Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyjaśnienia Kiszczaka sprzeczne z ustaleniami sądu

Treść

Milicjanci strzelali spontanicznie, w obronie własnej - podtrzymuje swoją wersję zdarzeń z 1981 r. w kopalni "Wujek" gen. Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z tego zakładu.
Podczas kolejnej rozprawy czwartego już procesu Kiszczak podtrzymał dobrze znaną linię swojej obrony, stwierdzając, że zakazał strzelania do górników w kopalni "Wujek" oraz iż milicjanci użyli broni w obronie własnej. Kiszczak podkreśla, że nie tylko nie pozwolił na użycie broni, ale nakazał także wycofać MO i wojsko z kopalni. A strzały, które jednak padły, były spowodowane tym, że milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej".
Wyjaśnienia Kiszczaka sprzeczne są z ustaleniami przyjętymi przez Sąd Najwyższy, który podtrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców, stwierdził, że nie starli się oni bezpośrednio z górnikami, ponadto oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo. - W tej sprawie są ekspertyzy, dowody. Najbliższa odległość od strzału, z jakiej zginął górnik, wynosiła 19 m, a najdalsza 65 m - oceniał tezy byłego szefa MSW Krzysztof Pluszczyk, przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek". - Nigdy nie było w "Wujku" walki wręcz między górnikami a siłami, które chciały ten strajk zdławić - podkreśla mecenas Janusz Margasiński, pełnomocnik rodzin górników zastrzelonych w śląskiej kopalni. - Linia obrony się nie zmienia; jest to powielanie tych samych wyjaśnień - podsumowywał już wcześniej wyjaśniania oskarżonego prokurator Zbigniew Zięba.
Kiszczak powiedział wczoraj, że w 1981 r. władza liczyła się z możliwością czynnego oporu wobec stanu wojennego, co uzasadniało potrzebę uregulowania zasad użycia broni przez oddziały MO wobec protestujących.
- Liczyliśmy się z tym, że spotkamy się z oporem, sprzeciwem, w którym zasadne będzie użycie broni - powiedział. - Podniecenie w kraju było znaczące, były wezwania do stawiania władzy czynnego oporu - przekonywał.
Mówiąc o szyfrogramie, Kiszczak przyznał, że stanowił on w większej części przypomnienie przepisów dekretu o stanie wojennym. Zmieniono w nim jedynie kolejność poszczególnych artykułów i paragrafów. - Tak się robi, aby nie złamano szyfru. Merytoryczna treść musi być taka sama, ale dodaje się kilka słów, zmienia kolejność - tłumaczył się komunistyczny dygnitarz.
Zgodnie z aktem oskarżenia Kiszczak umyślnie sprowadził "niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi" przez skierowanie 13 grudnia 1981 r. szyfrogramu do jednostek milicji, które miały pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego, m.in. kopalnie "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Prokuratura stoi na stanowisku, że Kiszczak przekazał w nim - bez podstawy prawnej - swoje uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni palnej dowódcom oddziałów MO.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-02-23

Autor: jc