Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wolni ludzie maszerują dla TRWAM

Treść

Reagują zawsze i skutecznie, gdy władza okazuje się bierna, niewydolna lub wprost zwraca się przeciwko własnym obywatelom. W sobotę na ulicach Warszawy na wielkim marszu widziałem 120 tysięcy wolnych Polaków, manifestujących odpowiedzialność i żywe zainteresowanie rozwojem Telewizji Trwam.

 Rodzina Radia Maryja to najbardziej świadoma część Narodu. Nieraz już pokazała, że dobro publiczne, sprawy Polski, wiary i prawdy w przekazie medialnym nie są jej obojętne. Rozumie właściwie obowiązek, by, kiedy trzeba, zabrać głos w sposób mocny, wyraźny i dobitny. Tak było zawsze, gdy władza okazywała się bierna i niewydolna albo wprost zwracała się przeciwko własnym obywatelom. Opór czynny, chociaż pokojowy; opór, którego skuteczność wynika nie z siły fizycznej czy koteryjnych wpływów, ale z potęgi ducha, poczucia wspólnoty i żarliwej wiary – to znaki firmowe wielomilionowej społeczności zainspirowanej głosem prawdy płynącym z Torunia – na falach Radia Maryja i Telewizji Trwam.  
Tego dnia widziałem naprawdę piękną Polskę. I choć to nie było święto, to takiego lasu biało-czerwonych flag reprezentacyjne Aleje Ujazdowskie z pewnością już bardzo dawno nie widziały. Tym razem przyszliśmy, żeby upomnieć się o swoje prawa. O miejsce na multipleksie dla Telewizji Trwam. Kiedy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wysuwa pokrętny argument przeciwko tej decyzji, sugerując, że Telewizja Trwam to jakoby zaledwie kilka tysięcy widzów i brakuje jej perspektyw finansowych, osoby zainteresowane rozwojem tej katolickiej stacji zademonstrowały władzy swoją siłę. Przyniosły też ze sobą 2,1 mln podpisów obywateli domagających się dostępu do telewizji, która za swoją misję i najważniejsze zadanie poczytuje sobie pełny, niezmanipulowany przekaz rzeczywistości. Przedstawia problemy społeczne, gospodarcze i duchowe w świetle wartości, które są im bliskie. Te podpisy zaniesiono do Kancelarii Prezydenta. Dlatego że to właśnie prezydent powinien stać na straży ładu konstytucyjnego, niezależnie od własnych sympatii i przekonań. – To jest wyraz dojrzałości tych, którzy dają świadectwo własnemu zrozumieniu dla roli współczesnych środków komunikacji społecznej. Nie można pozwolić na to, aby te środki kształtowały wyłącznie postawy egoistyczne, konsumpcyjne, hedonistyczne, czyli w rzeczy samej aspołeczne – akcentował w homilii ks. bp Antoni Dydycz, ordynariusz diecezji drohiczyńskiej.
Było podobnie, gdy walczyliśmy w roku 1993, 1996 i 2007 o ochronę życia ludzkiego od poczęcia. Gdy w 1996 roku toczyła się batalia o powszechne uwłaszczenie. Rok później pomagaliśmy powodzianom i Stoczni Gdańskiej. Jednocześnie walczyliśmy o godny ochrzczonego Narodu kształt polskiej Konstytucji. W 2003 roku nie pozostaliśmy bierni wobec niesprawiedliwych warunków akcesji do Unii Europejskiej. Teraz z niepokojem patrzymy na zmiany w oświacie, w systemie emerytalnym, kryzys służby zdrowia, masową emigrację zarobkową i zapaść demograficzną.
– Radio Maryja, Telewizja Trwam powracają do tych tematów i rzeczowo, spokojnie przestrzegają przed zagrożeniami, jakie płyną z beztroski – zauważył
ks. bp Antoni Dydycz. I to właśnie kole w oczy tych, którzy na swoich urzędach są powołani do strzeżenia prawa i troski o państwo. Dlatego jawna dyskryminacja katolickiej społeczności, domagającej się minimum sprawiedliwości w kształtowaniu ładu medialnego, nie została przez nich dostrzeżona. Wręcz przeciwnie, odwołania, skargi i protesty wzbudzają tylko pusty śmiech i jeszcze większą zaciekłość. Obóz rządzący korzysta z monopolu w instytucjach państwa bez najmniejszych skrupułów. Zapomina tylko, że strategia nieograniczonego zawłaszczania wpływów jest niesłychanie krótkowzroczna. Ośrodki władzy nie są samoistnym i zamkniętym systemem bez odniesienia do całości organizmu państwowego. W rzeczywistości władza istnieje i funkcjonuje dzięki pracy i aktywności milionów obywateli, którym powinna służyć. Tylko na krótko może spróbować uwolnić się od tej zależności, uczynić ją jednostronną. Rząd pasożytujący na Narodzie prędzej czy później odejdzie w niesławie.
W sobotę z widzami Telewizji Trwam byli wszyscy ci, którzy rozumieją, że miara wyobcowania władzy od potrzeb i interesów społeczeństwa już się przebrała. To politycy i parlamentarzyści partii prawicowych, działacze patriotycznych inicjatyw społecznych, wśród nich niemało Polaków z zagranicy. Oni patrząc z dystansu, nie ulegają tak łatwo jak wielu rodaków z kraju ogłuszającej propagandzie dużych i wpływowych mediów. Dzięki temu widzą problemy ostrzej, umieją je definiować często wcześniej i bardziej precyzyjnie. Doliczamy do wielkiego poruszenia na rzecz wolności słowa także uczestników ponad 30 podobnych manifestacji, jakie odbyły się już w całej Polsce w ostatnich miesiącach. I jeszcze kilkunastu demonstracji za granicą. Wzięło w nich udział także ponad 100 tysięcy osób. W sobotę z demonstrantami w Warszawie były też miliony radiosłuchaczy i widzów, którzy tego dnia z różnych względów nie mogli osobiście przyjechać do stolicy.
– To, co ma miejsce w Polsce w ostatnich miesiącach, nie jest tylko jakimś przejściowym, społecznym ożywieniem – ocenił ks. bp Dydycz. Rzeczywiście, tego ruchu nie da się już zatrzymać, bo rzecz idzie o słuszną sprawę.

 Piotr Falkowski

Nasz Dziennik Poniedziałek, 23 kwietnia 2012, Nr 95 (4330)

Autor: au