Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wisła - to już koniec?

Treść

Włodarze Wisły Kraków potwierdzili wczoraj, że klub ma problemy finansowe i jeszcze nie tak dawno poważnie było zagrożone jego normalne funkcjonowanie. Wprowadzono co prawda w życie wariant naprawczy, ale sympatycy klubu z Reymonta muszą pożegnać się z marzeniami o wielkich sukcesach. Latem drużynę opuści większość piłkarzy, szczególnie tych z wysokimi kontraktami. - To koniec Wisły w obecnym kształcie - zapowiedział Jacek Bednarz, członek zarządu i wiceprezes ds. sportowych.

Od 1998 r. Wisła w stopniu niemal absolutnym zdominowała rozgrywki ligowe w naszym kraju. Zdobyła w tym czasie aż osiem tytułów mistrzowskich, cztery razy kończyła sezon na drugim miejscu, raz na trzecim. Toczyła porywające boje w europejskich pucharach z Barceloną, Schalke Gelsenkirchen, Parmą czy Lazio Rzym. Dostarczała wielu graczy reprezentacji Polski. Nigdy jednak nie zrealizowała najważniejszego celu, jakim był awans do Ligi Mistrzów. Latem ubiegłego roku działacze z Reymonta postawili wszystko na jedną kartę. Wzmocnili zespół - ich zdaniem na tyle, by do Champions League wreszcie się dostać. Nowym zawodnikom zaproponowano wielkie kontrakty, licząc, że wpływy z elitarnych rozgrywek pozwolą nie tylko je wypełnić, ale i zainwestować na przyszłość. Prezes Bogdan Basałaj wspominał o budowie ośrodka treningowego, którego brak był i jest dla klubu powodem do głębokiego wstydu. Spore pieniądze miały też płynąć ze sprzedaży biletów. Klub liczył, że na nowym stadionie regularnie będzie zasiadać ponad 25 tysięcy widzów, a komplet na szlagierach. Tymczasem nic z tego nie wyszło. Wisła do Ligi Mistrzów się nie zakwalifikowała i szybko okazało się, że jest kolosem na glinianych nogach. Że żyje ponad stan, nie ma pieniędzy, opuścili ją kibice, a sprowadzani tabunami piłkarze z każdego niemal zakątka świata nie mają ambicji i chęci, by tracić za nią zdrowie. W efekcie "Biała Gwiazda" znalazła się na zakręcie. Już wiadomo, że nie obroni mistrzostwa Polski. Najprawdopodobniej też nie wystąpi w Lidze Europejskiej, bo jedyną drogę - przez Puchar Polski - blokuje jej Ruch Chorzów. W półfinałowej rywalizacji przegrała pierwszy mecz 1:3, ma jeszcze co prawda rewanż, ale jej zblazowane gwiazdki nie dają żadnej gwarancji, a nawet nadziei, że stratę odrobią. Już kilka tygodni temu, po dymisji Basałaja i zatrudnieniu Bednarza, stało się jasne, że na Reymonta dojdzie do rewolucji. Wtedy jednak mało kto wiedział, jak katastrofalna jest sytuacja klubu i że zagrożony jest jego byt. Potwierdził to wczoraj Bednarz i klub w specjalnym komunikacie. - Nasza spółka zakończyła rok ze sporą stratą. To oznacza tymczasowe kłopoty, których efektem są m.in. opóźnienia w wypłatach dla pracowników. Marzec jest dla każdego klubu ekstraklasy czasem krytycznym, czasem kompletowania dokumentów niezbędnych do uzyskania licencji na kolejny sezon. Podjęliśmy wiele działań, aby uzyskać płynność finansową - powiedział Bednarz. Jeszcze niedawno nie było wcale pewne, czy Wisła takową licencję dostanie, przynajmniej w pierwszym terminie.
"Białą Gwiazdę" czeka rewolucja. Nawet nie zmiany, to zbyt małe słowo. Odejdzie większość piłkarzy, zmniejszy się budżet (nawet o 20 procent), a co za tym idzie - klubu nie będzie już stać na sprowadzenie zawodników z wysokiej, jak na nasze realia, półki. Dziś w kadrze zespołu przeważają zawodnicy starzy, nieperspektywiczni bądź wypożyczeni. To efekt katastrofalnej polityki za czasów Basałaja, w której nikt nie myślał o przyszłości, tylko o chwili obecnej. Klub nie otrzyma za nich nawet złotówki. Będzie mógł zarobić tylko na nielicznych: Maorze Meliksonie, Cezarym Wilku czy Patryku Małeckim. To zapewne dlatego działacze zgodzili się na powrót do składu tego ostatniego po wybrykach niegodnych zawodowego sportowca. - To koniec Wisły w obecnym kształcie. Musimy przygotować się na to, że zmiany finansowe i personalne wydłużą proces budowy zespołu. Chcemy pozyskiwać piłkarzy perspektywicznych, oferując im dłuższe kontrakty. Takich, których w przyszłości będzie można sprzedać i odzyskać część zainwestowanych pieniędzy - przyznał Bednarz. Wisła będzie chciała sprowadzać przede wszystkim Polaków, bo w tej materii za rządów Basałaja wszelkie proporcje uległy zachwianiu. Zdarzały się mecze, w których w składzie drużyny nie było ani jednego zawodnika z naszego kraju. Teraz okazuje się, że zagranicznym gwiazdom się już nie chce, czego odzwierciedleniem są wyniki i miejsce w tabeli. Patrząc na grę choćby Kewa Jaliensa, byłego reprezentanta Holandii, uczestnika mundialu, można się tylko łapać za głowę i zastanawiać nad zawodową etyką. Gdy piłkarze strzelają bramki, nawet się nie cieszą.
W nowym sezonie w Wiśle ma być kilkunastu nowych zawodników. Tańszych, którym klub nie zaoferuje wysokich kontraktów, bo go na to po prostu nie stać. Być może wśród nich nie znajdzie się ani jedno głośne nazwisko, choć nieoficjalnie wciąż się mówi o Arkadiuszu Głowackim i Pawle Brożku.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Czwartek, 5 kwietnia 2012, Nr 81 (4316)

Autor: au