Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zapomniane zwyczaje Bożego Narodzenia

Treść

Święta Bożego Narodzenia są najbardziej oczekiwanymi świętami w roku. Wszyscy zdążają do rodzinnych domów, by z najbliższymi oczekiwać momentu narodzin Jezusa. Tak jak nasi przodkowie zasiadamy do Wigilii, uczestniczymy w Pasterce, śpiewamy kolędy, odwiedzamy bliskich. Jesteśmy przyzwyczajeni do dawnych zwyczajów. Nie zawsze jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele z nich zostało zapomnianych.

W dawnej Polsce pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia nie było odwiedzin. Drzwi nie stały wtedy otworem. W domach pozostawali najbliżsi członkowie rodziny oraz ci, którzy przybyli na końcówkę Adwentu. Ten dzień był spędzany na rozmowach, wspomnieniach. Pani domu nie spędzała go w kuchni czy podając do stołu – podkreśla Aldona Plucińska, etnograf.

– Zasiadano przy stole po to, żeby przy nieskazitelnie białym obrusie wspominać chociażby przodków, mówić o rodzinie i w kontekście rodziny. To jest kod kulturowy nawiązujący do chusty, którą zdjęła z głowy Maryja. Śpiewamy o tym w jednej z kolęd jako o rąbku. Ten element czystości odnosił się do naszego wnętrza, serca, duszy. Nawiązywał on też do grobu Nikodema, ponieważ to w takim sercu rodzi się miłość trwała, silna i jedyna w swoim rodzaju. W taki symboliczny sposób stół nakryty białym obrusem ma nas zmuszać do tego, żebyśmy skierowali wzrok do własnego wnętrza. Nie po ścianach, nie po kredensach, już nie mówiąc po ekranach telewizorów – zwraca uwagę Aldona Plucińska.

Oprócz rozmów ludzie kolędowali. Stawali obok choinki i śpiewali. Podobnie stawali u żłóbka, do tworzenia którego wykorzystywano bardzo kosztowne grafiki.

– Była to szlachetna technika ilustrująca narodziny. Żłóbek ten zawieszano na choince. Dopiero z czasem pojawiła się rzeźba. To też fenomen polskiej kultury – polska rzeźba, tradycyjna, ludowa. Do budowania żłóbków wykorzystywano drewno, które jest ciepłe, jest symbolem życia. Przykładem pierwszej szopki z rzeźbami jest szopka z kościoła św. Andrzeja w Krakowie – mówi Aldona Plucińska.

Następnego dnia (26 grudnia) domownicy udawali się z życzeniami do sąsiadów i krewnych. Aldona Plucińska podkreśla, że dla naszych przodków było to niezwykle ważne, bo życzenia traktowano jako dar, kolędę.

Ludzie przychodzili bez żadnych siatek, koszyków, koszyczków, paczek. Składano sobie jedynie życzenia płynące z serca. Jeżeli sięgniemy do źródeł, to życzenia, które sobie wówczas składano można nazwać niesamowitym fenomenem. Tak jak czas jest darem, tak wygłaszano nieomal toasty z powodu narodzin Syna Bożego. Polacy potrafili budować ten dar za pomocą słów. Często wcale ich nie spisywali tylko na poczekaniu tę kolędę (ten dar) wygłaszali w domostwie, do którego przybyli w gościnę – mówi Aldona Plucińska.

25 grudnia w dawnej Polsce rozpoczynały się gody. Trwały one 12 dni, do uroczystości Trzech Króli.  W tym czasie przypada święto Bożej Rodzicielki (1 stycznia). Jest to niezwykle ważne, bo nasi przodkowie nie żegnali starego roku, ale witali nowy, właśnie w święto Bożej Rodzicielki. Aldona Plucińska zaznacza, że był to kult życia, kult kobiety, Matki Syna Bożego.

Jest to dzień jedyny w swoim rodzaju, dzień czci Matki Bożej, która wydała na świat Syna Bożego. Bo tak naprawdę nasi przodkowie świętowali dopiero Nowy Rok. Symbolizuje on rozpoczęcie nowego życia tak, jak 24 grudnia. 1 stycznia jest jakby powtórzeniem 24 grudnia. Ten dzień – 1 stycznia – był dla Polaków bogaty i w obrzędowość, ale i w umiejętność pokazania, czym jest Święto Bożej Rodzicielki. Stąd zawołanie naszych przodków: do siego roku, czyli konkretnie tego Nowego Roku. Niech ciebie i twoją rodzinę dotyka Boże błogosławieństwo. Gospodarz do gospodarza podchodził i dotykał albo często wkładał w rękę zboże i życzył: niech się tobie szczęści. I wtedy rozpoczynało się spraszanie na uroczyste obiady. Złożono mi życzenia to zapraszam sąsiada, sąsiadów do mojego stołu i wspólnie razem z rodziną będziemy świętować – przypomina Aldona Plucińska.

W czasie godów, a także w następujących po nich zapustach (czas po uroczystości Trzech Króli, współcześnie karnawał) chodziły grupy kolędnicze. Różniły się one od siebie postaciami, jakie w nich przedstawiano, składem grupy oraz kostiumami. Chodziła m.in. grupa kolędnicza Herodów. Podczas prezentowanych przedstawień Herod ginął. Chociaż w inscenizacjach pojawiała się śmierć – niosły one przesłanie, że życie nie kończy się tu na ziemi.

Były też grupy z gwiazdą (chodziły często w asyście aniołów), grupy Trzech Króli, grupy z turoniem, grupy zwane dziadami. Często kolędnicy nieśli ze sobą szopki. Był to rodzaj teatrzyku kukiełkowego, ale też była szopka cieniowa – wewnątrz zapalano świeczkę, która rzucała cień na postaci znajdujące się wewnątrz. W czasie godów chodzili podłaźnicy z gałązką iglastą. Byli to młodzi chłopcy (kawalerowie), którzy w zamian za poczęstunek składali życzenia i śpiewali kolędy. Były także grupy kolędników z żywymi zwierzętami i tzw. postacie określane nowoletnikami. Nowoletnicy to były dzieci, które w Nowy Rok już o świcie chodziły obwieszczać nadejście nowego czasu. Miało to wskazywać na rolę jaką w życiu społeczeństwa, narodu, rodziny, małej społeczności parafialnej odgrywają dzieci, potomstwo.

W dawnej Polsce było nie do pomyślenia, by ktoś nie przyjął kolędników. Czekano na nich z podarunkami wykonanymi ręcznie oraz wypiekami. Zaczyniano w tym czasie, a szczególnie w wigilię Trzech Króli, ciasto obrzędowe, a na końcówkę godów bułeczki nazywane „szczodrakami”. Podobna forma bułeczek była wypiekana także w Adwencie. Na cieście adwentowym gospodynie robiły na wypieku cztery kreski, bo cztery tygodnie Adwentu i gdy mijał jeden tydzień odkrawały część wypieku.

Pojawiają się też elementy związane z innymi ciastami  jak „nowe latki” i „byśki”. „Nowe latki” miały kształt krążków i były symbolem wzrastania, „byśki” z kolei miały kształt pierścieni oraz drabinek i miały zapewnić powodzenie w Nowym Roku. Ciastka te wypiekano m.in. na Kurpiach, Podlasiu i Maurach. Na Śląsku było to ciasto rogate nazywane „sójkami”.

W mieście z czasem zaczęto wypiekać „króla migdałowego”, który miał symbolizować radość. Ten „król migdałowy” miał służyć do kojarzenia par, do zawierania związków narzeczeńskich po to, żeby później wstępować w związki małżeńskie. W tym czasie bawiła się szczególnie młodzież, ale również dorośli. W zamożnych domach mieszczańskich, szlacheckich dworach, w wieczór Trzech Króli – podczas zabawy – wybierano „króla migdałowego” i „królową migdałową”. Odbywało się to w ten sposób, że w jednym z ciast ukrywano migdał, a osoba która go znalazła zostawała „królem migdałowym”. Tak samo wybierano „królową migdałową”. Ich zadaniem było zabawianie gości i rozdawanie darów.

Dary były bardzo ważnym elementem staropolskiej kultury. Były szczególnie związane z uroczystością Trzech Króli – zwraca uwagę Aldona Plucińska.

– Skoro Trzej Królowie przybyli z darami to i gospodarze przekazywali drobne podarki (szczególnie słodkości) ponieważ uważano, że w ten sposób można wyrazić radość i piękno życia. W uroczystość Trzech Króli – podobnie jak dzisiaj – pisano na drzwiach pierwsze litery imion Trzech Króli oraz rok, jednak kiedyś gospodarz nakreślał te litery także tam, gdzie był inwentarz oraz na ogrodzeniach. Znaczyło to, że jest to dom, w którym mieszkają katolicy – wyjaśnia Aldona Plucińska.

W 24 grudnia i w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia Polacy radowali się w ciszy i skupieniu. W godach wyrażali szczęście z faktu, że Boże Dzieciątko jest wśród nas. Wtedy śpiewano, odwiedzano się i składano sobie życzenia. Czas zwany zapustami był nieco bardziej swawolny. Już nie tylko śpiewano, ale również tańczono i wchodzono w związku małżeńskie. Wszystko, co się działo zarówno w czasie Adwentu,  dniu narodzin Syna Bożego, w godach czy zapustach miało swoją głęboką treść i niosło kod kulturowy następnym pokoleniom.

RIRM

Źródło: radiomaryja.pl, 25 grudnia 2015

Autor: mj