Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wały nie wytrzymują

Treść

Południowa Polska kolejny dzień zmagała się z powodzią. Przekroczone zostały stany alarmowe rzek i potoków, przerwane wały, podmyte mosty, zalane domy, obiekty gospodarskie i budynki użyteczności publicznej, brakowało prądu. Nieprzejezdne były także drogi, a przede wszystkim ewakuowano tysiące ludzi. Tragiczny bilans powodzi wzrósł już do dziewięciu ofiar śmiertelnych, a trzy kolejne osoby uznano za zaginione. Oszacowanie wszystkich strat możliwe będzie dopiero po ustąpieniu wody. Mogą one wynieść nawet 7-8 mld złotych.
Najtrudniejsza sytuacja była na Podkarpaciu w okolicach Sandomierza w Koćmierzowie, gdzie pękł wał, oraz w Tarnobrzegu i Mielcu, a zwłaszcza w okolicy Trześni i Sokolnik, gdzie mieszka ponad dwa tysiące osób. Z zagrożonych terenów ewakuowano tysiące osób, ale mimo to słychać było narzekania na kiepską organizację akcji ratunkowej. Ci, którzy nie chcieli poddać się ewakuacji dzień wcześniej, zostali uwięzieni w domach, i czekali na ratunek na dachach i wyższych kondygnacjach budynków. Wojewoda podkarpacki zapewnia tymczasem, że wszystkie siły, zarówno ludzie, jak i sprzęt, zostały wysłane właśnie tam. - Główne siły; ludzi i sprzęt do walki z powodzią skierowano do podtarnobrzeskiej gminy Gorzyce. Oprócz strażaków i policji z żywiołem walczyło wojsko, a także pogranicznicy. Do ewakuacji ludzi, którzy oczekują na dachach swoich domów, skierowano amfibię, łodzie i śmigłowiec - powiedziała wicewojewoda Podkarpacia Małgorzata Chomycz.
Wojewoda wystąpił do Ministerstwa Finansów o dodatkowe środki w wysokości ponad 4 mln zł na bieżące wydatki związane z akcją ratunkową. Pieniądze są niezbędne na bieżące wsparcie rodzin, które zostały bez środków do życia.
W Tarnobrzegu woda zalała kilka osiedli. Wciąż trwa akcja ewakuacyjna ludności. Pierwsi powodzianie będą mogli powrócić do domów najwcześniej za kilka dni. W rejonach, gdzie woda jest większa - dopiero za kilkanaście. Sporo pracy czeka też służby epidemiologiczne. Konieczne będzie odkażenie studni, z których woda nie nadaje się do spożycia nawet po przegotowaniu. Niektóre gospodarstwa trzeba będzie oczyścić z padłych podczas powodzi zwierząt. Tymczasem coraz groźniejsze są na co dzień spokojne rzeki i strumyki. Najtrudniejsza sytuacja panowała w miejscowościach Borowa i Wadowice Górne w pow. mieleckim, gdzie po przerwaniu wałów rzeki Nowy Breń zalanych zostało około 200 gospodarstw w trzech wsiach. Większość mieszkańców ewakuowano do rodzin, pozostali trafili tymczasowo do okolicznych szkół.
Małopolska
W Małopolsce stan alarmowy obowiązywał na rzekach w dziewięciu miejscach, a stan ostrzegawczy - w siedmiu. Poziom wody w górnej Wiśle powoli zaczął opadać. W dwóch miejscowościach odwołano alarmy powodziowe, a pogotowia przeciwpowodziowe w 13. Dziś rozpoczną się spotkania wojewody małopolskiego z samorządowcami w poszczególnych powiatach w związku z omówieniem sposobu szacowania strat i pomocy, którą mogą uzyskać zarówno mieszkańcy, jak i samorządy. - Będziemy robić wszystko, aby pomoc dla potrzebujących dotarła jak najszybciej. Będzie ona skierowana do powodzian, także do rolników, którzy stracili swoje uprawy i inwentarz, do samorządów odpowiedzialnych za akcję ratunkową oraz na odbudowę infrastruktury: dróg, mostów, obiektów użyteczności publicznej - podkreśla małopolski wojewoda Stanisław Kracik. Fala powodziowa przesuwała się z Małopolski w kierunku centralnej Polski. Najbardziej zagrożone były okolice: Puław, Kazimierza Dolnego oraz Opola Lubelskiego. Fala powodziowa zbliża się też do Warszawy, gdzie poziom Wisły już zbliżał się do 6 metrów.
Śląsk i Opolszczyzna
Według prognoz IMiGW, w najbliższych dniach poziom wód w śląskich rzekach, który przekracza stan alarmowy, będzie opadał. Nie oznacza to jednak, że zagrożenie minęło. Opady deszczu o charakterze burzowym mogą bowiem spowodować ponowny gwałtowny wzrost poziomu wody. W wielu miejscach wały są mocno nasiąknięte i mogą ulec przerwaniu. Nieprzejezdnych jest wiele dróg. Z terenów zalewowych ewakuowano na Górnym Śląsku łącznie ponad 7,5 tysiąca osób. Pomoc żywnościową dla mieszkańców zapewnia m.in. Caritas diecezji katowickiej. Na wielu obszarach regionu domy są wciąż zalane. Wszyscy jednak czekają, aż woda opadnie i będzie można przystąpić do prac porządkowych.
Na Opolszczyźnie zalane są 43 miejscowości. Najtrudniejsza sytuacja była w powiatach: kędzierzyńskim, strzeleckim i oleskim. W niepewnej sytuacji znalazły się największe zakłady regionu: Elektrownia Opole i wały w okolicach Metalchemu. Wody Odry nie zagrażały jednak bezpośrednio miastu. W kilku miejscowościach, m.in. w Dobrzeniu i Narok-Niewodnikach, powstały wyrwy w wałach, a woda zalała okoliczne miejscowości. Po południu fala wezbraniowa dotarła do Brzegu.
Łódzkie
Ucierpiało także woj. łódzkie. Od dwóch dni strażacy z powiatu sieradzkiego ratowali wały na Warcie, które wzmacniali workami z piaskiem. Alarm powodziowy obowiązywał w 21 gminach, a pogotowie przeciwpowodziowe wprowadzono w 11. W Sczepocicach, gdzie wylała Warta, zalewając kilkanaście budynków, strażacy ewakuowali 10 osób i zwierzęta. Na razie sytuację udało się opanować, ale wielka woda dopiero zbliżała się do Łodzi.
Na zalanych terenach, kiedy zaczną tam wracać ludzie, sporo pracy będzie miał sanepid. Jak powiedział "Naszemu Dziennikowi" Szczepan Jędral, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie, ważne jest, aby odkazić budynki, ale przede wszystkim studnie. Chcąc uniknąć chorób zakaźnych, pod żadnym pozorem nie należy pić wody z niepewnych źródeł, a najlepiej, przynajmniej na razie, korzystać z wody dostarczanej do wielu miejscowości beczkowozami. - Wody popowodziowe są źródłem osadów zawierających bakterie chorób zakaźnych, jak chociażby dur brzuszny, czerwonka czy salmonella. Należy odczekać, aż poziom wód gruntowych się ustabilizuje, wówczas trzeba odpompować wodę, odkazić studnię. Informacje o odpowiednich środkach do dezynfekcji studni są dostępne w każdej powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej. Dopiero po odkażeniu i zbadaniu wody będzie się ona nadawała do spożycia - wyjaśnia Szczepan Jędral.
Mazowsze
Czoło fali powodziowej dotarło na Mazowsze. Wczoraj przez cały dzień trwała walka o uratowanie przed zalaniem Elektrowni Kozienice. Przy umacnianiu wałów pracowała załoga i wojsko. W powiecie kozienickim ewakuowano jedynie cztery rodziny w gminie Gniewoszów. Poziom Wisły sukcesywnie się podnosił, a po południu czoło fali powodziowej dotarło do Warszawy. Nawet najstarsi mieszkańcy nie pamiętają tak wysokiej wody. Jednak to dopiero dzisiaj spodziewana jest kulminacja. Przez cały dzień umacniano też wały, głównie prawobrzeżnej Warszawy, gdzie są one najniższe i w najgorszym stanie. Do dyspozycji ratowników pozostawało ok. 200 tysięcy worków. Według wojewody mazowieckiego Jacka Kozłowskiego, przerwanie nasiąkniętych wodą wałów przeciwpowodziowych jest tylko kwestią czasu. Problemem nie jest wysokość fali, ale jej długość. Wały są jak gąbka, a fala może przechodzić przez Mazowsze nawet dłużej niż jedną dobę. I tego właśnie mogą one nie wytrzymać. Najbardziej zagrożone tereny to: Wilanów, Praga Południe i okolice Saskiej Kępy oraz Białołęka. Zagrożone zalaniem były Łuk Siekierkowski i warszawskie ZOO, gdzie przygotowano żywność i klatki na wypadek ewakuacji zwierząt. Wały wzmacniano też w warszawskiej elektrociepłowni na Żeraniu, gdzie woda podnosiła się z godziny na godzinę.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-05-21

Autor: jc