Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Utarczki z tarczą w tle

Treść

Przed planowanym na dziś podpisaniem polsko-amerykańskiego porozumienia w sprawie instalacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej z udziałem sekretarz stanu USA Condoleezzy Rice prezydent Lech Kaczyński wygłosił wczoraj w telewizji publicznej orędzie, w którym starał się przekonać Polaków do słuszności podjętej przez władze decyzji. W jego opinii, umowa z Amerykanami jest konsekwencją jego polityki, której główny cel to umocnienie międzynarodowej pozycji Polski. Wczoraj okazało się ponadto, że na antenie telewizji publicznej swoje orędzia postanowili do nas skierować w tym samym czasie zarówno prezydent, jak i premier. Wcześniej natomiast byliśmy świadkami nieporozumień dotyczących udziału prezydenta Lecha Kaczyńskiego w uroczystościach podpisania umowy oraz ustalenia miejsca tego wydarzenia. Sytuację zaogniły informacje o domniemanych rządowych zamiarach zwlekania z ratyfikacją umowy przez Sejm do czasu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. - Jutro ważny dzień w naszej historii. Tarcza nie jest bronią ofensywną. Jest bronią obronną, nie może być wymierzona w kogokolwiek, więc nikt nie powinien się jej obawiać. Polska podejmuje w tej sprawie suwerenną decyzję. Ma do niej prawo jako kraj niepodległy, który sam decyduje o swojej polityce. Nikt nie może dyktować Polsce, co ma robić, te czasy minęły i każdy z sąsiadów musi dziś żyć ze świadomością, że nasza Ojczyzna nie da się już nikomu podporządkować i zastraszyć - powiedział podczas wczorajszego orędzia Lech Kaczyński. Według prezydenta, instalacja u nas elementów tarczy antyrakietowej jest nie tylko dowodem na wzmocnienie Polski w świecie, ale także umocnienia naszego sojuszu z najsilniejszym państwem globu - Stanami Zjednoczonymi. Bliski moment zawarcia wspomnianej umowy uznał on za konsekwencję swojej polityki, której celem jest "umocnienie międzynarodowej pozycji naszego państwa". Prezydent wyraził wdzięczność wszystkim dyplomatom biorącym udział w realizacji tych jego zamierzeń, których elementem było m.in. "odrzucenie wizji, w której Polska byłaby niezrozumiałym dla innych skansenem izolującym się pod względem politycznym od wszystkich". - Obecnie Polska jest liderem w naszym regionie - podkreślił Kaczyński. Za przykład podał niedawną inicjatywę Polski dla udzielenia wsparcia zaatakowanej przez Rosję Gruzji. - Dramatyczne wydarzenia ostatniego tygodnia były okazją do przypomnienia hasła "za waszą i naszą wolność". Robiłem i będę robił wszystko, by Polska była coraz silniejszym państwem i na tej drodze nie ma miejsca na żadne medialne sztuczki - zakończył prezydent. Rząd przyjął wczoraj uchwałę wyrażającą zgodę na podpisanie umowy w sprawie zainstalowania w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Jednak według nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej", polski rząd miałby się obawiać, że po ewentualnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich Baracka Obamy umowa nie będzie miała żadnego znaczenia, ponieważ kandydat Demokratów nie jest przychylny temu przedsięwzięciu. Sceptycznie podchodzi do tych doniesień poseł Aleksander Szczygło (PiS), były szef Ministerstwa Obrony Narodowej. - Nie sądzę, żeby taka sytuacja mogła mieć miejsce. Nawet niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej twierdzą, że w przypadku Stanów Zjednoczonych istnieje zasada kontynuacji polityki - oczywiście w tych największych obszarach, czyli m.in. w przypadku obrony przeciwrakietowej - uważa Szczygło. Jednak jego zdaniem, jeśli takie informacje uzyskałyby potwierdzenie w rzeczywistości, świadczyłoby to o tym, że jednak nie zaniechano pogarszania stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. - Widziałbym tutaj takie zachwianie balansu w wykonaniu obecnego rządu pomiędzy członkostwem w Unii Europejskiej a obecnością w NATO. Jeżeli rzeczywiście by tak było, jak podają media, wskazywałoby to na ciągłe obstawanie za - jak to nazywam - "europeizacją" polskiej polityki bezpieczeństwa, czyli brak zdecydowania i myślenia perspektywicznego na kilkadziesiąt lat do przodu, co jest zresztą cały czas widoczne w obecnym rządzie - uważa Aleksander Szczygło. Miejsce podpisania umowy w sprawie instalacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej stanowiło jedną z kwestii spornych między Kancelarią Prezydenta a rządem. Początkowo nie istniała nawet gwarancja, że na uroczystości obecny będzie prezydent Lech Kaczyński. - Wczesnym popołudniem dzwonią dziennikarze i mówią, że mają nagranego rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych pana Paszkowskiego, który twierdzi, że zostało wysłane zaproszenie do pana prezydenta i że ratyfikacja odbędzie się w pałacyku na ul. Foksal. Szukaliśmy i tego zaproszenia nigdzie nie było. Później wieczorem przychodzi wiadomość, że jednak ratyfikacja umowy odbędzie się w kancelarii premiera. Niestety, gołym okiem widać, że rząd usiłuje jakąś pijarowską grę rozgrywać - tak komentował działania strony rządowej w tej sprawie Michał Kamiński, minister w Kancelarii Prezydenta. Ostatecznie jednak o wyborze miejsca na ratyfikację umowy "zadecydowały względy bezpieczeństwa" - w taki sposób próbował tłumaczyć wynikłe komplikacje Radosław Sikorski, szef MSZ. - Chodzi nie tylko o bezpieczeństwo, ale także o kwestie techniczne. Jak wiadomo, tej sprawie towarzyszy wyjątkowe zainteresowanie mediów, więc szukaliśmy jak największej sali, żeby wszystkich państwa pomieścić - powiedział dziennikarzom Sikorski. Według Witolda Waszczykowskiego, byłego wiceministra spraw zagranicznych i negocjatora ds. tarczy antyrakietowej w Polsce, obecność prezydenta podczas ratyfikacji byłaby wskazana chociażby ze względu na międzypaństwową wagę umowy. - Jest to umowa o charakterze sojuszu polityczno-obronnego, która realizowana będzie przez wiele resortów - nie tylko MSZ, ale MON i inne. Jest więc to umowa o charakterze międzypaństwowym. Co więcej, dotyczy ona obronności Polski, w której to tematyce prezydent ma istotne miejsce, przede wszystkim konstytucyjne. Uważam więc, że rola prezydenta powinna być w jakiś sposób uhonorowana i respektowana zarówno przy zawieraniu tego porozumienia, jak i jego ratyfikowaniu. Ponadto jedna z tych umów dotycząca bazy zostanie ratyfikowana przez parlament, więc w ostatecznym procesie prezydent będzie składał na niej swój podpis - podkreślił Waszczykowski. Ostatecznie jednak rządowe zaproszenie do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na podpisanie umowy dotyczącej rozmieszczenia na terytorium Polski antybalistycznych obronnych rakiet przechwytujących dotarło do głowy państwa, o czym nie omieszkał poinformować Mariusz Handzlik, szef Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta. Dwóch chętnych do orędzia Względy konstytucyjne zadziałały także w przypadku kolejnej okołotarczowej batalii, tym razem o miejsce na antenie telewizji publicznej. Mianowicie Centrum Informacyjne Rządu podało, że w "Wiadomościach" w TVP 1 premier Donald Tusk wygłosi orędzie, które ma dotyczyć spraw związanych z instalacją w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Następnie, tego samego dnia biuro prasowe Kancelarii Prezydenta poinformowało, że o godz. 20.00 w TVP 1 zostanie wyemitowane orędzie prezydenta Lecha Kaczyńskiego związane z zapowiedzianym na środę podpisaniem umowy w sprawie instalacji w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Na szczęście Konstytucja RP pozwoliła wybrnąć telewizji publicznej z kłopotliwej dla niej sytuacji. - Telewizja Polska gotowa jest wyemitować orędzia w oczywistym porządku konstytucyjnym, więc we wtorek widzowie obejrzą w TVP 1 dwa orędzia: o godz. 20.00 - prezydenta RP, a następnie premiera - oświadczyła rzecznik TVP Aneta Wrona. Jednocześnie zapewniła, że decyzja Telewizji Polskiej SA wynika nie tylko z porządku konstytucyjnego, ale i faktu, że wniosek o nagranie i emisję przemówienia prezydenta RP wpłynął 18 sierpnia przed południem, podczas gdy wniosek o emisję przemówienia prezesa Rady Ministrów władze TVP otrzymały 19 sierpnia. - Nieźle się ubawiłem, gdy usłyszałem o tym, że zaraz po mnie będzie przemawiał pan premier. Oczywiście ma do tego prawo zgodnie z naszymi przepisami, ale nie żartujmy sobie z Państwa - skomentował prezydent Lech Kaczyński. Ostatecznie wczoraj po południu wicepremier Grzegorz Schetyna poinformował na konferencji prasowej, że premier zrezygnował z wygłoszenia orędzia na antenie telewizji publicznej. Schetyna wyjaśnił decyzję Donalda Tuska tym, że TVP odmówiła mu takiej możliwości, proponując wystąpienie po orędziu prezydenta. - Z tego co wiem, odpowiedź prezesa Urbańskiego, czy osoby przez niego wskazanej, była taka, że najpierw prezydent Kaczyński, a potem wystąpienie premiera Tuska, co narażałoby nas wszystkich na śmieszność. Dlatego premier nie przyjął tego zaproszenia - stwierdził Schetyna. Zamiast tego, jak dodał, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów uznała, że premier wygłosi swoje zdanie na temat tarczy antyrakietowej na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Ministrów. Wreszcie o zapowiedzianej przez wicepremiera Schetynę porze ukazał się dziennikarzom "prześladowany" przez Andrzeja Urbańskiego, prezesa TVP, premier Tusk. Zebrani mogli się tylko zastanawiać, czy ten dramatyczny spektakl nie był wywołany spadającym poparciem społeczeństwa dla rządu, przy jednoczesnym wzroście akceptacji dla instalacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej, zgodnie z oficjalnie podawanymi sondażami. Czyżby premier tym sposobem po raz kolejny próbował podnieść sobie spadające nieubłaganie wskaźniki poparcia? Na spotkaniu z przedstawicielami mediów Tusk oświadczył, że zrezygnował z planowanego na wieczór telewizyjnego wystąpienia, gdy otrzymał informację, iż orędzie planuje wygłosić także prezydent Lech Kaczyński. Przyznał, że byłoby to niepoważne, gdyby on i prezydent występowali tego samego dnia. Tusk zapewnił też, że podpisanie polsko-amerykańskiej umowy w sprawie tarczy antyrakietowej jest dobrym porozumieniem dla polskiego bezpieczeństwa, za które warto zapłacić pewną cenę. W jego opinii, polsko-amerykańska umowa w sprawie rozmieszczenia w naszym kraju elementów tarczy antyrakietowej nie rozstrzyga sprawy ewentualnego zakupu przez Polskę rakiet typu Patriot lub innych nowocześniejszych instalacji antyrakietowych. - To, co jest dla nas ważne, to przełamanie pewnego sposobu myślenia. To przełamanie polega na tym, że uzyskaliśmy w czasie negocjacji (...) taką gotowość do specjalnego potraktowania Polski wtedy, kiedy będziemy gotowi do zakupu, instalacji i obsługi tego typu rakiet - mówił premier. Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice przyleciała do Warszawy wczoraj przed godziną 20.00. Towarzyszył jej w podróży z Brukseli minister Sikorski. - Dziękuję za zaproszenie mnie tutaj. Skończyliśmy niedawno niezmiernie ważne spotkanie NATO. Polska i Stany Zjednoczone wspólnie występowały tam przeciwko wydarzeniom, które mają miejsce w Gruzji. Musimy być zjednoczeni. Takie kraje jak Polska przez długi czas walczyły o to, do czego obecnie doszły, i są bardzo silnym członkiem Sojuszu. Stany Zjednoczone są niezmiernie wdzięczne za sojusz z Polską - oznajmiła krótko na lotnisku Rice. Ceremonia podpisania umowy przez Rice i Sikorskiego odbędzie się dzisiaj o godz. 11.30. Jacek Dytkowski "Nasz Dziennik" 2008-08-20

Autor: wa