Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wszyscy czekają na decyzję Kaczyńskiego

Treść

Już jutro marszałek Sejmu Bronisław Komorowski oficjalnie ogłosi, że przyspieszone wybory prezydenckie odbędą się 20 czerwca. Dwie z trzech największych sił w parlamencie w wyniku wciąż przeżywanej żałoby nie wskazały jeszcze oficjalnie nazwisk swoich kandydatów. W sobotę powinno być już jednak jasne, kogo wybierze Prawo i Sprawiedliwość.
Oficjalnie żałoba narodowa już się zakończyła. Nieoficjalnie na pewno jeszcze trwa w sercach tych, którzy w katastrofie w Lesie Katyńskim stracili swoich bliskich, koleżanki i kolegów. Bez względu na to w ciągu blisko dwóch miesięcy będziemy musieli wybrać nowego prezydenta kraju, a wcześniej politycy - wskazać tego, kto w tych wyborach wystartuje, czasami w miejsce tych, którzy niedawno przedwcześnie odeszli.
Czasu na zastanawianie się praktycznie już nie ma. Procedura przyspieszonych wyborów prezydenckich po śmierci urzędującego prezydenta RP jest bowiem bardzo napięta w czasie. Marszałek Sejmu ogłosi przyspieszone wybory w najodleglejszym terminie, jaki umożliwiają mu obowiązujące przepisy - czyli w tej sytuacji na 20 czerwca. Jedynie do 26 kwietnia jest czas, aby powiadomić Państwową Komisję Wyborczą o powstaniu komitetu wyborczego wraz z przedstawieniem tysiąca podpisów z poparciem, a tylko do 6 maja - na zebranie 100 tysięcy podpisów na konkretnego kandydata.
W najbliższą sobotę, zgodnie z wcześniejszymi planami, zbierze się Rada Polityczna Prawa i Sprawiedliwości. Wszystko wskazuje na to, iż partii, która na marcowym kongresie w Poznaniu wskazała swojego kandydata w wyborach prezydenckich, wzywając prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ubiegania się o reelekcję, przyjdzie ponownie wybrać kandydata. W tym kontekście najczęściej padają nazwiska: byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który jednak - nie licząc ciągania go przed oblicze śledczej komisji "naciskowej" - jest ze względu na pracę poselską w Parlamencie Europejskim w krajowej polityce praktycznie nieobecny; czasami pada nazwisko profesora Michała Kleibera, doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, oraz oczywiście Jarosława Kaczyńskiego. W tym tak trudnym dla Prawa i Sprawiedliwości momencie, w sytuacji gdy straciło swoich czołowych polityków, wszystkie oczy są zwrócone na prezesa tej partii.
W trudnej sytuacji jest Lewica po stracie swojego kandydata na prezydenta Jerzego Szmajdzińskiego oraz Jolanty Szymanek-Deresz, która również była brana pod uwagę jako kandydatka w wyborach prezydenckich. Przy ciągłym "nie" Włodzimierza Cimoszewicza dla startu w wyborach namawiana jest na poparcie Andrzeja Olechowskiego, a więc kandydata innej partii - Stronnictwa Demokratycznego.
Paradoksalnie spokoju nie ma też w Platformie Obywatelskiej, która nie tak dawno miażdżącą większością głosów w partyjnych prawyborach wskazała na marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego jako swojego kandydata. Wśród polityków Platformy da się odczuć niezadowolenie z postawy marszałka Sejmu podczas dni żałoby narodowej. Pełniący obowiązki prezydent Bronisław Komorowski np. rozpoczynając, nieuzasadnioną nawet napiętymi terminami, dyskusję o przedterminowych wyborach prezydenckich jeszcze w trakcie żałoby narodowej, czy też błyskawicznie mianując szefów Kancelarii Prezydenta oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego, co wskazuje na symptom "dorwania się do koryta", nie wykazał się odpowiednim taktem i wrażliwością. To uzasadnia postawienie pytania, czy rzeczywiście chcielibyśmy, aby taki człowiek był prezydentem naszego kraju.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-04-20

Autor: jc