Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wybrali życie i rodzinę

Treść

Artur Zawisza, Marian Piłka, Małgorzata Bartyzel i Dariusz Kłeczek to pierwsi członkowie nowej partii tworzonej przez Marka Jurka. Chrześcijańsko-konserwatywne ugrupowanie nie ma jeszcze nazwy. Wszystko wskazuje na to, że rozłam w PiS przygotowywano już kilka miesięcy wcześniej. Posłowie PiS wywodzący się z dawnego ZChN, skonfliktowani z Jarosławem Kaczyńskim, założą nowe, jak twierdzą - chrześcijańsko-konserwatywne ugrupowanie i będą chcieli ukonstytuować się jako klub poselski. Nowa partia - według słów Marka Jurka - będzie przede wszystkim zaangażowana w promocję cywilizacji życia i praw rodziny. Przyznają, że ich decyzja spowodowana była ostatnimi wydarzeniami związanymi z pracami nad nowelizacją Konstytucji, jednak, jak dowiedział się "Nasz Dziennik", rozłam w PiS przygotowywany był już wcześniej. Czekano na sprzyjający moment. O tych planach wiedziała prawdopodobnie tylko ścisła czołówka frakcji ZChN-owskiej. - Opuszczam klub i partię PiS i odchodzę wraz z marszałkiem Markiem Jurkiem. Chcemy tworzyć nowe ugrupowanie wierne wartościom konserwatywnym, chrześcijańskim i narodowym - powiedział nam wczoraj poseł Dariusz Kłeczek. Rozłam w PiS, który zainicjowali - tak jak w przypadku AWS - marginalizowani działacze byłego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, stał się faktem. Podobnie jak stały się faktem złośliwe zapowiedzi polityków SLD, którzy przed półtora rokiem, w chwili wygrania wyborów parlamentarnych przez Prawo i Sprawiedliwość, mówili, że zjednoczona prawica nie przetrwa dwóch lat rządzenia, a rozpad zainicjują ci z parlamentarzystów, którzy najgłośniej i najczęściej mówili o... potrzebie jedności. Jak czas pokazał - chęć zaistnienia na politycznym firmamencie posłów, którzy w tej kadencji nie odgrywali w strukturach rządzącej koalicji istotnej roli, przeważyła. - Od samego początku, kiedy powstawał PiS w tych regionach, gdzie pałeczkę w tym ugrupowaniu przejęli ludzie z dawnego ZChN, mówiono w kuluarach, że Prawo i Sprawiedliwość jest tylko strukturą "przejściową" - zdradza nam jeden z posłów PiS blisko współpracujący z parlamentarzystami ZChN-owskiej frakcji. Jednak były również głosy, że Jurek nie zdecydowałby się na założenie nowego ugrupowania, gdyby nie zachowanie premiera, który postawił go w sytuacji bez wyjścia i zmusił do rezygnacji z Rady Politycznej PiS, a w konsekwencji z partii. Późnym popołudniem Marek Jurek ogłosił, że zakłada nowe ugrupowanie chrześcijańsko-konserwatywne. Choć oficjalnie nie chce jeszcze mówić o nazwiskach ludzi, którzy wraz z nim mają tworzyć nową partię, wiadomo, że we władzach nowego ugrupowania znajdą się ci, którzy... już wcześniej nieoficjalnie przygotowywali się do odejścia z PiS - Artur Zawisza, Marian Piłka, Małgorzata Bartyzel i Dariusz Kłeczek. Jurek zadeklarował, że ugrupowanie, które tworzy, będzie wspierać rząd i współpracować z Prawem i Sprawiedliwością jako "naturalnym partnerem". - Jesteśmy gotowi wspierać prace rządu i służyć koalicji. Wszyscy byliśmy posłami Prawa i Sprawiedliwości, ale zorientowawszy się podczas ubiegłotygodniowych głosowań, na jakie przeszkody może napotkać realizacja naszych przekonań, decydujemy się utworzyć nowe ugrupowanie chrześcijańsko-konserwatywne - powiedział Marek Jurek. - Nowa partia będzie przede wszystkim zaangażowana w promocję cywilizacji życia i praw rodziny - dodał. Opuszczający PiS liczą, że jeszcze przed przyszłotygodniowym posiedzeniem Sejmu uda się im założyć klub parlamentarny. Do tego potrzeba przynajmniej 15 posłów. - Nie sądzę, aby z tym były jakieś nadzwyczajne kłopoty - powiedział Artur Zawisza. Zdaniem premiera Jarosława Kaczyńskiego, decyzja o tworzeniu przez Marka Jurka nowego ugrupowania to smutna wiadomość, ale też - jak określił na antenie Telewizji Trwam - "dramatyczna i nie do końca przemyślana". - Z takiej decyzji można się wycofać. Nasza partia jest partią chrześcijańską i jest gotowa wybaczać. Jeżeli tylko Marek Jurek zechce zmienić zdanie i "zrezygnuje z rezygnacji", to nie będzie przeszkód - mówił premier, wyrażając jednocześnie nadzieję, że ten moment nastąpi w miarę szybko. Jak się okazuje, o przedterminowych wyborach nie ma na razie mowy. Według premiera, wbrew tym, którzy "już się oblizywali" na wybory i liczyli na powrót starego porządku, nie ma w tym momencie "wyborczego przymusu". Sytuacja może być inna, jeśli wbrew zapowiedziom nie będzie układała się współpraca nowego ugrupowania z rządzącą koalicją. Lider LPR Roman Giertych nie obawia się jednak, że po utworzeniu nowego ugrupowania koalicja straci większość. Jeszcze wczoraj, zanim oficjalnie ogłoszono tworzenie nowej partii, zapowiedział, iż jeśli rząd nie będzie miał większości w Sejmie, to LPR złoży pod koniec czerwca wniosek o samorozwiązanie Sejmu. Zdaniem szefa klubu parlamentarnego PiS Marka Kuchcińskiego, na razie nie ma planów podpisywania umowy koalicyjnej z ugrupowaniem Marka Jurka. - Jeżeli jakaś grupa posłów proponuje, że będzie popierać koalicję rządową, to dziękujemy. A czy będziemy podpisywać koalicję z kolejną grupą, to czas pokaże - stwierdził Kuchciński. Na szybsze wybory liczy jednak i Platforma Obywatelska, i SLD. - Po powstaniu nowej partii politycznej założonej przez Marka Jurka jesteśmy bliżej przedterminowych wyborów - powiedział przewodniczący SLD Wojciech Olejniczak. Planowali od dawna - Symptomy podziału były już wcześniej - przyznaje poseł Tomasz Górski (PiS), który w Wielkopolsce współpracuje z parlamentarzystami frakcji ZChN-owskiej: Filipem Libickim i Jackiem Tomczakiem. Obserwatorzy sceny politycznej w Wielkopolsce praktycznie niemal od samych początków PiS w Poznaniu mogli oglądać systematyczne usuwanie działaczy Prawa i Sprawiedliwości, którzy nie uzyskali akceptacji tzw. klanu Libickich. A na to sposób był tylko jeden - przynależność do niestniejącego już ZChN. W ten sposób od wpływu na działalność partii w Poznaniu odsunięto ludzi, którzy mogli stanowić o jakości tamtejszego PiS, ale jednocześnie byli zagrożeniem dla planów "ZChN-owskiego skrzydła". Następnie usunięto ich z samego ugrupowania. W 2002 roku osobista interwencja dzisiejszego posła do Parlamentu Europejskiego Marcina Libickiego uniemożliwiła stworzenie szerokiej koalicji samorządowej PiS - LPR. Jak wynika z naszych informacji, Libicki obawiał się wpływów popularnego nie tylko w LPR profesora Zbigniewa Jacyny-Onyszkiewicza. Podobna sytuacja miała również miejsce w innych regionach kraju, gdzie w lokalnych oddziałach PiS znaleźli się ludzie związani z dawnym ZChN. Jak udało się nam ustalić, plan wzmocnienia frakcji ZChN-owskiej w PiS i ostatecznie wyjścia z tego ugrupowania, połączony z tworzeniem nowej formacji, pojawił się już kilka miesięcy wcześniej przy okazji debaty nad odpowiedzią polskiego parlamentu na krytyczny wobec Polski list Parlamentu Europejskiego. W ostatniej chwili zmieniono wówczas poprawkę pisma przygotowanego przez Marka Jurka i wybrano łagodniejszą. Zarówno marszałek, jak i jego najbliżsi współpracownicy odebrali takie działania władz PiS - czego nie ukrywali w prywatnych rozmowach - jako afront. Czuli się szykanowani stawianiem ich pod murem i żądaniami wyjaśnień w sprawach, które bulwersowały również opinię publiczną, jak "afery pocztowej" posła Artura Zawiszy czy jego związków z fundacją Aleksandra Gudzowatego. Oliwy do ognia dolała również sprawa zlekceważenia przez PiS ustawy posła Mariana Piłki dotyczącej wprowadzenia całkowitego zakazu pornografii i pojawiające się wcześniej w kuluarach informacje wskazujące na to, że Zawisza może nie zostać przewodniczącym komisji śledczej ds. banków. Już wówczas jeden z parlamentarzystów PiS mówił o możliwości pewnych "daleko idących zmian w składzie PiS". Stosowną okazją do wyjścia z partii była sprawa głosowań nad nowelizacją Konstytucji. Choć jeszcze kilka dni po feralnych głosowaniach politycy związani z Markiem Jurkiem oficjalnie mówili o konieczności porozumienia i pojednania wewnątrz PiS, to nieoficjalnie w kuluarowych rozmowach wskazywali na to, że do rozłamu dojdzie. Artur Zawisza o rozpadzie PiS w rozmowach z niektórymi dziennikarzami mówił już wtedy. Inni czekali na to, co zrobi marszałek. - Nic nie wiem, nic nie powiem, jestem w Strasburgu - mówił nam kilka dni temu poseł Filip Libicki. - Czekam na sygnał od marszałka. Marek Jurek był, jest i będzie moim politycznym mentorem - dodał. Jednak jak zauważył Tomasz Górski, w tym czasie bardzo krytycznie wypowiadali się w mediach o PiS, o tym, że formuła się wyczerpała, o nowej jakości. Na co była potrzebna kilkudniowa zwłoka? Najprawdopodobniej to gra obliczona na pozyskanie posłów, którzy mówili o konieczności przeprowadzenia daleko idących zmian w strukturze i polityce PiS, ale jednak negatywnie wypowiadali się na temat rozłamu. Próbowano też wysondować, na ile realne są groźby premiera na temat wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Gosiewski czy Zalewski? - Tak naprawdę nic nie wiadomo. Sytuacja jest tak nabrzmiała, że decyzja o wcześniejszych wyborach może zapaść z dnia na dzień - mówi jeden z polityków PiS. Oficjalnie jednak Prawo i Sprawiedliwość przygotowuje się do wyboru nowego marszałka Sejmu. Przewodniczący klubu PiS Marek Kuchciński zapowiedział, że kandydat może zostać przedstawiony oficjalnie już w najbliższy wtorek, na dzień przed kolejnym posiedzeniem Sejmu. - We wtorek w przyszłym tygodniu zaczyna się Sejm i myślę, że to będzie chyba czas najbardziej właściwy, żeby oficjalnie ogłosić kandydata na marszałka Sejmu - stwierdził Kuchciński. Nie chciał wymienić nazwisk kandydatów. Nieoficjalnie mówi się o Joachimie Brudzińskim i Pawle Zalewskim. Z tej dwójki większe szanse ma szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Zalewski; w kuluarach Sejmu mówi się, że przeciwko kandydaturze Brudzińskiego protestowała Liga Polskich Rodzin. Jednak swego rodzaju czarnym koniem wyścigu do fotela marszałka Sejmu może być... Przemysław Gosiewski. Były szef klubu parlamentarnego PiS, jak dowiedział się nieoficjalnie "Nasz Dziennik", ma wielką ochotę na powrót do sejmowych debat. Pracując w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Gosiewski czuje się - jak mówią nasi informatorzy - niedoceniany i odsuwany w cień. Zwłaszcza że ostatnio premier niespodziewanie awansował do rangi ministra Mariusza Błaszczaka i powierzył mu dotychczasowe obowiązki Gosiewskiego. Wojciech Wybranowski, "Nasz Dziennik" 2007-04-20

Autor: ea