Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wynik PiS i dobry, i zły

Treść

Z Konradem Szymańskim, posłem do Parlamentu Europejskiego wybranym z list Prawa i Sprawiedliwości na kolejną kadencję, rozmawia Marcin Austyn
Piętnaście mandatów w Parlamencie Europejskim - czy jest to ten wynik, na który Prawo i Sprawiedliwość liczyło przed wyborami?
- Zawsze każdy liczy na to, że zrobi duży krok w kierunku wygranej wyborczej. Patrząc na wynik PiS z punktu widzenia europejskiego, to podwoiliśmy naszą reprezentację w Parlamencie Europejskim i to jest naprawdę duży postęp. W kontekście krajowym także wykonaliśmy krok naprzód, ale oczywiście nie tak duży, jak byśmy chcieli. Trzeba przyznać, że jeśli pod uwagę weźmiemy konfrontację z Platformą Obywatelską na poziomie kraju, to wynik PiS nie jest już tak imponujący.
Europosłowie PO wybrani w regionie wielkopolskim zyskali większe poparcie niż Pan. Oznacza to, że na wynik PiS jednak przełożyło się zamieszanie związane z odejściem Marcina Libickiego z partii?
- PiS w Wielkopolsce zawsze miało dość umiarkowane notowania. Mój indywidualny wynik to jedna sprawa, liczy się też wynik całej listy, a jest on dość dobry. Ponadto trzeba pamiętać, że mój powrót do Wielkopolski był dość nagły i nastąpił po pięciu latach nieobecności... Obawiałem się, że mój wynik będzie gorszy.
Po wyborach pojawiają się słowa krytyki wobec taktyki marketingowej PiS. Pana zdaniem, warto coś zmienić w tym zakresie?
- Nie znam się na marketingu politycznym i nie zajmuję się nim. Trudno mi więc komentować tego typu zagadnienia. Zostawmy to specjalistom.
Popiera Pan kandydaturę Jerzego Buzka na szefa europarlamentu?
- Tak. Myślę, że warto popierać wszystkie polskie kandydatury na różne ważne urzędy. Cały czas jednak podkreślam, że przewodniczenie Parlamentowi Europejskiemu to jest najtańszy sposób spłacenia aspiracji Europy Środkowej przez "starą" Unię. Jeżeli okaże się, że za to stanowisko zapłacimy teką w Komisji Europejskiej, to według mnie bilans takiej operacji będzie ujemny. Tymczasem coraz więcej polityków Platformy przyzwyczaja nas do tego, że będziemy dokonywali pewnego targu, używając właśnie Komisji Europejskiej. Trzeba pamiętać, że praca w KE jest na całą kadencję Parlamentu Europejskiego, a waga tej teki jest duża. Owszem, można w Komisji Europejskiej zajmować się przecinaniem wstęg, ale można też zajmować się sprawami politycznie ważnymi z punktu widzenia naszego kraju. Tu bardzo brakuje mi szczerej rozmowy na temat ceny, jaką Polska zapłaci za ten reprezentacyjny, ale mało znaczący sukces personalny.
Wybrana 50-osobowa reprezentacja daje szansę na skuteczną walkę o sprawy Polski?
- Trudno efekt oceniać przed przystąpieniem do pracy, jednak wydaje mi się, że tak. Na pewno wielu posłów będzie kontynuowało swoją pracę w Parlamencie Europejskim, co zawsze jest jakąś gwarancją zachowania ciągłości spraw przez nich podejmowanych. Poczekajmy z ocenami.
Jakie najważniejsze sprawy trzeba będzie dopilnować podczas nowej kadencji europarlamentu?
- Na pewno są to sprawy budżetu, polityki wschodniej. Myślę też, że Polska ma ogromną rolę do odegrania w kwestii hamowania laickich tendencji Unii Europejskiej, często otwarcie antychrześcijańskich. I to nie jest sprawa tylko Polski, ale kwestia odpowiedzialności za to, co się dzieje w Europie w tym względzie, a dzieje się źle. Unia jest kolonizowana przez liberalną lewicę, jeśli chodzi o sposób widzenia rodziny, małżeństwa, obronę życia. Myślę, że te sprawy Polacy zawsze powinni traktować poważnie, bo to jest nasza wspólna sprawa.
Trzeba będzie też stawiać czoła aspiracjom Niemiec...
- Z całą pewnością posłowie Platformy Obywatelskiej, którzy muszą uzgadniać swoją politykę z delegacją niemiecką w grupie Europejskiej Partii Ludowej (EPP), mają ten problem nabrzmiały. Widzieliśmy to przez ostatnie pięć lat. Oczywiście Niemcy zasługują na swoją rangę, są dużym krajem, są płatnikiem do budżetu unijnego. Tu nie chodzi o to, by szukać w nich wroga, ale żeby się skutecznie wspierać, żeby wyznaczyć polską strefę wpływu na kwestie unijne i skutecznie bronić polskich spraw. Ta sprawa to głównie problem europejskiej chadecji, w której głos Niemiec jest zbyt mocno reprezentowany i wydaje się, że delegacja polska powinna tam być bardziej stanowcza, jeżeli chodzi o temperowanie tego, co niemieccy politycy mówią na forum unijnym.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-06-10

Autor: wa