Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wszystko już jasne?

Treść

Do zakończenia zmagań w Pucharze Świata pozostały jeszcze cztery biegi, w których będzie można zdobyć maksymalnie 350 punktów. Dziś w klasyfikacji generalnej cyklu Justyna Kowalczyk traci ich do Marit Bjoergen 138. Czy oznacza to, że sprawa jest już rozstrzygnięta? Raczej tak.

Być może ostatnią okazją na zachowanie nadziei na czwartą z rzędu Kryształową Kulę (przypomnijmy: sztuki takiej nie dokonała jeszcze żadna zawodniczka) był niedzielny bieg na 30 km techniką klasyczną. Gdyby Kowalczyk w nim wygrała, zgarniając po drodze bonusowe punkty z czterech premii, jeszcze wiele mogłoby się zdarzyć. Albo przynajmniej Norweżka czułaby na plecach oddech Polki i nie byłaby w stanie do kolejnych startów przystępować z pewnością siebie i spokojem. Niestety, Bjoergen w Oslo okazała się bezkonkurencyjna, a przy tym pokazała się z kapitalnej strony. - To był mój najlepszy w karierze występ na królewskim dystansie - przyznała. Być może scenariusz rywalizacji byłby inny albo przynajmniej wygrana liderki PŚ nie byłaby tak okazała, gdyby obie zawodniczki dysponowały tak samo przygotowanymi nartami. Podczas gdy Bjoergen chwaliła swoją ekipę za perfekcyjne, wręcz idealne smarowanie, Kowalczyk narzekała. - W połowie biegu Marit mi uciekła, ale nie dlatego, że była tak mocna, tylko dlatego, że jej narty ślizgały się dużo lepiej. To frustrujące, gdy rywalka dysponuje o wiele lepiej przygotowanym sprzętem i nic nie można na to poradzić - powiedziała Polka, która i tak pierwszy raz w karierze ukończyła pucharowe zawody w Oslo na podium.
Biegaczki przeniosły się teraz do Szwecji, gdzie zakończą karuzelę sezonu 2011/2012. Jutro wystartują w sprincie techniką klasyczną, który Bjoergen już określiła mianem "rozstrzygającego". - Na razie mam sporą przewagę, ale jeszcze Kryształowej Kuli nie zdobyłam. Po niedzielnym maratonie wszystkie będziemy miały mało czasu na regenerację, a przecież w środę czekać nas będą cztery starty, licząc od kwalifikacji aż do finału - zauważyła Bjoergen. Dość dyplomatycznie, choć sama już powoli szykuje się do fety, a i Kowalczyk raczej traci nadzieję na końcowy triumf. Jutrzejszy sprint będzie pierwszym etapem wielkiego finału Pucharu Świata, rozgrywanego na podobnych zasadach co Tour de Ski. Zwyciężczyni otrzyma w nim 50 punktów, druga na mecie 46, a trzecia 43. Takie same zasady będą obowiązywać w piątkowym prologu na 2,5 km techniką dowolną (już w Falun, gdzie wszystko się zakończy) oraz sobotniej rywalizacji na 10 km klasykiem. Do niedzielnego, ostatniego w sezonie biegu na dochodzenie na 10 km łyżwą zawodniczki przystąpią z zachowaniem różnic czasowych uzyskanych w trzech wcześniejszych startach. Jego triumfatorka otrzyma 200 punktów, kolejna 160, a trzecia - 120. Co to oznacza? Że praktycznie wszystko jest już rozstrzygnięte. Kowalczyk, myśląc o Kryształowej Kuli, musiałaby nie tylko wygrać wszystkie czekające ją biegi, ale i liczyć na zapaść Bjoergen i dalekie miejsca Norweżki. Patrząc realnie, to niemożliwe. Polkę stać na wiele, nie byłoby sensacją, gdyby faktycznie wygrywała do końca sezonu, tyle że aktualna posiadaczka żółtej koszulki jest w niewiarygodnej formie. Nie ma zatem sensu spodziewać się, że nagle Norweżka złapie zadyszkę. Owszem, w jutrzejszym sprincie wiele może się zdarzyć, bo to konkurencja nieprzewidywalna, ale już w kolejnych startach wszystko potoczy się pewnie według scenariusza obowiązującego od początku sezonu.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Wtorek, 13 marca 2012, Nr 61 (4296)

Autor: au