Przejdź do treści
Przejdź do stopki

VAT znowu wzrośnie?

Treść

Komisja Europejska mówi "nie" i na razie obstaje przy swoim, by Polska zredukowała deficyt sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB już w 2012 r., a nie rok później, jak proponuje rząd. To może oznaczać w krótkim czasie dalsze cięcia wydatków i kolejną podwyżkę podatku VAT. Minister finansów Jacek Rostowski poinformował wczoraj, po spotkaniu z unijnym komisarzem do spraw gospodarczo-walutowych Ollim Rehnem, że w ciągu kilku dni, po "ostatecznych konsultacjach", Polska wystąpi do Komisji Europejskiej z oficjalnym listem w sprawie naszej ścieżki ograniczania nadmiernego deficytu.
Komisarz Olli Rehn spotkał się wczoraj także z premierem Donaldem Tuskiem. Komisja Europejska oczekuje od Polski przedstawienia programu reform, które sprawią, że do 2012 r. zredukujemy nasz deficyt sektora finansów publicznych przynajmniej do 3 proc. produktu krajowego brutto. Ekipa Donalda Tuska, która do tej pory gorliwie starała się wypełniać zalecenia Brukseli w kwestii finansów naszego państwa, by jak najszybciej wprowadzić Polskę do strefy euro, tym razem z unijnymi zaleceniami się ociąga. Minister finansów Jacek Rostowski mówił w poniedziałek, iż rząd wspólnie z Komisją Europejską zastanawia się, czy nie lepiej byłoby, aby wyznaczony przez Komisję termin zejścia z deficytem do 3 proc. PKB przesunąć o rok - do 2013 roku. W przeddzień przyjazdu do naszego kraju komisarz Rehn wyraźnie jednak zaznaczył, że nie widzi potrzeby przesuwania terminu ultimatum. I chyba trudno się mu dziwić, bo zapewne - jak my wszyscy - słyszał legendę o Polsce - zielonej wyspie, gdzie ludziom podczas światowego kryzysu świetnie się wiedzie. - Polska miała raczej dobre wyniki gospodarcze nawet podczas kryzysu, co jeszcze podkreśla wagę trzymania się celów Paktu Stabilności i Wzrostu - mówił Rehn.
Wczoraj komisarz z Finlandii powtórzył, że Polska ma czas na załatwienie sprawy deficytu do 2012 roku. Wypełnienie standardów zapisanych w traktacie z Maastricht, czyli zejście z deficytem sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB już do 2012 r., wymagałoby podjęcia przez rząd kolejnych działań oszczędnościowych, co musiałoby doprowadzić w krótkim okresie do kolejnych cięć budżetowych, a najpewniej także do dalszego podniesienia podatku VAT. A biorąc pod uwagę, iż nawet przedstawione w poniedziałek przez Główny Urząd Statystyczny dane potwierdzają wyraźny wzrost cen - w styczniu roczna inflacja wyniosła aż 3,8 proc. - bieżący rok dla Polaków musiałby być szczególnie trudny. Działania rządu, który "zastanawia się", czy nie lepiej by było, aby Komisja Europejska przesunęła nam termin zwalczenia tego - według unijnych norm - nadmiernego deficytu, są podyktowane nie tyle chęcią oszczędzenia obywatelom konieczności zniesienia drastycznych cięć w krótkim czasie, ile nakierowane na zyskanie jednego roku.
Gdyby nie wybory...
A wszystko przez to, że Platforma Obywatelska ma na karku wybory parlamentarne. Wszystkie ostatnie kampanie PO odbywały się bowiem według analogicznego scenariusza: przed dniem wyborów byliśmy krainą szczęśliwości i zieloną wyspą, by już kilka dni po nich usłyszeć, że sytuacja jest zła i "jeśli nie zgodzicie się na cięcia wydatków, to będziemy musieli obniżyć emerytury", lub tym podobne argumenty. Dziś największym wyzwaniem dla rządu w tej sprawie jest to, jak sprawnie lawirować, by z jednej strony nie narazić się Brukseli, z drugiej - nie zepsuć sobie kampanii wyborczej. Jeśliby to się udało, to na drastyczne cięcia i spełnienie życzeń Brukseli - jeśli Platforma utrzyma władzę - przyjdzie czas dzień po jesiennych wyborach. Minister Rostowski, choć nie sprawiał wrażenia zadowolonego z rezultatów rozmowy z Ollim Rehnem, zaprzeczał jednak ewentualnej podwyżce podatków. - Nie ma żadnych przesłanek dla podwyższenia podatków czy parapodatków w Polsce - zadeklarował minister finansów.
Prognozy Komisji Europejskiej z końca ubiegłego roku wskazują, iż deficyt finansów publicznych w 2010 r. wyniósł w Polsce 7,9 proc. PKB, w 2011 r. ma wynieść 6,6 proc., a w 2012 r. - 6 proc., czyli daleko od wymaganych 3 procent. A to oznacza, że same księgowe zabawy rządu z ograniczeniem przekazywania składek do otwartych funduszy emerytalnych będą niewystarczające, byśmy - przynajmniej na papierze - spełnili unijne normy dotyczące deficytu. Procedurą nadmiernego deficytu Komisja Europejska, oprócz Polski, objęła także prawie wszystkie pozostałe kraje Unii Europejskiej - w sumie 24.
Przy okazji doniesień o podwyżkach cen o swoich projektach przypominała wczoraj opozycja. Prawo i Sprawiedliwość zwróciło uwagę, iż w sejmowej "zamrażarce" znajduje się projekt PiS w sprawie wprowadzenia podatku bankowego. Pierwotnie miał on być alternatywą dla wprowadzenia przeprowadzonej ostatecznie przez rząd podwyżki podatku VAT. Według przewodniczącego klubu PiS Mariusza Błaszczaka, banki ze swoich 10-miliardowych zysków miałyby zapłacić połowę - 5 miliardów. Na tyle bowiem szacowane są przez PiS dochody z wprowadzenia tego podatku liczonego od aktywów banków. Z tych pieniędzy PiS chciałoby sfinansować dodatki drożyźniane dla emerytów i rencistów oraz najgorzej sytuowanych rodzin.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-02-17

Autor: jc