Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wisła na miarę Ligi Mistrzów?

Treść

Wisła Kraków chce w tym sezonie przełamać niemoc polskich klubów i awansować do piłkarskiej Ligi Mistrzów. Pomóc mają transfery i odpowiednie przygotowanie, tak fizyczne, jak mentalne, czyli coś, co w ostatnich próbach dotarcia do elity nie stanowiło siły "Białej Gwiazdy". Wpadki z minionych lat mają być przestrogą i okazją do wyciągnięcia konstruktywnych wniosków.
Liga Mistrzów to prestiż, splendor i ogromne pieniądze. Na samym awansie można zarobić kilka milionów euro, każdy zdobyty punkt w fazie grupowej konto powiększa, a gdy do tego dodać dochód ze sprzedaży biletów i praw telewizyjnych, to okazuje się, że po stronie plusów jest szansa zapisać tych milionów kilkanaście. Sumę dla polskich drużyn kosmiczną, pozwalającą podwoić roczny budżet i otwierającą perspektywę rozwoju niedostępną dla krajowych konkurentów. Niestety, do tej pory nikt z niej nie skorzystał. W historii Champions League wystąpiły tylko dwa nasze zespoły, ale było to dawno temu: Legia Warszawa (w sezonie 1995/1996) oraz Widzew Łódź (1996/1997). Od tego czasu piłkarska Europa przyspieszyła i uciekła, a nam pozostawało dziwić się, jak to możliwe, że udaje się ekipom z Węgier, Słowacji, Izraela czy Cypru, a nam nie. Czy Wisła, dowodzona i zarządzana po holendersku, coś w tej materii zmieni? Czy po latach upokorzeń znów ujrzymy w elicie mistrza Polski? Patrząc przez pryzmat ostatnich prób "Białej Gwiazdy", optymistą pozostać trudno, bo z pucharowych bojów eliminowali ją rywale z Estonii i Azerbejdżanu. Płaciła za fatalne transfery, złe przygotowanie, pewność siebie i lekceważenie egzotycznych, pozornie, przeciwników. Dziś na Reymonta przekonują jednak, że z tych niepowodzeń zostały wyciągnięte wnioski, a w lipcu i sierpniu zespół będzie gotowy do skutecznej walki. Tak przynajmniej deklarują Robert Maaskant i Stan Valckx. Trener i dyrektor sportowy.
Maaskant przejął drużynę na początku sezonu, rozbitą po odpadnięciu z pucharów i fatalnie przygotowaną przez Henryka Kasperczaka. "Składaną" w pośpiechu. Przez pierwsze tygodnie pracy układał wszystkie klocki z mozołem, ale proces trwał dość długo i w pewnym momencie wydawało się, że posada Holendra jest co najmniej zagrożona. I być może gdyby nie jesienne zwycięstwo w derbach Krakowa, to dziś Maaskanta na Reymonta by już nie było. Gol zdobyty w doliczonym czasie gry przez Nourdina Boukhariego (paradoksalnie... najgorszego zawodnika w kadrze) dał jednak trzy punkty i zapoczątkował zwycięską serię, która pozwoliła wiślakom odrobić straty do wyprzedzających ją rywali, awansować na pierwsze miejsce i go nie oddać. Po drodze Maaskant ze zlepku indywidualności z kilkunastu krajów uczynił zespół z krwi i kości, odciskając na nim własne piętno. Wisła zaczęła grać nowoczesnym systemem 4-3-3, w którym główne role odgrywali piłkarze sprowadzeni zimą przez Valckxa. Holendrzy wtedy zaryzykowali. Pozwolili odejść bliźniakom Brożkom i Mariuszowi Pawełkowi, na ich miejsce sprowadzając Maora Meliksona, Cwetana Genkowa, Sergeia Pareikę, Kewa Jaliensa i Michaiła Siwakowa. Trzej pierwsi stali się gwiazdami ligi, a ich wkład w tytuł był ogromny. Melikson błyskawicznie zaskarbił sobie sympatię fanów, a jego błyskotliwość i umiejętności techniczne spowodowały, że pojawił się temat powołania do reprezentacji Polski (jego mama urodziła się w Polsce). Valckx wykazał się stuprocentową skutecznością, korzystając ze swoich rozległych kontaktów, nie proponował przypadkowych graczy, tylko ludzi, którzy faktycznie podniosą jakość zespołu. Teraz od letnich transferów może zależeć ewentualny sukces krakowian w wyścigu o Ligę Mistrzów. Maaskant, słusznie, już dawno zauważył, że drużyna potrzebuje znacznych wzmocnień. To, co wystarcza na ligę polską, na LM najprawdopodobniej okaże się zbyt mało. Valckx już od kilku miesięcy przyglądał się potencjalnym kandydatom do gry, w ciągu najbliższych dni rozmowy z nimi mają być sfinalizowane. Holender oglądał mecze m.in. na Bałkanach i w Grecji, a jednym z transferowych hitów ma być Marcin Wasilewski występujący w Anderlechcie Bruksela. Wisła, chcąc zwiększyć swoje szanse na sukces, powinna sprowadzić bocznych obrońców i stopera (albo dwóch, zwłaszcza że nie jest przesądzone pozostanie Osmana Chaveza, przedłużają się negocjacje z jego klubem) oraz przynajmniej jednego napastnika. Na razie ma w kadrze tylko Genkowa, bo trudno liczyć na Macieja Żurawskiego i Andresa Riosa. Obaj nie spełnili nadziei i po sezonie pożegnają się z klubem. Przydałby się również skrzydłowy (Tomasz Kupisz z Jagiellonii Białystok?), zwłaszcza że zespół opuści najprawdopodobniej Wojciech Łobodziński. Maaskant doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż myśląc o zaistnieniu w Europie, musi dysponować dwoma prawie równorzędnymi jedenastkami. Co znaczy wąska kadra, przekonał się w tym sezonie Lech Poznań, który po imponujących występach w pucharach kompletnie nie poradził sobie na krajowym podwórku.
Wisła już wie, że w II i III rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów będzie rozstawiona, co pozwoli jej uniknąć najgroźniejszych rywali. Nie znaczy to oczywiście, że jej droga do celu przypomni spacerek, ale nawet KRC Genk czy Viktoria Pilzno (teoretycznie najsilniejsi przeciwnicy w III rundzie) nie stanowią przeszkód, których wiślacy powinni się obawiać. Zdecydowanie trudniej może być w IV, decydującej rundzie, jednak i tam krakowianie nie napotkają potęg z Hiszpanii, Anglii czy Niemiec. Po przygodach z Levadią Tallin i Karabachem Agdam na Reymonta już nikogo nie lekceważą, dlatego Maaskant zarządził wyjątkowo krótki urlop po sezonie. Chce uniknąć błędu Macieja Skorży, który był tak pewien przejścia mistrza Estonii, że nieudolnie ułożył plan przygotowań, co skończyło się katastrofą. Po niedzielnym, ostatnim w rozgrywkach, spotkaniu z Polonią Warszawa wiślacy otrzymają kilka dni wolnego, a na pierwszym po przerwie treningu spotkają się 10 czerwca. Walkę o LM rozpoczną 12 lub 13 lipca, Holender potrzebuje miesiąca, by piłkarzy do boju przysposobić, a nowych w zespół wkomponować. Owi "nowi" mają być zaprezentowani na początku czerwca, by trener miał ich do dyspozycji na zgrupowaniach w Zakopanem, Holandii i Estonii.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-05-24

Autor: jc