Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W tym szaleństwie jest metoda

Treść

Z prof. dr. hab. Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury KUL, wykładowcą WSKSiM, rozmawia Joanna Kozłowska Jak ocenia Pan projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji? - Czytając relacje prasowe na temat propozycji nowej ustawy medialnej oraz analizując samą ustawę, to poza kwestiami czysto formalnymi (artykuł taki, punkt taki, a które wypełniają ponad połowę projektu) ma się wrażenie jakiegoś potwornego chaosu. Projekt musi być jakąś całością. Ale co to za całość, jeśli słyszymy, że Senat zaakceptował 60 poprawek, a czemu nie tysiąc? A może milion? Jeżeli ktoś dokonuje aż tylu zmian, to właściwie cały projekt się rozsypuje, jeśli jest całością. Jeśli całością nie jest, to w takim razie "w tym chaosie jest metoda", projekt jest okazją do tego, żeby pewne grupy polityczno-biznesowe się wzmocniły, a inne zostały osłabione, zwłaszcza zaś chodzi o zdecydowane osłabienie tzw. nadawcy społecznego, który jeśli nie będzie chroniony, nie będąc nadawcą komercyjnym, nie wytrzyma tempa walki na medialnym rynku, bo metody walki narzucą rekiny biznesu. Jednym słowem, potentaci medialni wzmocnią swoją pozycję, a nadawcy społeczni zostaną zepchnięci na margines. Po wejściu w życie tej ustawy status Radia Maryja jako nadawcy społecznego może ulec osłabieniu? - Uważam, że w rzeczywistości głównym celem tej ustawy jest zmniejszenie roli Radia Maryja. W czym upatruje Pan przyczyn nadania ustawie właśnie takiego kształtu? - Politycy, dochodząc do władzy, mają na celu umocnienie swoich pozycji i otwarcie drogi do reelekcji. Bez odpowiedniego poparcia mediów utrzymanie się czy poszerzanie władzy jest niemożliwe. Ale po co zabiegać o poparcie mediów, jeśli można je kontrolować, a kontrolując, narzucać, kogo mają popierać, kogo krytykować, a o kim milczeć? Z drugiej strony, jeśli są media, u których nie można zdobyć poparcia i których nie można kontrolować, to takie media trzeba zlikwidować albo zdecydowanie osłabić. I takie są z grubsza założenia, jakie kryją się za tym projektem. Niezależni mogą być tylko nadawcy społeczni, bo pozostali nadawcy zależni są albo od polityków, albo od biznesmenów. Jakże to brzmi śmiesznie, gdy w projekcie czytamy, że Sejm, Senat i prezydent odpartyjnią skład KRRiT, skoro (z wyjątkiem prezydenta) oni wszyscy są partyjni, a więc nawet jeśli wybiorą bezpartyjnych, to co stoi na przeszkodzie, żeby to byli bezpartyjni z klucza (np. szwagier członka PO, kuzyn członka SLD lub kolega ze szkolnej ławy członka PSL). Który z polityków jest tak naiwny, żeby nie wysuwał na pierwszy plan interesów własnej partii, czyli zapewnienia sobie jak największego wpływu na media? Jeśli taki się znajdzie, to i tak go zagłuszą. Widać to po niektórych senatorach, którzy odważnie krytykowali projekt, by wkrótce położyć uszy po sobie i głosować, jak partia każe. Czym będzie skutkowało przyjęcie ustawy medialnej w takiej formie? - Nastąpi zdecydowane upolitycznienie, czyli upartyjnienie i zideologizowanie mediów publicznych. Na ich program składać się będzie głównie propaganda (zwana nie wiadomo czemu - informacją) i reklama, przeplatane rozrywką najniższych lotów. Media publiczne przestaną pełnić misję społeczną (z której i tak coraz gorzej się wywiązywały), co przejawiać się będzie z jednej strony zanikiem programów zawierających tzw. kulturę wysoką, z drugiej zaś - drogą manipulacji, w centrum tych mediów znajdą się tylko określone środowiska (tzw. salony), liberalno-postkomunistyczne, które zawłaszczą dla siebie możliwość bycia na wizji czy na antenie, zarówno w charakterze gospodarza, jak i gościa. W efekcie obraz Polski i Polaków ulegnie jeszcze większej deformacji, a polskość będzie całkowicie marginalizowana. Jakie funkcje powinny spełniać media publiczne? - Jeśli są to media publiczne w Polsce, to muszą być jak najbardziej reprezentatywne dla całego społeczeństwa, które mimo wszystko jest społeczeństwem ciekawym, o bogatej tradycji, jest społeczeństwem ambitnym, które jednak potrzebuje dobrych, pozytywnych wzorów, a nie ośmieszania czy kpiny. Tymczasem media publiczne są w coraz większym stopniu krzywym zwierciadłem, w którym strach się przeglądać. Ale to jest właśnie metoda, abyśmy przestali utożsamiać się z własnym krajem i własnym narodem, byśmy stali się wałęsającymi się "za robotą" bezpaństwowcami. Dlaczego do debaty nad rolą mediów publicznych nie zaproszono reprezentantów nadawców społecznych, którzy są najbliżej ludzi? Dlaczego nadawca społeczny traktowany jest jako zagrożenie, które należy środkami prawnymi zadusić? A przecież to nadawca społeczny najlepiej zna prawdziwe oblicze naszego społeczeństwa, jego upadki, ale i jego wielkość. Media publiczne powinny się uczyć od mediów społecznych etosu dziennikarstwa, etosu opartego na prawdzie, a nie na manipulacji. Nowa ustawa medialna to wielkie zagrożenie dla nadawców społecznych, dlatego absolutnie powinna być odrzucona. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-04-15

Autor: wa