Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tragedia przed pokazem

Treść

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

W lesie pod Otwockiem uczczono pamięć pilotów, którzy 11 listopada 1998 r. zginęli w tym miejscu w katastrofie iskry.

„Przechodniu, pamiętaj, że narodziliśmy się razem. Pamiętaj o mnie tam, gdzie żyją inni. Doszedłem na szczyt, gdzie zmroził mnie lód. I ułożyłem się do snu wiecznego. Miejsce upamiętniające bohaterską śmierć lotników: mjr. pil. Tomasza Pajórka i mjr. pil. Mariusza Oliwy w dniu 11 listopada 1998 roku. Kolegom – lotnicza brać” – taką inskrypcję wyryto na kamieniu w lesie, gdzie 16 lat temu w czasie oblotu pogody przed defiladą zginęli w katastrofie iskry dwaj piloci.

– Jak każdego roku w dniu 11listopada jesteśmy tutaj razem na tym miejscu, aby zjednoczyć się w naszej modlitwie za naszych braci śp. Mariusza Oliwę i Tomasza Pajórka, pilotów wojskowych, którzy w święto narodowe odzyskania niepodległości, pełniąc służbę, zginęli tutaj, na tym miejscu, w lesie otwockim, w katastrofie samolotu – powiedział na początku Mszy św. ks. prałat Jan Gołąbek, proboszcz parafii Niepokalanego Serca Maryi w Otwocku-Śródborowie. Na uroczystość przybyły rodziny zmarłych pilotów, a także ich koledzy – żołnierze z 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, 28. Słupskiego Pułku Lotnictwa Myśliwskiego, 1. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego „Warszawa” w Mińsku Mazowieckim oraz z 60. Lotniczego Pułku Szkolnego w Radomiu. Byli piloci z Dęblina, Słupska i Mierzęcic.

– Tamtego tragicznego dnia nigdy nie zapomnę. Za każdym razem, jak jestem tutaj, cały czas łza w oku się kręci – przyznaje Agnieszka Pajórek, wdowa po pilocie. Tego dnia jej mąż w ogóle nie miał lecieć. – To był czysty przypadek, jakaś koleżeńska pomoc. Pierwszy pilot, który leciał w iskrze, był z Radomia, nie znał dobrze tego rejonu, warunki były trudne, może mąż chciał mu pomóc, trudno mi powiedzieć. Do dnia dzisiejszego, mimo że bardzo długo w sądzie toczyła się sprawa, nie wiem, dlaczego mąż znalazł się w tym samolocie – dodaje Pajórek.

– Dostawałam tego dnia mnóstwo telefonów od rodziny, bo duża rodzina mojego męża mieszka właśnie tutaj, w Otwocku. Dzwonili do mnie, mówiąc, że spadła iskra. Mąż nie latał na tym typie samolotu, dlatego do końca nie wierzyłam, że to o niego chodzi – wskazuje wdowa. Jej mąż osierocił dwóch synów, młodszy miał wówczas rok i cztery miesiące, starszy 11 lat. Dzieci nie otrzymały od wojska pomocy psychologa.

Hanna Oliwa, wdowa po mjr. Mariuszu Oliwie, dzień 11 listopada 1998 r. tak mocno przeżyła, że niewiele z niego pamięta.

– Wiadomość o śmierci męża była dla mnie szokiem. To tak jakby moje życie nagle się skończyło – mówi.

Jej mąż był wtedy pierwszym pilotem na iskrze, w przeciwieństwie do kolegi Pajórka, był to podstawowy typ samolotu, na którym latał.

– Dlaczego doszło do tego lotu mimo trudnych warunków atmosferycznych, nie wiem. Były po prostu jakieś priorytety i tyle – mówi wdowa. O śmierci męża powiadomił ją oficjalnie zastępca dowódcy jednostki, w której służył, ale o tragedii dowiedziała się wcześniej, od teściowej, która o katastrofie iskry usłyszała w radiu i od razu zadzwoniła do niej z pytaniem: „Co z Mariuszem?”.

Oliwa osierocił dwóch synów, 5- i 11-letniego. – Musimy żyć dalej i jakoś sobie radzić. Co roku jesteśmy tutaj. Z Agnieszką Pajórek nie znałyśmy się wcześniej, poznałyśmy się dopiero tamtego tragicznego dnia i przyjaźnimy się do dzisiaj. Nasi mężowie byli w jednym wieku, mieli po 35 lat – opowiada Hanna Oliwa.

Po Eucharystii odbył się Apel Poległych, który poprowadził mjr Mirosław Guziel, szef sekcji wychowawczej 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego, salwa honorowa i złożenie kwiatów pod pomnikiem.

– Stajemy dziś do Apelu Pamięci przy pomniku upamiętniającym tragiczną śmierć polskich lotników, aby złożyć hołd pilotom, którzy swoje życie złożyli na ołtarzu Rzeczypospolitej w 80. rocznicę odzyskania niepodległości – podkreślił mjr Guziel.

Obecna na uroczystości Ewa Błasik, żona gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych, który zginął pod Smoleńskiem, wspomina, że jej mąż mógł tamtego dnia lecieć zamiast Pajórka.

– Na miejscu Tomka Pajórka mógł być mój mąż, bo właśnie tego dnia miał być w Mińsku Mazowieckim, skąd startowała iskra. Mąż był wyszkolony we wszystkich warunkach atmosferycznych i gdyby był tego dnia na lotnisku, na pewno byłby w tej iskrze – mówi wdowa po generale. Ponieważ tego dnia uczniowie gen. Błasika mieli przelecieć nad placem Piłsudskiego na samolotach Su-22, poprosiła męża, żeby razem z dziećmi byli na placu.

– Środowisko lotnicze bardzo przeżyło tę tragedię. Cieszę się, że tu, w Otwocku, kultywuje się pamięć o poległych lotnikach, bo piloci to prawdziwa elita naszej armii – kwituje generałowa.

Piotr Czartoryski-Sziler, Otwock
Nasz Dziennik, 12 listopada 2014

Autor: mj