Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tragedia w "Halembie"

Treść

Co najmniej ośmiu górników zginęło w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej w wyniku wybuchu metanu. Nastąpił on około godz. 16.30. Los piętnastu pozostałych jest nieznany - takie informacje przekazał wczoraj w późnych godzinach wieczornych Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, w skład której wchodzi "Halemba". Zostały one potwierdzone przez Centralną Stację Ratownictwa Górniczego. Pierwsi ratownicy pojawili się w "Halembie" już 15 minut po wybuchu. Premier Jarosław Kaczyński zapewnił, że rodzinom poszkodowanych w katastrofie zostanie udzielona pomoc. Przyczyny tragedii zbada specjalna komisja. - Taka sytuacja, jaka ma miejsce obecnie, jest to swoiste piekło pod ziemią - powiedział Zbigniew Madej. Akcja ratownicza przebiegała w warunkach ekstremalnych, przy bardzo utrudnionej łączności. Według wiceministra gospodarki Pawła Poncyljusza, w rejonie wybuchu było tak duże stężenie metanu i panowała tak wysoka temperatura, że ekipy ratownicze nie mogły tam dotrzeć. Informacja o śmierci dwóch górników została potwierdzona o godz. 21.25. O godz. 22.30 Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego podała, że ofiar jest osiem. Potwierdził to prezes Kompanii Węglowej Grzegorz Pawłaszek. Do godziny pierwszej w nocy udało się wydobyć siedem ciał. W miejscu wybuchu na głębokości 1030 m na pokładzie 506 zostało uwięzionych 23 górników. Nie było z nimi żadnej łączności. Na ratunek ruszyło im natychmiast dziewięć zastępów ratowniczych. Górnicy mają aparaty tlenowe, dlatego w przypadku odcięcia im drogi ucieczki - a nie przysypania - jest szansa, że przeżyją i zdążą do nich dotrzeć ekipy ratunkowe. 15 górników z 23-osobowej grupy znajdującej się w rejonie zagrożenia to pracownicy zewnętrznej firmy świadczącej usługi na rzecz kopalni, pozostali to jej pracownicy. W momencie wybuchu górnicy pracowali przy demontażu maszyn i likwidacji ściany, która od lutego nie była eksploatowana. Według ekspertów, wybuch metanu jest najbardziej niebezpiecznym wydarzeniem, do jakiego może dojść w górnictwie. Szanse na przeżycie przy takim wybuchu są najmniejsze ze wszystkich zagrożeń naturalnych. Według pierwszych informacji, na dole panowała temperatura 40-50 stopni Celsjusza. Fala uderzeniowa mogła rzucić znajdującymi się tam ludźmi. Górnicy byli zaopatrzeni w aparaty tlenowe, zapewniające tlen na mniej więcej 50 minut. - Akcję ratowniczą utrudnia fakt, że w kopalni został zniszczony most wentylacyjny, w związku z tym nie ma tam przepływu powietrza. Sytuacja jest naprawdę bardzo, bardzo poważna, ale - jak zawsze mówimy w górnictwie - nadzieja umiera ostatnia. Wierzymy, że dotrzemy do tych górników - powiedział Zbigniew Madej podczas konferencji prasowej o godz. 21.30. Dodał, że ratownicy mają do "przekopania" około 500 metrów, aby dotrzeć do zasypanych górników. Nie wykluczył, że znajdują się oni bliżej, w odległości 200-300 metrów. Do godz. 22.00 nie udało się dotrzeć do miejsca, gdzie są uwięzieni górnicy. Około godz. 23.00 ekspert i długoletni dyrektor Kopalni Doświadczalnej "Barbara" prof. Paweł Krzystolik powiedział PAP, że warunki w miejscu wypadku "nie są najgorsze". Według niego, temperatura w rejonie wybuchu wynosiła 30 stopni Celsjusza, a w atmosferze był obecny tlen. - To najtrudniejsza akcja ratunkowa od 20 lat - ocenił szef górniczej "Solidarności" Dominik Kolorz. Skala trudności ogromna Według Madeja, "Halemba" to kopalnia bardzo niebezpieczna, "występują w niej wszystkie zagrożenia, jakie występują w polskich kopalniach, skala trudności w przypadku akcji ratunkowej jest ogromna". Jest ona zaliczana do kopalni o najwyższym stopniu zagrożenia metanowego. 16 lat temu w podobnej tragedii na terenie tej kopalni zginęło 19 górników. Pod ziemią - z narażeniem życia - pracowały cztery zastępy ratownicze, które zmieniały się co kilkadziesiąt minut. Ratownicy pracowali w maskach tlenowych. Rejon wybuchu jest częściowo zasypany węglem i skałami. Znajduje się tu również zniszczony sprzęt. W stan gotowości zostało postawione Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, o czym poinformował szef ratownictwa medycznego LPR Robert Gałązkowski. Nie wiadomo, jak długo będzie trwała akcja ratownicza. Ratownicy mówią nawet o kilku dniach. Na polecenie ministra zdrowia w stan gotowości zostały postawione samolot transportowy i śmigłowiec ratowniczy. Mogą one być wykorzystane do transportu poparzonych górników do oddziałów leczących oparzenia, dysponujących respiratorami, gdyby w szpitalu w Siemianowicach Śląskich zabrakło miejsc. Dla osób, które potrzebowały pomocy, zorganizowano punkt medyczny i pomoc psychologiczną. Przed kopalnią gromadzili się krewni i koledzy zasypanych, a także księża. Zebrani wspólnie modlili się w intencji górników. Jest nadzieja Około godz. 22.30 premier Jarosław Kaczyński przybył na miejsce tragedii, aby osobiście nadzorować akcję ratowniczą. Towarzyszył mu m.in. minister gospodarki Piotr Woźniak. Również minister zdrowia Zbigniew Religa i jego zastępca Jarosław Pinkas, odpowiedzialny za ratownictwo medyczne, dotarli do Rudy Śląskiej. W związku z informacją o tragedii Prawo i Sprawiedliwość zawiesiło kampanię wyborczą. Zdaniem premiera, jest jeszcze szansa, że ktoś przeżył w wypadku. - Jeśli jakieś osoby znalazły się w bocznym korytarzu, to mogły przeżyć, bo siła wybuchu idzie do przodu. Wierzmy, że te dobre wiadomości będą - mówił premier. - Będzie przeprowadzone bardzo dogłębne postępowanie ustalające, dlaczego tak się stało, co prowadzi do takich zagrożeń. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z tego, że jest dość prawdopodobne, iż była to siła wyższa - dodał Jarosław Kaczyński. - Pozostaje pytanie o to, czy wymogi ostrożności były zachowane. Wiem jednak, że na dole było 5 pracowników nadzoru, nieustannie badano stężenie metanu, jeden z tych pracowników nawet się uratował. W sumie było tam 31 osób; 8 wyszło, 8 poległo - mówił premier. Według szefa rządu, w akcji brała udział wystarczająca liczba zastępów ratowniczych i "wszystko jest zabezpieczone, aby mogły pracować przez wiele dni", a do miejsca katastrofy sprowadzono urządzenia do badania stężenia metanu. Akcję ratowniczą J. Kaczyński ocenił jako dobrze zorganizowaną i sprawną. Wyraził także przekonanie, że prezydent ogłosi żałobę w związku z katastrofą. Lech Kaczyński przybędzie dziś na miejsce tragedii. Prezes Kompanii Węglowej Grzegorz Pawłaszek zapewnił, że akcja ratownicza będzie przebiegać do momentu dotarcia do ostatniego z górników uwięzionych pod ziemią. Wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz przyznał, że w poniedziałek w kopalni miało miejsce tąpnięcie, określane przez specjalistów jako ostrzegawcze. Zdecydowano jednak, że przy zachowaniu środków bezpieczeństwa można nadal prowadzić prace demontażowe. Ratownicy podkreślają, że dopóki trwa akcja ratunkowa, jest nadzieja, że uwięzieni pod ziemią żyją, niezależnie od tego, jak trudne warunki panują w miejscu wybuchu. Przykładem jest m.in. Zbigniew Nowak, właśnie z kopalni "Halemba", który po tąpnięciu w lutym tego roku spędził pod ziemią prawie pięć dni, czekając na ratunek. W tym roku w kopalniach węgla kamiennego zginęło 20 górników. Paweł Tunia, "Nasz Dziennik" 2006-11-22

Autor: ea