Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Triumf Radwańskiej

Treść

Agnieszka Radwańska w wielkim stylu pokonała wiceliderkę światowego rankingu, Rosjankę Marię Szarapową 7:5, 6:4 w finale turnieju WTA Tour rangi Premier I na twardych kortach w Miami (z pulą nagród 4,828 mln USD). Odniosła w ten sposób największy sukces w dotychczasowej karierze, zarobiła "na czysto" 750 punktów rankingowych i 712 tysięcy dolarów premii. Na każdy jeden cent zapracowała jednak niesamowicie i na niego zasłużyła.

Do sobotniego popołudnia bilans wcześniejszych starć między Radwańską a Szarapową był zdecydowanie bardziej korzystny dla rywalki. Polka wygrała z nią tylko raz, i to na początku swej przygody z wielkim tenisem, we wrześniu 2007 roku. Wtedy, na kortach US Open, wywołała wielką sensację. W Miami krakowianka również nie uchodziła za faworytkę. Więcej szans na sukces dawano Rosjance, tyle że wszyscy spodziewali się wspaniałego meczu, z ogromną dawką emocji. Nikt się nie zawiódł. Obie tenisistki stworzyły znakomity spektakl, w którym było wszystko, co sympatycy tego sportu kochają. Tempo, długie wymiany, techniczne fajerwerki. Od początku na korcie rozgorzała wielka walka. Silniejsza fizycznie Rosjanka starała się słać potężne uderzenia, licząc, że w ten sposób zamęczy Agnieszkę. Polka nic sobie jednak z tego nie robiła, odpowiadała w porywający sposób. Szarapową to frustrowało, stąd brały się jej częstsze pomyłki. W całym spotkaniu popełniła 45 niewymuszonych błędów, podczas gdy nasza reprezentantka zaledwie 12. Radwańska miała też szczęście (pamiętajmy - sprzyjające lepszym), bo nawet gdy nieczysto trafiała w piłkę, np. ramą rakiety, ta i tak lądowała najczęściej idealnie w rogu kortu, sprawiając mnóstwo problemów rywalce. Podobnych sytuacji było przynajmniej kilka. W pierwszych jedenastu gemach zawodniczki pewnie utrzymywały swoje podanie, w dwunastym Polka przełamała Rosjankę i wygrała seta. Druga partia wyglądała podobnie. Znów tenisistki skutecznie serwowały, tyle że z biegiem czasu rosła nerwowość Szarapowej. Agnieszka tymczasem cały czas zachowywała spokój. Uderzała zdecydowanie, dokładnie, z maksymalną koncentracją i wiarą w powodzenie. Rozstrzygający okazał się dziesiąty gem, przy serwisie Rosjanki. Radwańska wykorzystała w nim błędy przeciwniczki i postawiła kropkę nad i przy pierwszym meczbolu, po godzinie i 44 minutach gry. - Wyszłam na kort na luzie, bo tak naprawdę nie miałam nic do stracenia. Z Marią zawsze gra się bardzo ciężko, gdyż mocno i agresywnie uderza piłki. Udało mi się jednak skutecznie zmieniać tempo wymian, cały czas poszukując nowych rozwiązań. Tego, od początku kariery, uczył mnie ojciec, któremu tak naprawdę wszystko zawdzięczam - powiedziała Radwańska i były to ważne słowa w kontekście różnych wypowiedzi osób próbujących umniejszać rolę taty trenera albo w ogóle wyrzucających go poza margines (jak wiadomo, od pewnego czasu Radwańska jeździ na turnieje z Tomaszem Wiktorowskim). - Jestem szczęśliwa, bo od początku roku gram swój najlepszy tenis. Czuję się coraz pewniej i jestem coraz bliżej trzeciego miejsca w rankingu. Pierwsze? Droga do niego jest wciąż daleka - dodała krakowianka.
O randze sukcesu Radwańskiej niech świadczy fakt, że zmagania w Miami są uważane za najważniejsze w tenisowym świecie po turniejach zaliczanych do Wielkiego Szlema. Zwyciężając, Isia zarobiła 1000 punktów do rankingu (ale "na czysto" 750, bo broniła 250 za ubiegły sezon) i zbliżyła się znacznie do plasującej się na trzeciej pozycji Czeszki Petry Kvitovej.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Poniedziałek, 2 kwietnia 2012, Nr 78 (4313)

Autor: au