Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tusk schował tezy do szuflady

Treść

7 kwietnia 2010 roku, podczas wizyty w Katyniu, premier Donald Tusk miał podnieść w rozmowach z Rosjanami kwestie dotyczące Polaków mieszkających w Rosji. Ale pięć tez, które przygotował dla niego Wydział Konsularny Ambasady RP w Moskwie, nigdy nie zostało publicznie poruszonych.
Wydział Konsularny Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie przygotował 6 kwietnia 2010 roku, a więc dzień przed wizytą Donalda Tuska w Katyniu, pięć tez dotyczących Polaków mieszkających w Federacji Rosyjskiej, które premier miał podnieść w rozmowach z Rosjanami 7 kwietnia.
1. Oczekujemy, że strona rosyjska odpowie pozytywnie na wielokrotnie kierowane od organizacji i środowisk polonijnych prośby o uznanie Narodu Polskiego za naród represjonowany.
2. Zwracamy się z prośbą do lokalnych administracji o przyznanie pomieszczeń dla organizacji polonijnych. Pomimo pozytywnej współpracy administracji lokalnych z wieloma spośród 73-organizacji polonijnych działających w Federacji Rosyjskiej (m.in. Briańsk, Jarosław, Krasnodar, Pietropawłowsk Kamczacki, Ufa, Władykaukaz) samodzielną siedzibę posiada zaledwie kilka z nich. Szczególnie istotne jest to w takim ośrodku jak Smoleńsk, do którego przybywają znaczne grupy turystów z Polski.
3. Zwrot budynku kościoła katolickiego w Smoleńsku (budynek wybudowano pod koniec XIX wieku dzięki staraniom Polonii i z jej składek). Obecnie w budynku mieści się archiwum miejskie.
4. W związku z coraz większymi ułatwieniami wizowymi pomiędzy Unią Europejską a Federacją Rosyjską oczekujemy na aktywne włączenie Polonii w proces współpracy pomiędzy Federacją Rosyjską a Rzecząpospolitą Polską. Na przykład proponujemy każdorazowe włączenie przedstawiciela Polonii do nawiązywania współpracy pomiędzy miastami, uczelniami, szkołami.
5. Proponujemy rozważenie organizowania zarówno w Polsce, jak i w Rosji wspólnych, polsko-rosyjskich obozów młodzieżowych.
Deklaracje sobie, rzeczywistość sobie
Premier nie podniósł jednak nigdy tych tez publicznie. Ani w rozmowie z premierem Federacji Rosyjskiej Władimirem Putinem, ani na posiedzeniu polsko-rosyjskiej Komisji do Spraw Trudnych. - Na posiedzeniu komisji sprawa ta nie była w żaden sposób podejmowana. Gdyby była ona przedmiotem rozmowy z Putinem, to myślę, że MSZ by się tym pochwaliło - mówi Antoni Macierewicz, członek sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. "Nasz Dziennik" zwrócił się do MSZ z prośbą o odpowiedź, czy premier Tusk podniósł w kwietniu w Rosji sprawy mieszkających w tym kraju Polaków. - Ministerstwo Spraw Zagranicznych w ramach swych kompetencji zwyczajowo przygotowuje dla przedstawicieli władz RP rozmaite merytoryczne materiały dotyczące problematyki danego kraju, notki informacyjne, materiały tezowe etc., do wykorzystania podczas wizyt za granicą, ponieważ jednak rozmowy w dniu 7 kwietnia ub.r. miały miejsce na szczeblu premierów RP i FR, proponujemy zatem skierować to pytanie do źródła, do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - odpowiedziało nam biuro prasowe MSZ. Zwróciliśmy się więc pisemnie do rzecznika rządu Pawła Grasia z tym samym pytaniem. Bez odpowiedzi.
- Kwestia uznania Polaków za naród represjonowany to absolutnie kluczowa sprawa. Zmienia bowiem zasadniczo status nie tylko społeczności polskiej, ale każdego Polaka w Rosji. Mogą oni wtedy domagać się specjalnych rent, emerytur. Polacy są jedynym Narodem spośród tych represjonowanych, który nie został uznany za represjonowany - wyjaśnia Macierewicz.
Czujemy się wykorzystywani
Rościsława Tymań, prezes Domu Polskiego w Smoleńsku, zaznacza, że premier Tusk nie podniósł tez na spotkaniu z Polakami w kwietniu ubiegłego roku. Było ono bardzo krótkie. - Bardzo bym się cieszyła, gdyby coś w tym kierunku robiono, ale na razie za mało jest pomocy ze strony rządu polskiego. Polonii smoleńskiej poświęca się za mało uwagi, w dalszym ciągu nie mamy własnego pomieszczenia. Jesteśmy tylko potrzebni do organizowania noclegów i spotkań w czasie rocznicowych uroczystości katyńskich - żali się pani Rościsława. Zwraca uwagę na fakt, że ktoś na wyższym szczeblu mógłby pomyśleć o tym, iż przydałyby się jakieś pomieszczenia dla Polaków przyjeżdżających z kraju. - Nieraz dzwonią do mnie i pytają, czy mogłabym zorganizować jakieś spotkanie. Mówię, że z chęcią, ale gdzie, przecież muszę wynająć lokal, żeby się z nimi spotkać. Taka sytuacja jest nie tylko w Smoleńsku, ale w różnych miejscowościach w Rosji, bo nie mamy swoich lokali - mówi ze smutkiem Rościsława Tymań. Jak zaznacza, potrzeby Polaków na Wschodzie są ogromne, trudno nawet określić, które z nich najpilniejsze. Oprócz braku pomieszczeń na działalność polonijną i szkoły brakuje m.in. materiałów szkolnych, podręczników i książek do bibliotek. - W Smoleńsku mamy szkołę polską, trzy stowarzyszenia, bibliotekę. Jakieś książki mamy, ale zawsze dochodzą nowe dzieci i ciągle ich brakuje - dodaje. Powód? Ciągły brak pieniędzy. Szkoła polska - jak mówi prezes Domu Polskiego - istnieje tylko i wyłącznie dzięki zaprzyjaźnionym z polską placówką ludziom. Ale i oni, bez instytucjonalnego wsparcia, niewiele mogą. - Szkoła polska istnieje, ale dzieci uczą się dzięki różnym naszym przyjaciołom, którzy przyjmują nas na lekcje w domu kultury czy na uniwersytecie. Ale teraz wszystko się kończy, bo wszystko rozbija się o pieniądze. Na razie nie mamy żadnych dotacji z Polski na wynajem własnych sal, musimy sami dawać sobie radę - stwierdza. Pani Rościsławie nic także nie wiadomo o konkretnych działaniach mających na celu zwrot Polakom kościoła w Smoleńsku, w którym obecnie mieści się archiwum miejskie. Jak twierdzi, ta sprawa od wielu lat opisywana była w różnych pismach i nic poza tym się nie zmieniło.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik 2011-02-03

Autor: jc