Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tusk gra w piłkę

Treść

Dokonując wolty w sprawie ustawy medialnej, odstępując od porozumienia z SLD i prowokując tym weto prezydenta do tej ustawy, premier Donald Tusk postanowił chyba poczekać, aż pozbawione pieniędzy media publiczne same się zrujnują. A może zmiana koncepcji reformy mediów publicznych to chęć sprowokowania kryzysu w koalicji i doprowadzenia do wcześniejszych wyborów? Gry premiera są coraz mniej czytelne, a Donald Tusk coraz mniej przewidywalny.
Nagły zwrot akcji w odzyskiwaniu przez Platformę Obywatelską mediów publicznych obserwatorów sceny politycznej rzeczywiście mógł zadziwić. Mimo dogadania się Platformy z lewicą, której głosy są niezbędne, aby rządząca koalicja była w stanie odrzucić ewentualne weto prezydenta, i wspólnego z SLD przegłosowania ustawy medialnej, premier Donald Tusk nie dotrzymał słowa co do ostatecznego jej kształtu. Zerwał porozumienie z lewicą, nie zgadzając się na poprawkę, aby mediom publicznym zagwarantować środki z budżetu państwa na działanie, gdy abonament RTV zostanie zlikwidowany. Przy okazji ośmieszył szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego, który niemal do ostatniej chwili negocjował z politykami lewicy coś zupełnie innego, niż to, co nagle zarządził szef rządu. Mało wiarygodnym argumentem za wycofaniem się z poprawki wydaje się konieczność zapowiadanych przez rząd cięć w budżecie. Zwłaszcza że 900 mln zł, które miały być zagwarantowane na media publiczne, nie są w skali całego budżetu państwa kwotą ogromną.
Gwarantowanych pieniędzy z budżetu państwa nie będzie, a to oznaczać może weto prezydenta do ustawy, i to weto wsparte przez oszukaną przez Tuska lewicę. Chyba że jednak premier dokona kolejnego zwodu i będzie mamił SLD współpracą w przebudowie przejętej telewizji. Czy lewica znowu mogłaby przystąpić do rozmów z niesłownymi partnerami? Oczywiście tak. Do wygrania - wejście do telewizji publicznej! - jest bowiem sporo, rekompensując ryzyko, że znowu zostanie się przez Tuska wykiwanym.
Kiwany PSL
Tusk kiwa nie tylko SLD, ale też swojego koalicyjnego partnera. Pojawiły się nawet opinie, że swoją woltą w sprawie ustawy medialnej premier świadomie gra na rozbicie koalicji, by doprowadzić do wcześniejszych wyborów i uciec od odpowiedzialności za walkę ze skutkami kryzysu gospodarczego. PSL jest jednak, paradoksalnie, trudnym przeciwnikiem w tej rozgrywce. Platforma w sondażach dostaje duże poparcie, PSL - przeciwnie, i chyba nawet gdyby ziemia się waliła, nie zagłosuje teraz za wyjściem z koalicji.
Po niespodziewanej zmianie stanowiska przez Platformę w sprawie budżetowych pieniędzy dla mediów publicznych poseł ludowców Eugeniusz Kłopotek grzmiał, że dalsze takie postępowanie koalicjanta może zakończyć się "rozjechaniem koalicji". Premier przepraszał, że nie chciał tym nikogo urazić. A nastrój tonował szef klubu ludowców Stanisław Żelichowski. To nie pierwszy raz, kiedy ludowcy zostali przez koalicjanta wykiwani. Podczas ostatniej kampanii wyborczej do europarlamentu wicepremier Waldemar Pawlak opowiadał, jak PSL dużo robi i chce zrobić dla polskich przedsiębiorców, a oczkiem w głowie wicepremiera było przeforsowanie ustawy pomagającej przedsiębiorcom uwikłanym w opcje walutowe. Z "oczka w głowie" nic jednak nie wyszło, bo tuż po wyborach na ustawę nie zgodziła się Platforma. Waldemar Pawlak i PSL, obawiając się wcześniejszych wyborów, siedzą jednak cicho jak myszki pod miotłą, godząc się na znoszenie kolejnych upokorzeń.
Tusk chce prezydenckiego weta?
Wiele więc wskazuje na to, że premier Donald Tusk już po wyborach do Parlamentu Europejskiego zmienił jednak koncepcję i postanowił, przynajmniej na razie, wycofać się z robienia zmian w mediach publicznych. Być może wychodzi z założenia, że pozbawione pieniędzy media publiczne, w konsekwencji niemogące wywiązywać się z misji, z czasem same się zrujnują. Po wypowiedziach premiera abonamentu nie płacą obecnie już nawet osoby, które do tej pory rzetelnie go opłacały, ba, wiele z nich nie płaci, gdyż są przekonane, że abonament już został zniesiony, bo rzekomo słyszały, jak "pan premier to powiedział w telewizji".
Jeżeli nie będzie abonamentu, a nowa ustawa medialna nie gwarantuje mediom publicznym żadnej rekompensaty za jego utratę, trudno oczekiwać, że prezydent zgodzi się na ustawę przynoszącą mediom publicznym niechybną śmierć bądź zdanie się na łaskę rządzących polityków, którzy sami decydowaliby o kwocie dotacji budżetowej, być może kierując się hasłem: "Ile Tuska w telewizji, tyle dotacji".
Poza tym sytuacja Platformy Obywatelskiej w mediach nie jest wcale taka zła. Rynek telewizyjny w Polsce zdominowały trzy ośrodki: dwa z nich - TVN i Polsat - robią, przede wszystkim, dobrze Platformie, a trzeci - telewizja publiczna - źle PiS. I wszystko gra.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-06-29

Autor: wa