Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ustawienie i styl do poprawki

Treść

Być może forma, jaką oglądaliśmy w środowym spotkaniu z Ukrainą w Kijowie, wystarczy na pokonanie San Marino, ale na Słowenię - już niekoniecznie. Kilka miesięcy po zakończeniu mistrzostw Europy i na chwilę przed rozpoczęciem eliminacji do mundialu w RPA polscy piłkarze są na rozstaju dróg, a Leo Beenhakker ma mało czasu, by wszystko jako tako poukładać. Mecz z Ukraińcami był pierwszym i jedynym sprawdzianem "nowej" kadry przed wrześniowymi potyczkami ze Słowenią i San Marino o punkty eliminacji mistrzostw świata 2010. "Nowej" - to może nawet za dużo powiedziane, bo choć, owszem, w powołanej przez Leo Beenhakkera grupie znalazło się kilku nowych graczy, to trudno było mówić o rewolucji. Raczej lekkim retuszu. Trzon zespołu pozostał bez zmian, zabrakło tylko Artura Boruca (pewniaka, Holender chciał sprawdzić Łukasza Fabiańskiego), Jacka Bąka (zakończył reprezentacyjną karierę), Marcina Wasilewskiego (kłopoty zdrowotne) i Macieja Żurawskiego (po Euro już chyba prędko zaproszony do kadry nie zostanie). Selekcjoner postanowił przetestować nowy system i organizację gry (rozpoczęliśmy z trzema obrońcami, potem, w miarę rozwoju sytuacji, w defensywie występowało pięciu graczy), kilku zawodnikom pozmieniał pozycję na boisku, Dariusz Dudka został ustawiony na prawej stronie obrony (choć wcześniej Leo przesunął go z defensywy na środek pomocy), Adam Kokoszka na lewej, na szpicy znalazł się jedynak, Ireneusz Jeleń. Wyszło, jak wyszło, ogólnie mówiąc źle. Kokoszka mylił się raz za razem, absolutnie nie przypominał piłkarza, którego jeszcze niedawno można było nazywać wielkim talentem i takąż nadzieją. Zmiana pracodawcy i przepychanki z tym związane nie wpłynęły korzystnie na jego rozwój, a raczej go powstrzymały. Gorzej, iż nie wiadomo, kiedy będzie mógł pojawić się na boisku w oficjalnym meczu, same treningi nie wystarczają. W bloku defensywnym najlepiej prezentował się Michał Żewłakow, no ale akurat to nie dziwi. Dość poprawnie zagrał "nowy", czyli Marcin Kowalczyk, który pokazał, iż może być brany pod uwagę przy obsadzaniu prawej strony obrony. Po przerwie przyzwoity występ zaliczył inny debiutant, Piotr Polczak, zapewne Beenhakker będzie uważnie mu się przyglądał. Jeleń? Wrócił do kadry po dłuższej przerwie, niczym specjalnym nie zachwycił, ale to taki typ piłkarza, którego postawa w dużej mierze zależy od kolegów. Gdy będzie dostawał podania - może stanowić ogromne zagrożenie dla rywali. W środę nasza pomoc wyglądała miernie. Kilka przebłysków miał Jacek Krzynówek (acz zawinił przy jedynej bramce meczu), kilka Jakub Błaszczykowski, za to praktycznie nie istniał Roger Guerreiro. Bardzo słabo zaprezentował się Euzebiusz Smolarek, który w protokole z dobrej strony zapisał się raz - w... pierwszej minucie, gdy groźnie uderzał głową. Była to też jedyna stuprocentowa okazja Polaków do zdobycia gola. Nie brzmi to zbyt optymistycznie. Ogólnie nasi we Lwowie zaprezentowali się źle. - Potrzebujemy czasu, by dopasować się do nowego systemu - przyznał Krzynówek. - Czy w przyszłości nadal będziemy grali w takim ustawieniu? Nie wiem, dziś chcieliśmy go przećwiczyć. Oczywiście nie jestem zadowolony z wyniku i gry - dodał Beenhakker. Ustawianie Polaków było o tyle zaskakujące, że wkrótce czekają ich mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, które absolutnie trzeba będzie przechylić na swoją korzyść. Tymczasem w środę mieli ogromne problemy z konstruowaniem akcji, ich grze brakowało polotu, błysku. Czy w ciągu dwóch tygodni to się zmieni? 6 września nasi zagrają ze Słowenią, 10 - z San Marino. Beenhakker będzie mógł wówczas skorzystać z zawodników Wisły Kraków (oby, oby wreszcie dostrzegł, iż Paweł Brożek nie jest tworem wykreowanym przez dziennikarzy i kibiców, tylko absolutnie najlepszym polskim napastnikiem) i Lecha Poznań (w środę zagrał tylko Rafał Murawski), urazy powinni wyleczyć Łukasz Piszczek i Grzegorz Bronowicki. Nie ma co ukrywać - oba wspomniane spotkania nasi muszą rozstrzygnąć na swoją korzyść, a po stylu środowej porażki trudno o optymizm. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-08-22

Autor: wa