Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Z eurokulą u nogi

Treść

Dążenie do szybkiego przyjęcia przez Polskę wspólnej unijnej waluty wypływa z motywów czysto politycznych i nie ma uzasadnienia w realiach gospodarczych. Realizacja tych planów - w sytuacji, gdy Polska nie spełnia minimalnych kryteriów konwergencji ze strefą euro w sferze realnej gospodarki - może sprawić, że dystans w poziomie zamożności między Polską a strefą euro zamiast maleć, zacznie się powiększać - wynika z raportu przygotowanego przez znanych ekonomistów dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Integracja walutowa Polski ze strefą euro będzie możliwa dopiero po realnej konwergencji [upodobnieniu - przyp. red.] naszej gospodarki do gospodarki eurostrefy, a do tego jest nam daleko - to podstawowy wniosek z obszernego raportu "Polska wobec perspektywy wstąpienia do strefy euro. Za i przeciw szybkiej integracji walutowej". Jeżeli rząd swoimi czysto politycznymi decyzjami przyspieszy przyjęcie euro, dla Polaków i polskiej gospodarki może się to skończyć tragicznie: zamiast doganiania starej Piętnastki, rozwoju gospodarczego, wzrostu płac w kraju i bogacenia się obywateli, zafundujemy sobie zastój, a nawet regres gospodarczy, wysysanie z kraju zasobów finansowych, zdolności produkcyjnych i pracowników, powszechną emigrację i brak nadziei na przyszłość.
Raport przygotowali dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego dr hab. prof. Szkoły Głównej Handlowej Ryszard Domański, prof. zw. dr hab. Andrzej Kaźmierczak i dr hab. prof. Uniwersytetu Warszawskiego Jerzy Żyżyński, przy współpracy dr. hab. prof. SGH Krzysztofa Marczewskiego z Katedry Polityki Gospodarczej SGH (Instytut Badań Rynku, Konsumenta i Konkurencji).

Polska nie spełnia obecnie minimalnych kryteriów konwergencji ze strefą euro pod żadnym względem. Poziom PKB na głowę mieszkańca jest za niski o 40-50 procent. Mamy zbyt niski poziom rozwoju infrastruktury technicznej, zwłaszcza transportowej, trzykrotnie za niskie nakłady na badania i rozwój i dwukrotnie za niski poziom zatrudnienia w tym sektorze. Nasze płace są dwukrotnie za niskie, aby mogły dorównać średniej płac w trzech najgorszych pod tym względem krajach unii walutowej. Także poziom opieki zdrowotnej daleko odbiega od standardów eurostrefy, co widać m.in. po tym, że w Polsce na jednego lekarza przypada o 30 proc. więcej pacjentów niż w trzech najsłabszych państwach eurostrefy. Trzykrotnie za mały jest poziom budownictwa mieszkaniowego, za niski poziom ochrony środowiska naturalnego przed zanieczyszczeniami przemysłowymi etc.
Lista dziedzin, w których musimy nadrobić dystans, jest długa. Problem w tym, że - według pogłębionych analiz ekonomicznych dotyczących zjawisk w realnej gospodarce - przy tak dużych różnicach gospodarek - polskiej i eurostrefy - przyjęcie euro, a więc brak własnej waluty nie tylko nie ułatwi Polsce nadganiania zaległości, ale je utrudni lub wręcz uniemożliwi. Jedną z przyczyn tego zjawiska jest niedopasowanie cykli koniunkturalnych Polski i eurostrefy. Polityka pieniężna prowadzona z perspektywy Europejskiego Banku Centralnego ulokowanego we Frankfurcie nad Menem - zamiast pomagać polskim przedsiębiorcom i obywatelom, będzie im utrudniała aktywność gospodarczą. Tym bardziej że Rada Prezesów i Zarząd EBC zdominowane są przez przedstawicieli najbogatszych krajów unii walutowej, i to oni podejmują strategiczne decyzje monetarne dla całego obszaru. Polsce grozi w tym układzie marginalizacja, syndrom "zamierającej peryferii imperium".
Ponadto własna waluta, szczególnie w warunkach kryzysu, poprzez zmiany kursowe amortyzuje skutki tąpnięcia na globalnych rynkach oraz łagodzi szoki dotykające gospodarkę kraju. Przykład? Widoczne obecnie zjawisko ogołacania polskiego rynku pieniężnego z walut obcych (związane z ucieczką kapitału za granicę) - przy istnieniu złotego jest dla transferujących środki kosztowne: złotówka, której się pozbywają, straciła na wartości, dzięki czemu wywożą mniej środków walutowych. Krajowa waluta jest czymś w rodzaju "poduszki powietrznej" dla przedsiębiorców, tj. absorbuje ciosy ze strony zewnętrznych, globalnych czynników. W razie braku własnej waluty - uderzenia te trafiałyby wprost w przedsiębiorstwa, skutkując ogromną zmiennością warunków gospodarowania i nieustanną "karuzelą" w sferze opłacalności, poziomu płac i zatrudnienia.
Autorzy raportu podają w wątpliwość oczekiwane przez zwolenników przyjęcia euro korzyści ze wspólnej waluty, takie jak wzrost PKB, zwiększenie inwestycji, wzrost wymiany handlowej czy obniżka kosztów transakcyjnych. "Integracja ze strefą euro może przynieść korzyści polskiej gospodarce, ale wiąże się też z kosztami. Koszty poniesiemy na pewno, korzyści są tylko prawdopodobne" - ostrzegają autorzy raportu.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-01-10

Autor: wa