Przejdź do treści
Przejdź do stopki

TVN pod szczególną ochroną sądu

Treść

Udzielanie przez sąd szczególnej ochrony stacji TVN przed dziennikarską krytyką jest nieuzasadnione - uważa mecenas Krystyna Kosińska. Adwokat reprezentująca "Nasz Dziennik" oceniła w ten sposób wyrok wydany przez Sąd Okręgowy Warszawa Praga, w którym nakazano "Naszemu Dziennikowi" przeproszenie stacji i wpłatę 40 tys. zł jako zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych TVN. Wyrok jest nieprawomocny, a mec. Kosińska zapowiedziała wniesienie apelacji.
- Celem działania dziennikarzy "Naszego Dziennika" była ocena rzetelności działań stacji telewizyjnej TVN. Przedstawiono w tych artykułach liczne dowody i przykłady na to, na czym te oceny zostały oparte - wyjaśnia Kosińska, która nie zgadza się ze stwierdzeniami sądu, iż publicyści "Naszego Dziennika" naruszyli zasady rzetelnej i rzeczowej krytyki, a celem ich publikacji było "jak najdotkliwsze napiętnowanie" i "poniżenie" TVN24. Tak sąd ocenił użyte w artykułach określenia stacji TVN24 jako "paszkwilanckiej" i "wrogiej polskiemu patriotyzmowi". - Wyrok jest słuszny i sprawiedliwy - uważa Jerzy Naumann, adwokat TVN.
- My cały czas podnosiliśmy, że te oceny nie były ocenami w próżni, tylko odnosiły się do określonych faktów - podkreśla mecenas Kosińska. Wskazuje, że artykuły z 2007 r. stanowiły reakcję na przypisanie w TVN o. Tadeuszowi Rydzykowi, dyrektorowi Radia Maryja, zwrotu "oszust", którego miał użyć wobec byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego (w rzeczywistości mówił, że ten go oszukał), jak też na wmontowanie przez stację oklasków po wypowiedzi lekarza na spotkaniu ze stroną rządową podczas protestów służby zdrowia, co faktycznie nie miało miejsca. Adwokat dodaje, że TVN w pewnym momencie procesu wycofała znaczną część swojego wniosku, w której domagała się przeprosin m.in. za stwierdzenia o posługiwanie się "kłamstwem, manipulanctwem, judzeniem".
- Jeśli jest udowodnione posługiwanie się kłamstwem, chociażby poprzez "dokręcenie" braw w celu podjudzenia, ze słowa "podjudzenie" również TVN zrezygnowała, jak też z "posługiwania się kłamstwem", uzasadnia to w jakiś sposób posługiwanie się słowem "paszkwilancka" - mówi Kosińska.
- Jeżeli powód, czyli TVN, przyznaje się, że kłamał, oszukiwał, manipulował materiałem dziennikarskim, a więc złamał wszystkie zasady prawdy i rzetelności dziennikarskiej i nadal czuje się zniesławiony innymi określeniami, które mają jednak podstawę w wydarzeniach faktycznych, a nie chce, żeby je badano, i przyznaje się poprzez wycofanie znacznej części pozwu i niebadanie stanu faktycznego, to krytyka dziennikarzy odnośnie do tych zdarzeń faktycznych nie jest zawiniona - ocenia pełnomocnik "Naszego Dziennika".
- Przy tego rodzaju dowodach nie wiem, czy istnieją podstawy do udzielenia szczególnej ochrony dobrom osobistym takiej stacji - dodaje Kosińska. - Jeżeli zasądza się karę finansową odczuwaną jako dolegliwa, to jest to cenzura, to uniemożliwia jakąkolwiek krytykę. - W świetle całego tego procesu zasądzenie jakiejkolwiek kwoty zadośćuczynienia jest całkowicie bezzasadne - uważa mecenas.
Sąd zmniejszył roszczenia TVN, która żądała wpłaty 200 tys. zł na Fundację Opatrzności Bożej, oceniając, że adekwatna będzie kwota 40 tys. złotych.
- Co my mamy zrobić z tymi dowodami, gdzie mamy się nimi posłużyć? - pyta Kosińska. Adwokat podkreśla, że TVN wycofała się ze znacznej części pozwu i w swoim wniosku oparła się na językowych określeniach. - TVN tym samym uznała, iż stan faktyczny, do którego odnosiły się te oceny zawarte w artykułach, był prawdziwy i zmieniła jedynie te roszczenia na odnoszące się do sformułowań i określeń słownych, które - w ocenie stacji - znieważały i obrażały, a więc ograniczyła się do sfery językowej - wskazuje mecenas Kosińska, czego - jej zdaniem - sąd nie wziął pod uwagę. - Tutaj sąd poszedł jakby dalej, sięgnął do podstaw faktycznych i dokonał tej oceny, w związku z tym uważam, że orzeczenie powinno być zupełnie inne - podkreśla.
- Należy się zdecydować, czy badamy stan faktyczny, bo do niego odnosi się określenie "paszkwilancka telewizja", a TVN daje sygnał, że nie chce dyskutować o podstawie faktycznej, robi to za nią sąd - mówi Kosińska. Dodaje, że w takim przypadku sąd "powinien oddalić powództwo ze względu na niemożliwość badania sprawy".
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-10-20

Autor: jc