Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Urwane dokumenty

Treść

Wielokrotnie monitowałem u strony rosyjskiej o odpowiednie zabezpieczenie wraku. Konkretnie w dniach 22 lipca i 18 sierpnia, kiedy to był pan minister Parulski, również było uzgadniane szczegółowo, w jaki sposób wrak będzie zabezpieczony i przedstawiciele MAK obiecali, że będzie to wykonane bardzo szybko. Pierwsze pytanie dotyczyło tego, czy należy wrak przenieść do hangaru, oczywiście to by wiązało się z tym, że nie ma w Smoleńsku takiego hangaru, żeby można było wrak ułożyć w tym obrysie jak teraz jest. I dalej w związku z tym, że byłyby przewożone duże elementy, doszłoby do dodatkowych uszkodzeń. Takie byłyby skutki tego. Uzgodniłem więc sprawę z przedstawicielami wojskowymi w związku z tym, po uzgodnieniu z moimi ekspertami wojskowymi, a była to spora grupa kilku, kilkunastu ekspertów.
Przekazałem MAK informację, że zgadzamy się na przykrycie odpowiednim materiałem w tym miejscu, w którym wrak jest, i na ogrodzenie 3-metrowym płotem, jak wtedy zaproponowano. Sprawa ponownie wyszła 18 sierpnia, kiedy był pan minister Parulski, chodziło o dodatkowe przegranie z rejestratorów lotów rozmów w kabinie. I wtedy też akurat było pytanie z podaniem konkretnego materiału, jakim wrak ma być zabezpieczony. Eksperci wojskowi przekazali sprawę do Polski i uzyskali zgodę, że ten materiał jest odpowiedni i będzie tym materiałem wrak we właściwy sposób zabezpieczony. No potem, niestety, ciągnęło się to dość długo, ja codziennie interweniowałem zawsze rano u pana Morozowa. Odpowiadał mi, a to, że nie może się dodzwonić do gubernatora czy do wicegubernatora Smoleńska, że nie ma informacji; były sprzeczne informacje, bo powiedziano mi, że MAK dał decyzję, tu nie ma żadnych ograniczeń, no jak gdyby zrzucano to na gubernatora czy zastępcę gubernatora Smoleńska.
W szczegóły nie mogłem wchodzić, bo cały czas trwały czynności badawcze, więc tylko mogłem słownie, ewentualnie jakimiś monitami pisemnymi interweniować. To tyle w sprawie wraku, jeśli chodzi o pierwszy etap współpracy.
Współpraca w Smoleńsku generalnie była dobra, mieliśmy możliwość wizyt m.in. na bliższej radiolatarni, na dalszej radiolatarni, wykonania zdjęć na tych obiektach, dalej wysłuchania pracowników dyżurujących tam. I ponieważ był pierwszy etap, to ci ludzie dość szczerze mówili i dużo wniosków okazało się bardzo istotnych. Z tego stwierdziliśmy np., że taka latarnia radio-sygnało-świetlna była uszkodzona, w części tylko pracowała, oczywiście te światła, które tam były uszkodzone. Wykonywaliśmy zdjęcia, mieliśmy dostęp pełny do wraku, nasi inżynierowie robili całą swoją dokumentację tego wraku, mieliśmy możliwość wykonania szkiców, obserwacji tego całego rejonu, łącznie z podejściem, wszystkie przeszkody terenowe, które były, tutaj nie było problemu, łącznie z całą dokumentacją fotograficzną.
Nie wolno nagrywać
Nigdy nie pozwolono nam nagrywać żadnych prowadzonych wywiadów czy rozmów, czy przesłuchań, chociaż unikam tego słowa "przesłuchanie"... Myśmy raczej wysłuchiwali, więc tylko można było zapisywać. Po każdym takim wysłuchaniu był sporządzany protokół, tłumaczony na język polski i te protokoły były przez nas podpisywane. Ja natomiast w czasie wszystkich wysłuchań zapisywałem bardzo szczegółowo wszystkie wypowiedzi, umożliwiało mi to zapisywanie, że najpierw pytania były po polsku czy po rosyjsku, później tłumaczenie, więc czas pozwolił na to, by te notatki bardzo szczegółowo wykonywać.
Pierwszy problem, który zaistniał, i już to było naruszenie załącznika 13 (konwencji chicagowskiej), to 15 kwietnia strona rosyjska wykonała oblot techniczny środków na lotnisku i wnioskowaliśmy od razu, żebyśmy byli pełnymi uczestnikami tego oblotu. Nie w formie, żeby siedzieć w samolocie, bo te procedury byłyby zbyt skomplikowane, ale chcieliśmy być na stanowiskach dowodzenia. Żebyśmy mogli obserwować po prostu na ekranach słuchać przez radiostacje, jak wygląda ten oblot. No powiedziano nam, że nie możemy tego robić ze względów bezpieczeństwa. W związku z tym prosiliśmy o wynos. Jest taka forma wynosu, że podłącza się dodatkowe ekrany, które są poza stanowiskiem dowodzenia, bo rzeczywiście wiele osób na stanowisku dowodzenia może komplikować prace i może mieć wpływ na bezpieczeństwo lotu, i to żeśmy uznali jako specjaliści w lotnictwie. No tego też nam, niestety, nie zezwolono, więc było już pierwsze takie naruszenie.
Zgraliśmy wszystkie rozmowy na stanowisku dowodzenia, więc to są po pierwsze rozmowy kierownika lotów, i to są bardzo wyraźne, bo to jest bardzo dobre nagranie, dalej rozmowy telefoniczne z różnymi abonentami w Moskwie, tam trudno jest ocenić dokąd były te rozmowy. Dlatego, że w wojsku posługuje się kryptonimami, nie zawsze wiadomo, co stoi za tym kryptonimem, ale te rozmowy i tło rozmów, tzn. wszystkie rozmowy, które były prowadzone między osobami, które znajdowały się na tym stanowisku dowodzenia, według mnie jest to kopalnia wiedzy. Od razu wszystkie te zapisy zostały przekazane komisji pana ministra Millera. Którego dnia panie pułkowniku? Ja tutaj nie ustalę dnia, bo to przekazywali moi eksperci, którzy są moimi ekspertami, a zarazem członkami komisji pana ministra Millera. Ale na pewno to było w kwietniu, tzn. te zapisy były dostępne w kwietniu, kiedy przekazali to komisji pana Millera. Nie wiem, musiałbym zapisać, ale był to kwiecień, były to pierwsze dni jeszcze jak pracowaliśmy w Smoleńsku, ale najpóźniej powinni przekazać po przyjeździe ze Smoleńska, a to był gdzieś dwudziesty chyba piąty kwiecień.
W międzyczasie było jeszcze pytanie o moją akredytację. Pan Morozow pytał o moją akredytację. Ja przedstawiłem mu, tzn. najpierw zatelefonowałem do Polski, pytam się o akredytację, no przekazano mi, że akredytacja obowiązuje ta, którą dostałem 15 kwietnia, tzn. to jest akredytacja 23 osób, wszystkich członków komisji, nie komisji, tylko zespołu, który był w Moskwie, podpisana przez pana ministra Klicha. Przedstawiłem to, strona rosyjska przyjęła, że tak jest, i trudno nie było żadnych... nie było jakiś szczególnych dyskusji. Ja systematycznie w czasie pobytu w Smoleńsku, i w maju, czerwcu, w kolejnych miesiącach, początkowo wszystkie dokumenty były wspólnie opracowywane z grupą ekspertów wojskowych, składałem pisma dotyczące wielu elementów, które potrzebujemy do badania, wiele informacji.
Pierwsze takie pismo złożyłem 19 kwietnia - we współpracy jeszcze z pułkownikiem Grochowskim, bo on wtedy był szefem komisji wojskowej, w tej chwili zastępca w komisji pana ministra Millera. I między innymi prosiliśmy tam o aktualne dane lotniska, uprawnienia kontrolera, materiały obiektywnej kontroli ze stanowiska dowodzenia.
Co i kto robił na wieży
Może rozwinę trochę ten temat. Chodzi o to, że i w Polsce, i w Federacji Rosyjskiej są przepisy określone, że jeśli ląduje u nas head, a u nich to się nazywa liternyj, czyli znaczy "osoba ważna", jeśli to jest tego typu lot, to muszą być wykonywane zdjęcia z ekranów podejścia - radiolokatorów. W czasie zeznania oficer, który kierował tym stanowiskiem, mówił, że sprawdził urządzenie robiące zdjęcie i urządzenie pracowało. No, jak prosiliśmy o to, to powiedziano nam, że niestety, żadnej pracy tych urządzeń nie stwierdzono, że nie ma żadnych zapisów. W związku z tym poprosiliśmy nawet, żeby to, co tam jest, przekazano nam, a my postaramy się, może w Polsce znajdą się specjaliści, którzy jakiś ten ślad znajdą, coś tam odczytają. Niestety, do tej pory tego żeśmy nie otrzymali.
W tym piśmie z 19. m.in. prosiłem o zakres obowiązków wszystkich osób funkcyjnych. Dalej o to, jakie są przepisy dotyczące funkcjonowania, bo żeby ocenić działanie kogoś, to trzeba mieć najpierw wzorzec, jak powinno być, a potem, jak wie się, jak było, to można powiedzieć, co było dobrze, co źle, co było uchybieniem, co było, załóżmy, dużym naruszeniem. Prosiliśmy ewentualnie o wyniki tych ekspertyz, jeśli oni jakieś wykonywali, żeby też te wyniki były. Odpowiedzi na część tych pytań, można powiedzieć, później, żeśmy dużo później otrzymali, ale całości nigdy.
Kolejne pismo takie kilkustronicowe, ja te wszystkie pisma mam, ale chyba nie ma potrzeby, żeby szczegółowo czytać. Ja tylko naświetlę, bo tutaj za długo by trwało. 2 maja wysłane o udostępnienie z danych: środków relokacyjnych, uprawnień kierownika lotów, kontrolera ścieżki zniżania i wpisów w książce lotów. Tego też nie było. Później 14 maja odpis korespondencji na SD (?), więc wniosek był. Tak, jak w rozmowach w kabinie od początku do końca brali udział polscy specjaliści, to jeśli chodzi o odpisy rozmów... Na stanowisku już nasi specjaliści udziału nie brali. Jak pierwszy raz się zapoznałem, stwierdziłem, że ok. 20 proc., 25 proc. jest luk, że są albo nieczytelne, albo anonimy, i dla mnie to było bardzo nieprofesjonalne, bo przecież wszyscy ludzie, którzy byli na tym stanowisku, żyją. Można było z nimi skonsultować, można było ich zebrać, mogli uzupełnić, mogli razem wysłuchać. Więc od razu zawnioskowałem, żeby strona polska brała w tym udział, może im się więcej uda odczytać, szczególnie, że mamy jednego specjalistę doskonałego, który ma i słuch muzyczny, zna doskonale język rosyjski, zresztą współpracuje tutaj w zakładzie kryminalistyki.
Także więc myślałem, że może coś więcej się uda, do końca nie udało tego nam się, niestety, zdobyć i nie udało nam się tych spójnych odczytów prowadzić.
Kolejne pismo - 17 kwietnia. Pytanie o system ratownictwa, m.in pytanie, czy jeśli są warunki poniżej minimalnych istnieje procedura zamknięcia lotniska, czy taki obowiązek jest przez kierownika lotów, czy przez kogoś innego, bo między innymi na wysłuchaniach tych osób, chyba kierownik lotów, proszę... Jeślibym się pomylił...
"Posadka dopełnitelno" - co to znaczy, nie wiadomo
Jedna z tych osób powiedziała, że taka procedura jest z tym, że decyduje o tym dowódca jednostki, tutaj specyficzna sytuacja, bo tutaj jednostki nie było. Ale ktoś tam był odpowiedzialny za całość tego zespołu, więc ktoś mógł ewentualnie podjąć, ale żeśmy nie otrzymali, i w tym piśmie m.in. zwracaliśmy się, bo to była też propozycja moich ekspertów wojskowych, uzgodniona oczywiście. Właśnie co to znaczy ta "pasadka dopełnitelno" (?), bo ten problem nie został jeszcze szczegółowo rozwiązany, a to jest z punktu widzenia przyczyn może nie kluczowy, ale dość istotny.
Kolejne pismo - 25 maja. Znowu ośrodki tej obiektywnej kontroli, dalej już żeśmy się zwracali o ponowne wysłuchania, bo jak żeśmy wysłuchali specjalistów w Smoleńsku, to po każdym wysłuchaniu zastrzegliśmy sobie możliwość dodatkowego wysłuchania, jeśli będą nowe okoliczności, bo nigdy na początku nie zna się wielu detali, nie zna się wielu szczegółów, w związku z tym, żeśmy zastrzegali, żeby taka możliwość była.
Miller nie chciał pytać
Niestety, do samego końca nie udało nam się drugi raz spotkać z tymi osobami. Była propozycja składania tych pytań na piśmie. Część została złożona, część znowu tutaj przedstawicieli komisji pana Millera nie chciała tych podań składać, bo mówili, że trzeba tu Rosjan zaskoczyć, w związku z tym pytań nie składali. Na część mamy odpowiedź, a na część nie mamy, bo ich nie było, tych pytań, prawda. Więc tak to wyglądało. Po prostu były różnice zeznań i różnice po tym, co się okazało z tych odczytów na wieży, więc tu chcieliśmy te sprawy wyjaśnić, no nie otrzymaliśmy. Widząc, że ta sprawa naszych informacji idzie dość trudno, że otrzymujemy cząstkowe, bo w międzyczasie spływały tam pewne dokumenty, ale były niepełne - była np. taka strona, gdzie widać, że jest dokument przerwany, bo zaczyna się jakimś tekstem niepasującym do pierwszej części. Prosiłem o wyjaśnienie, co było w środku, no... nie otrzymałem.
20 lipca zdecydowałem się już na napisanie pisma i nie do pana Morozowa, tylko do pani Anodiny:
"Szanowna Pani Przewodnicząca, zwracam się do Pani Przewodniczącej o wyjaśnienie następujących problemów. Do dnia dzisiejszego, tzn. 20 lipca, nie otrzymaliśmy odpowiedzi na zadane wcześniej pytania przekazane m.in. dnia 14 maja i później. Kiedy możemy się spodziewać? Jak do tej pory mamy możliwość tylko wglądu do odpisu korespondencji z taśm nr 9 i kanałów 1,4,7, kiedy otrzymamy kopię (zapisy z wieży). Dalej trzecie - do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy zapisów z rejestratora samolotu Ił-76, który wykonał dwukrotnie nieudane podejście do lądowania przed lądowaniem samolotu Tu-154".
Przed zderzeniem Tu-154M "szedł" idealnie
Chodziło o to, żeby na podstawie tych danych określić, jak bardzo się zniżył, czy było odchylenie od ścieżki, żeby porównać, czy nie było czasami jakiś uchybień w pracy urządzeń, bo może to jakieś systemowe odejścia. Chociaż mówiąc o samolocie Tu-154, to prawie idealnie szedł przed zderzeniem, odchylenie było 20 metrów, bo to świadek, który był najbliżej radiolatarni, dokładnie określił. Nawet była iskra między skrzydłem samolotu a odciągiem radiostacji, więc to bardzo precyzyjnie można było określić, że on szedł prawie po ścieżce.
"Wnioskujemy o sprawdzenie przeprowadzenia taśmy z rejestratora w miejscu zniekształcenia zapisu". To chodziło o to, że tam było zniekształcenie takie, wynikało to ze zgięcia technicznego, to żeśmy uzyskali później, jeszcze raz było to przegrywane.
"Do tej pory nie otrzymaliśmy wyników zapisu taśmy obiektywnej kontroli ze stanowiska dowodzenia". I ten cały wywód tutaj, że strona rosyjska twierdzi, że nic nie ma, a myśmy chcieli chociaż tę szczątkową informacje otrzymać.
"Do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy odpowiedzi na najwcześniejszy wniosek instrukcji wykonywania lotów w rejonie lotniska Smoleńsk Północny, w związku z jej brakiem. Czy możliwe będzie zapoznanie się z wyżej wymienioną instrukcją specjalistów z Polski w obecności strony rosyjskiej".
"W związku z tym, że strona polska nie akceptuje wyników oblotu lotniska Smoleńsk Północny przeprowadzonych dnia 15 kwietnia po katastrofie, przedstawionych dnia 17 czerwca, zwracam się z wnioskiem o udostępnienie całego protokołu. Składam również oficjalny protest w związku z niedopuszczeniem specjalistów z Polski do uczestnictwa w tym oblocie poprzez obserwację na ziemi wskaźników radarów i słuchanie korespondencji radiowej. Do dnia dzisiejszego nie zrealizowano wniosku strony polskiej o przeprowadzenie dodatkowych rozmów z kierownikiem lotów, z kierownikiem systemu lądowania i panem płk. Krasnokuckim".
Chodziło, żeby ściągnąć specjalistów z Polski, którzy mogliby zadawać fachowe pytania w tej sprawie. W tym czasie było już ok. 5 doradców wojskowych, a pomiędzy innymi nie było ani jednego pilota, który latał w wojsku, w 36. pułku na Tu, który jest w komisji pana Millera, zarazem jest też członkiem komisji państwowej, pracuje w Ministerstwie Infrastruktury. Nie było też specjalisty od ruchu lotniczego, który tutaj najwięcej by miał do powiedzenia.
"Strona polska nie otrzymała do wglądu raportu o warunkach na lotnisku Smoleńsk przed opublikowaniem". Bo w tym czasie na stronie MAK ukazały się te warunki, nie było to z nami dyskutowane, nie było to rozpatrywane, specjalista od meteorologii, jak zapoznał się z internetu z tym, mówi, że on ma trochę inne zdanie. No, ale to zrobiono bez nas.
"Zwracam się z wnioskiem o wyjaśnienie, dlaczego w wyciągu z dokumentu warunki meteorologiczne lądowania na lotnisku nie odpowiadają poziomowi przygotowania dowódcy załogi w punkcie po słowach: 'i zameldować dowódcy pułku' jest przerwa w tekście, następnie tekst zaczyna się od 'lądowanie'". Jest to dokument urwany.
Rosjanie powiedzieli mi, że analiza lotu nie ma wpływu na badanie katastrofy Tu-154M.
"Wnioskuję o wyjaśnienie, dlaczego otrzymaliśmy tylko część telegramu". Bo telegram chyba z trzech stron się składał, a zostały dwie. I w czasie spotkania z panem Morozowem i Fiłatowem 22 lipca w obecności tłumaczki, pamiętam, że chyba nawet wnioskowałem, żeby na to spotkanie poszli eksperci wojskowi, na co nie wyrażono zgody. Więc byłem sam na tym spotkaniu. Powiedziano mi, że otrzymanie informacji na to pismo z różnych względów jest niemożliwe. Również powiadomiono, że nie dostanę zapisu z rejestratora samolotu, bo według strony rosyjskiej, analiza lotu nie ma żadnego wpływu na badanie katastrofy samolotu Tu-154 i to jest już zawarte w kolejnym piśmie, które wysłałem 26 lipca.
W tym piśmie po raz pierwszy, być może błędem było, że wcześniej się nie posługiwałem tym, ale ja nie jestem prawnikiem i nie miałem doradców ze strony polskiej, ale tutaj, to jest 26 lipca, więc jeszcze stosunkowo wcześnie, jeśli chodzi o proces badania, każde moje pytanie uzasadniałem odpowiednim punktem załącznika 13 do konwencji chicagowskiej, dlatego, że widziałem, że tutaj już są te naruszenia konkretnie procedur międzynarodowych, na które strona rosyjska się zgodziła, a nie utrzymuje ich. Między innymi jest to "nieudostępnienie stronie polskiej powyższych danych oraz brak możliwości ponownego przesłuchania tych osób", jest naruszeniem punktu 5.25 załącznika do konwencji. Jako akredytowany przedstawiciel nie byłem zapraszany na żadne narady związane z postępem badania, a taki jest przepis, i jest to naruszenie znowu kolejnego punktu.
Wnioskowałem również o pisemne uzasadnienie wszystkich decyzji o odmowie dokumentów i informacji, o które wystąpiłem jako akredytowany przedstawiciel. I znowu 20 sierpnia, znowu pytania, jest ich dużo, nie będę ich czytał, to jest 12 stron dokumentu, który porusza, gdzie, co zostało naruszone, ale dalej w tym dokumencie głównie były pytania z zakresu organizacji lotów. I pytania związane (bo już miałem możliwość prześledzenia dokładnego tej korespondencji) całych zapisów na stanowisku dowodzenia. Dotyczyły osób, które tam się znajdowały, ich funkcji, ich stanowisk, ich odpowiedzialności za bezpieczeństwo, więc zostały wypunktowane te rzeczy. Również chodziło o ustalenie niektórych osób, które w rozmowach były imieniem czy imieniem i ocziestwem, co to za osoby, jakie stanowiska, jaki był ich udział w całym procesie podejmowania decyzji, która spowodowała, że wyrażono zgodę, czy nie wyrażono. Nie mając znowu dokumentu, nie wiadomo, jak to przebiegało.
Fragmenty wystąpienia Edmunda Klicha z 21.10.2010. Zapis dźwiękowy TV Trwam.
Nasz Dziennik 2010-10-25

Autor: jc