Wisła według Skorży
Treść
Trener lidera ekstraklasy opowiada o zaufaniu, doktoracie z piłki nożnej, liverpoolskich wzorach i potrzebie transferów Jesienią Wisła pod kierunkiem nowego trenera Macieja Skorży zadziwiła piłkarską Polskę serią ligowych sukcesów - 15 zwycięstw i tylko dwóch remisów, uzyskaniem aż 10-punktowej przewagi nad drugą w tabeli Legią Warszawa, awansem w Pucharze Polski i Pucharze Ekstraklasy. Zaufanie i lojalność - Bez zaufania nie można osiągnąć większych rzeczy w tym zawodzie, bo jest to praca z ludźmi i w pewnym momencie wzajemne zaufanie musi być. Lojalność się z tym wiąże. Musi wynikać z pewnych zależności, powiedzmy służbowych, i to niezbędny element do tego, aby mechanizm bezbłędnie funkcjonował - mówi 35-letni szkoleniowiec, jeszcze kilkanaście miesięcy temu asystent trenera reprezentacji Pawła Janasa. Mimo młodego wieku w krótkim czasie stał się autorytetem dla niewiele młodszych od siebie piłkarzy. - Na pewno ogromny wpływ na to wszystko mają wyniki. Seryjne zwycięstwa powodują zupełnie inną atmosferę. I wypowiedzi zawodników na temat klubu, trenera są mocno tymi wynikami zdeterminowane. Nie mam wątpliwości, że byłoby inaczej, jeśli uzyskalibyśmy wyniki o połowę słabsze. To nie ulega wątpliwości. Po cichu mówiąc, te wyniki Wisły są trochę ponad miarę, stan faktyczny i to nie może zatrzeć rzeczywistego obrazu tej drużyny, jej potrzeb, aby grała regularnie na takim poziomie jak w tej chwili. Przez jednostkę do grupy Maciej Skorża stworzył mocny i dość liczny sztab trenersko-medyczny, przyszli z nim: Andrzej Blacha, Rafał Janas, Jacek Kazimierski, ściągnął kierownika drużyny Roberta Adaszyńskiego. Z poprzedniej ekipy zostali: Andrzej Bahr i lekarz Mariusz Urban, masażysta Zbigniew Woźniak, fizjoterapeuci: Marcin Bisztyga i Filip Pięta. Ostatnio drużyną zajęła się również pani psycholog. - Na razie rozpoczęliśmy współpracę z psychologiem i pierwsze cele, jakie poprzez tę współpracę chcemy osiągnąć, to rzetelne, profesjonalne zdiagnozowanie osobowości każdego zawodnika. Chcę poznać tę grupę od strony psychologicznej nie na zasadzie tego, jak mi się wydaje - bo oczywiście mam jakieś własne odczucia - ale chcę mieć to poparte rzetelną analizą każdego zawodnika. Natomiast przyjdą kolejne etapy, gdzie ta współpraca będzie szerzej oddziaływała na różne płaszczyzny, m.in. na współpracę grupy itd. Chociaż już są pewne sugestie ze strony pani psycholog, które podczas zimowych zgrupowań wykorzystam. I generalnie chcę wykorzystać każde narzędzie, które może mi pomóc w lepszej pracy, w lepszym poznaniu zawodników. Mam takie sygnały od niektórych zawodników, że te spotkania już im sporo dają i widać, że dla niektórych będzie to bardzo pożyteczne. Matematyczny model meczu W pracy treningowej Maciej Skorża stara się także sięgać po zagraniczne wzorce - rozbudowuje bank informacji, stosując dostępne środki techniczne, dokonuje dokładnych analiz, choć nie odżegnuje się całkowicie od wyczucia, intuicji, tak zwanego trenerskiego nosa. - Moje początki w pracy trenerskiej nacechowane były bezgraniczną wiarą w pewne metody statystyczne, matematyczne. Zresztą po studiach magisterskich w AWF zostałem przez cztery lata na studiach doktoranckich. Moja praca doktorska - niedokończona - to stworzenie programu komputerowego do analizy meczów; chciałem stworzyć tzw. matematyczny model meczu piłkarskiego. Nie dokończyłem tej pracy, choć przewód został otwarty. Wyjechałem z Warszawy i po prostu praca trenerska wciągnęła mnie na tyle, że doktoratu nie zrobiłem. Natomiast teraz patrzę na to trochę inaczej. U nas Rafał Janas z Andrzejem Blachą przygotowują materiały i analizujemy każdy mecz, mamy indywidualne i zespołowe statystyki. Lubię mieć to matematycznie opracowane - czarno na białym, kto ile miał strat, kto miał ile odbiorów, jednak mam już do tego stosunek bardziej krytyczny. Uważam, że nie można każdej takiej metodzie ściśle, bezgranicznie ufać. Musi mieć przełożenie na obraz meczu, danej sytuacji. Lecz nie ukrywam, że zazdroszczę programu, który jest w Legii - Amisco, badającego dokładnie każdy mecz. Przede wszystkim jest to analiza kinematyczna, czyli odległości i dystanse pokonywane przez piłkarza w czasie meczu, z jaką prędkością. Plus część statystyczna, czyli jak wyglądała jego gra, jak wychodziły mu kontakty z piłką. Takie rzeczy bardzo by nam w Wiśle pomogły. I wierzę, że kiedyś tutaj takiego programu też się dopracujemy. Na pewno byłby to kolejny krok do przodu. Czerpanie z Beniteza Staż w FC Liverpool sprawił, że menedżer tego klubu Rafael Benitez stał się dla Skorży trenerskim guru. - Obecnie chyba najwięcej korzystam z Beniteza, przede wszystkim dlatego, że widziałem na własne oczy jego warsztat, jego samego w pracy. Chociaż przyznaję, iż filozofia gry Liverpoolu jest bardzo interesująca. I nie ukrywam, że próbujemy w Wiśle to samo robić. Wiele rzeczy - że tak powiem - od niego kopiuję, ale miałem też okres fascynacji pracą Carla Ancelottiego w Milanie, to 4-3-3. To się jednak zmienia, jak piłka się rozwija. Ja również jako trener się rozwijam i może za dwa lata będę preferował inne rozwiązania taktyczne niż obecnie. Warunek konieczny: transfery Do wszystkich, którym zależy na postępach zespołu Wisły dotarło już, że bez świeżej krwi nie będzie to możliwe. Przed rundą jesienną wrócili więc z wypożyczeń: Rafał Boguski i Kamil Kosowski, zostali pozyskani: Andrzej Niedzielan, Tomas Jirsak i Piotr Ćwielong. - Letnie transfery, podobnie zresztą będzie w zimowym oknie transferowym, można podzielić na dwie grupy: zawodników, którzy już mają wzmocnić drużynę i tych, którzy w perspektywie mają się stać podstawowymi graczami. Gdy latem dokonywaliśmy wzmocnień, wiedzieliśmy, że Andrzej Niedzielan, Kamil Kosowski są transferami na już. Liczyłem, że Tomas Jirsak również znajdzie się w tej grupie, ale już przy Piotrku Ćwielongu zastanawialiśmy się z Jackiem Bednarzem, czy go od razu nie wypożyczyć. W stosunku do Ćwielonga to podtrzymujemy, aby miał możliwość regularnej gry, jak chociażby Grzesiek Kmiecik w Zagłębiu Sosnowiec. Decyzje zapadną po spotkaniu z Radą Nadzorczą. Na wiosnę widzę w drużynie Jirsaka i wierzę w to, że będziemy mieli trochę punktów przewagi, co stworzy Tomasowi szansę na częstszą grę. I nadchodząca runda odpowie nam na pytanie, na co naprawdę go stać. Musi się sam obronić. Wisła Kraków nie jest drużyną, w której ktokolwiek dostanie nieograniczony kredyt zaufania i będzie mógł w dziesięciu meczach się ogrywać. Na coś takiego nie możemy sobie pozwolić. I być może dla Tomasa byłoby lepiej, gdyby był w klubie o mniejszej presji. Nie wykluczam, że w jego przypadku taki scenariusz też będzie realizowany i pójdzie gdzieś na wypożyczenie. Nie jest magiem Największym odkryciem jesieni nie był jednak żaden z nowych piłkarzy, ale Marek Zieńczuk. W podobnych kategoriach można oceniać też postawę Piotra Brożka, który z dużym powodzeniem zastąpił na lewej obronie kontuzjowanego Dariusza Dudkę. - Nie zamierzam robić z siebie maga. Marek Zieńczuk i Piotr Brożek sami sobie wszystko zawdzięczają. Ci zawodnicy bardzo ciężko i rzetelnie pracowali. I ta praca przyniosła im efekty. Widziałem zacięcie na ich twarzach od pierwszego dnia zajęć treningowych, chęć udowodnienia, że są Wiśle przydatni. Zresztą w przypadku Piotrka Brożka było tak, że on w ogóle rozpoczynał tę rundę po kontuzji i miał problemy z tym, żeby znaleźć się w osiemnastce, a kończył jako podstawowy zawodnik, chwalony przez wszystkich. Niejeden z piłkarzy po fali krytyki nie miałby na tyle siły w sobie, aby jeszcze próbować, oni się na to zdecydowali i wyszło bardzo dobrze. Z każdym piłkarzem rozmawiałem osobno. Uznałem, że aby z nimi dobrze pracować, muszę ich dobrze znać. Od tego rozpocząłem i nadal często staram się z nimi indywidualnie rozmawiać. Muszę być dobrze zorientowany, co się dzieje w ich głowach. Jest to dla mnie normalna, standardowa procedura - bez względu na to, czy byłem kiedyś w Grodzisku a teraz jestem w Wiśle, postępuję tak samo. Moje metody treningowe nie uległy przez ostatnie miesiące wielkiej zmianie. Nominacja do Oscara Przed przeprowadzką z Grodziska Wielkopolskiego do Krakowa Maciej Skorża starał się być bardzo dyskretny, jeszcze po wiosennym spotkaniu Wisły z Groclinem Dyskobolią zapewniał, że zostanie w klubie Zbigniewa Drzymały. - To tak, jakby polski dziennikarz dostał propozycję pracy z "France Footballu". Dla każdego polskiego trenera, a dla młodego jak ja w szczególności, propozycja z Wisły Kraków jest co najmniej czymś takim jak nominacja do Oscara. Trudno było nie skorzystać, mimo całej otoczki związanej z tym klubem, częstych zmian trenerów, chaosu organizacyjnego. I jak powiedziałem na pierwszej konferencji prasowej po objęciu tego stanowiska: magia tego klubu działa na mnie bardzo mocno. To przeważyło. Zarządzanie tymi klubami - Groclinem Dyskobolią i Wisłą - jest odmienne, ja tego doświadczam i nic więcej na ten temat nie chcę powiedzieć. Żadnych sensacji Po raz pierwszy od 10 lat, gdy właścicielem Wisły jest Tele-Fonika, widać w klubie wyraźny podział kompetencji - prezes Marek Wilczek zajmuje się organizacją i finansami, sprawy sportowe i transferowe ma w swoich rękach dyrektor Jacek Bednarz, a za szkolenie odpowiada Maciej Skorża. Między Bednarzem a Skorżą dochodzi czasami do spięć, ale nie są to konflikty, które mogłyby stanowić pożywkę dla żądnych sensacji mediów. - Chyba dobrze, że między Jackiem a mną iskrzy, na tyle, na ile może, bo Jacek jest moim przełożonym. Zawsze jednak będę stał na takim stanowisku, że moim obowiązkiem jest jak najlepsza praca z tą drużyną i jeśli będę do jakichś pomysłów przekonany, postaram się je forsować bez względu na to, czy zdanie innych ludzi będzie podobne czy nie. Nie chodzi o to, żebym Jackowi zawsze przyznawał rację, czy Jacek ze mną się zgadzał. Nadrzędną sprawą, nawet jeśli dochodzi do ścierania się poglądów, powinno być dobro Wisły. Aby była pełna jasność, strategię działania klubu - z pewnej perspektywy - mamy z Jackiem taką samą. Różnice zdań pojawiają się w bardziej szczegółowych sprawach. Co po zderzeniu ze ścianą? Dobra passa kiedyś się kończy, następuje wyczerpanie możliwości, w rozważaniach trenera Skorży pojawia się również taki motyw. - Moim marzeniem jest zrobić z Wisłą choć jeden mały krok do przodu w stosunku do tego, co zrobił trener Henryk Kasperczak, bo jest to osoba owiana tutaj legendą i trener, który będąc w Wiśle osiągnął najwięcej z polską klubową drużyną. I takim krokiem byłby awans do Ligi Mistrzów, ale najpierw trzeba zdobyć mistrzostwo Polski i spróbować dokonać czegoś więcej. Chciałbym, żeby do zderzenia ze ścianą doszło jak najpóźniej. I jeżeli mamy po nim polec, to żeby to była jak najwyższa ściana, abyśmy mieli wtedy już drużynę nie średnioeuropejską, ale z najwyższej półki. Rozmawiając na temat stawianych przede mną celów, obie strony wspólnie uznały, że trzy lata to jest okres wystarczający do oceny tego, czy idziemy w dobrym czy złym kierunku. Trzy lata pracy w Wiśle dla trenera to ogromnie długi okres, ale to za mało, aby zbudować coś na trwałe - pewien system, który funkcjonowałby przez lata. Taki potencjał czasu pozwala natomiast do nadania właściwego kierunku temu wszystkiemu i do tego będę zmierzał. Bez bazy ani rusz Stworzenie odpowiedniej bazy treningowej warunkuje dalszy rozwój klubu, nie może być tak, że codzienne treningi odbywają się na głównym boisku. - Z tego, co wiem pewne starania zostały rozpoczęte i prezes Wilczek przekazał informację, że od wiosny ma nastąpić przyspieszenie działań dotyczących budowy boisk treningowych przy Reymonta. To jest priorytet, bo bez bazy niewiele da się zrobić. Jeśli odejdą... Włosi kuszą Dariusza Dudkę, Belgowie - Pawła Brożka, trener Skorża cały czas ma świadomość, że może stracić nie tylko tych piłkarzy. - Bez względu na to, czy Darek i Paweł odejdą czy nie, powinniśmy dokonać mocnych transferów tej zimy i myślę, że tak się stanie. Bardzo liczę na Jacka Bednarza, że do tego typu ruchów doprowadzi. I co powiedziałem na początku, że być może wyniki Wisły są trochę na wyrost, naszym obowiązkiem jest to - mnie jako trenera i Jacka jako dyrektora sportowego - żeby dać drużynie na wiosnę nowy impuls, który utrzyma motywację na odpowiednio wysokim poziomie. I takim impulsem są nowe twarze w zespole. Uważam, że nie wolno nam tego zaniedbać. JERZY SASORSKI "Dziennik Polski" 2007-12-17
Autor: wa