Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Uzasadniony optymizm Kubicy

Treść

Niedzielny wyścig o Grand Prix Chin zakończył pierwszą część sezonu mistrzostw świata Formuły 1. Robert Kubica będzie ją wspominał co najmniej dobrze, wszak w czterech wyścigach raz stanął na podium, a dwa razy był tuż za nim. Polak doskonale poczuł się w Renault, błyskawicznie znalazł z zespołem wspólny język i podzielił pragnienie rozwoju. Sam przyznaje, że we francuskiej stajni czuje się bardziej doceniany niż w BMW-Sauber.
W niemiecko-szwajcarskim zespole Kubica zawsze pozostawał w cieniu Nicka
Heidfelda. Nie dlatego nawet, że słabiej jeździł i uzyskiwał gorsze wyniki; przeciwnie. W powszechnej opinii krakowianin był dużo zdolniejszym kierowcą od Niemca (czego najlepiej dowodzi fakt, że przed tym sezonem bez problemu znalazł zatrudnienie, a były kolega z teamu już nie), ale szefowie BMW roli lidera mu nie powierzyli nigdy. Nawet wtedy, gdy w 2008 r. prowadził w klasyfikacji generalnej cyklu albo walczył o podium na koniec sezonu. Kubica znany z tego, że mówi, co myśli, nawet głośno poprosił zespół o wsparcie w boju o najwyższe cele, ale go nie otrzymał. Przynajmniej w takim wymiarze jak oczekiwał. Ekipa uczyniła co w jej mocy, by podnieść kiepsko spisującego się Heidfelda, Polaka zostawiając na bocznym torze. Kubica o tym nie zapomniał i nawet dziś raz na jakiś czas to przypomina. Trudno mu się dziwić, bo taka polityka pozbawiła go co najmniej trzeciego miejsca na koniec roku. - Trzeba wykorzystywać wszystkie nadarzające się okazje, bo te mogą się już nie powtórzyć - lubił i lubi mawiać.
Teraz jest inaczej, lepiej. Kubica podkreśla, że z osobami pracującymi w Renault szybko znalazł wspólny język i podzielił pragnienie rozwoju. - Myślę, że w każdym zawodzie bardzo ważne jest to, co odczuwasz dookoła siebie, wiara ludzi z tobą pracujących. Dziś na każdym kroku czuję, że zespół we mnie wierzy, że słucha, co mówię, że stara się do mnie przystosować. To mi pomaga i powoduje, że nie odczuwam zmęczenia mimo ogromu zadań - powiedział niedawno. Przyznał jednocześnie, że wcześniej tak nie było. - Nie ma co ukrywać, przez ostatnie lata nie otrzymywałem takiego wsparcia i opieki, jak bym chciał - dodał. Kubica ma świadomość, że Renault jeszcze nieco odstaje od najlepszych, że jego bolid pozwala mu nawiązać skuteczną walkę z czołówką tylko w określonych warunkach. Mimo to pracuje z pasją, bo tę pasję odnajduje w ludziach zatrudnionych we francuskiej stajni. Tam wreszcie jest kimś ważnym, a w Formule 1 to niezwykle istotne.
Polak sezon rozpoczął od 11. miejsca w Bahrajnie, ale głównie dlatego, że na początku wyścigu w jego bolid uderzył Niemiec Adrian Sutil. Potem było już dobrze, a nawet bardzo dobrze. W Australii uplasował się na drugiej pozycji, w Malezji był czwarty, a w Chinach piąty. Co ciekawe, nigdy wcześniej w Melbourne nie dojechał nawet do mety, a i w Szanghaju nie plasował się tak wysoko. Wszyscy chwalili jego skuteczną i mądrą jazdę, podkreślając przy tym kapitalne decyzje taktyczne zespołu. Podczas gdy w BMW bywało z nimi różnie, w Renault ekipa doskonale pracowała na sukces swoich kierowców. Najlepszym dowodem był choćby niedzielny wyścig w Chinach, gdzie francuska stajnia zaryzykowała z doborem ogumienia (pozostała przy slickach mimo groźby nasilenia się deszczu, choć większość konkurentów wezwała swoich zawodników do boksów, by założyć opony przejściowe) i wyszła na tym doskonale. Podobnie było i we wcześniejszych zmaganiach. Znakomita postawa Kubicy ponownie wywołała też falę plotek o jego ewentualnym przejściu do Ferrari. Część komentatorów podawała wręcz, że stanie się to tuż po zakończeniu obecnego sezonu, a w stajni z Maranello Polak zastąpi Brazylijczyka Felipe Massę, któremu wygasa kontrakt. To nie pierwszy przypadek, gdy świat F1 spekuluje na temat związku Ferrari z Kubicą, ale sam zainteresowany na razie ucina wszelkie związane z tym pogłoski. - Jestem szczęśliwy w Renault i skupiam się na pracy w tym zespole. Na razie ani przez minutę nie zastanawiałem się nad tym, co może mnie spotkać w przyszłym sezonie - powiedział. Także szefowie Ferrari nie potwierdzili tych rewelacji, skłaniając się raczej do złożenia Massie propozycji przedłużenia umowy do 2012 roku. Takie jest przynajmniej oficjalne stanowisko wygłoszone przez szefa ekipy Stefano Domenicaliego, ale co rzeczywiście mówi się w zaciszu prezesowskich i dyrektorskich gabinetów, możemy tylko przypuszczać.
Formuła 1 powraca teraz do Europy, co nie jest sprawą prostą, zważywszy na paraliż transportu lotniczego. Kolejny wyścig - Grand Prix Hiszpanii, odbędzie się 9 maja na torze Catalunya pod Barceloną. Renault już zapowiedziało, że przyszykuje na tę okazję następne poprawki do bolidów, ale na razie niczego nie deklaruje ani nie obiecuje. - Dziś najważniejsze wydaje się sprowadzenie całego ładunku do Europy. Nasze zakłady pracują ciężko, podczas każdego weekendu Grand Prix jesteśmy szybsi i powoli zbliżamy się do pole position. W Chinach Robert po raz pierwszy wyprzedził w kwalifikacjach jeden z bolidów Mercedesa i to dużo dla nas znaczyło. Każdy daje z siebie maksimum, a praca przynosi efekty - przyznał szef francuskiego zespołu Éric Boullier.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-04-21

Autor: jc