechęcić obcokrajowców do wejścia do ich klubów. - Chodzi przede wszystkim o Wyspiarzy, którzy zachowują się poniżej krytyki. Rozbijają kufle, wymiotują w łazienkach, zaczepiają kobiety - tłumaczy menedżer klubu Frantic. - Nasi klienci skarżą się na nich. Ustalamy więc tzw. ceny zaporowe. Wyspiarze wiedzą, że do innych lokali wejdą za niższą stawkę, więc gdy słyszą, że u nas muszą zapłacić 50 zł, rezygnują z zabawy we Franticu. Nie jesteśmy rasistami, ani nie chcemy nikogo oszukiwać. To po prostu jedna z metod obrony przed niechcianymi klientami. Według zapewnień menedżera, "ceny zaporowe" nie dotyczą wszystkich turystów. - Włosi czy Hiszpanie, jeśli są odpowiednio ubrani i mają powyżej 21 lat, wchodzą do klubu bez żadnych problemów i bez dodatkowych opłat - mówi selekcjoner klubu Frantic. - Nie wpuszczamy natomiast grup Brytyjczyków i Irlandczyków. Czasami bardzo ciężko im wytłumaczyć, dlaczego nie mogą wejść. Zaczynają się awanturować, obrażają nas, chcą się bić z ochroniarzami. Dlatego najbezpieczniej jest podać im wysoką cenę biletu. Argumenty menedżerów klubów rozumieją pracownicy portali internetowych, informujących klubowiczów o krakowskich imprezach. - Zróżnicowanie cen nie wynika z dyskryminacji kogokolwiek. Trzeba zrozumieć właścicieli klubów. Duża grupa turystów może rozkręcić, ale może też zepsuć imprezę. Właściciele podwyższają więc ceny, żeby nie narazić się na straty - tłumaczy pracownica portalu Cracow Life. Niektóre dyskoteki radzą sobie z problemem, korzystając jedynie z prawa do selekcji. - Jeśli ktoś ma mniej niż 21 lat, czy sportowy ubiór, nie pozwalam mu wejść - tłumaczy Asia, selekcjonerka w Stalowych Magnoliach. MAGDALENA KUFREJ Wpływy poza kontrolą - Kluby, zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów w sprawie kas rejestrujących, są zwolnione z obowiązku posiadania kas fiskalnych. Oznacza to, że wpływy ze sprzedaży biletów za wejście do lokali nie są ewidencjonowane - tłumaczy Magdalena Kobos, rzecznik prasowy Izby Skarbowej w Krakowie. - Podatek dochodowy jest pobierany od całej sumy dochodu dyskoteki. Z deklaracji podatkowej nie będzie zatem wynikało, ile za bilety płacą Polacy, a ile obcokrajowcy. (MAKU) "Dziennik Polski" 2007-07-24

Autor: wa