Przejdź do treści
Przejdź do stopki

To wojna podjazdowa

Treść

Z posłem Arkadiuszem Mularczykiem (PiS), wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, rozmawia Wojciech Wybranowski Sąd uchylił decyzję prokuratury o odmowie wszczęcia postępowania w sprawie udostępnienia Panu dokumentów IPN na temat sędziów TK. Prowadzenia takiego śledztwa domagał się były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień, który twierdzi, że występując 10 maja ub.r. w Trybunale Konstytucyjnym podczas postępowania dotyczącego zgodności lustracji z Konstytucją, wskazując na związki niektórych sędziów TK z peerelowską bezpieką, złamał Pan prawo... - Uczestniczyłem w posiedzeniu sądu, na którym rozpatrywano zażalenie na postanowienie prokuratury o odmowie wszczęcia postępowania wobec mnie. Z referatu wynikało, że Trybunał złożył zażalenie, stwierdzając, że co prawda nie kwestionuje już faktu mojego pobytu w IPN, ale ma zastrzeżenia co do trybu udostępnienia mi dokumentów dotyczących sędziów TK. Nie byłem na ogłoszeniu samego postanowienia, nie wiem więc, jakie były motywy decyzji sądu uchylającej odmowę prokuratury, natomiast nie ukrywam, że takim postanowieniem jestem zaskoczony. Tak naprawdę taka decyzja daje znowu asumpt do przedłużenia prowadzonej wobec mnie sprawy dyscyplinarnej w radzie adwokackiej i być może tylko o to chodzi. Dla mnie jest oczywiste, że w takiej sytuacji na tę sprawę będzie się powoływał i pan Zoll, i rzecznik dyscyplinarny rady adwokackiej i prawdopodobnie postępowanie dyscyplinarne zostanie znowu przedłużone, a trwa już 16 miesięcy. Dla mnie decyzja sądu jest bardzo kontrowersyjna i dziwna, przecież w Instytucie Pamięci Narodowej byłem, są moje podpisy w księdze wejść i wyjść, są podpisy w księdze zapoznania się z dokumentami, nawet w przypadku samochodu sejmowego, który podwoził mnie do IPN istnieje odpowiednie poświadczenie. Jeszcze raz powtórzę: zawiadomienie, które złożył Stępień w ostatnim dniu swojego urzędowania oraz półtora roku od zdarzenia, a także obecne postanowienie sądu i śledztwo, które ewentualnie będzie się toczyło, odbieram w szerszej perspektywie jako kolejną próbę zamazywania prawdy o faktach, które są kompromitujące dla Stępnia i Zolla, a które są pokłosiem tego, co wydarzyło się 10 maja 2007 r. podczas postępowania dotyczącego zgodności ustawy lustracyjnej z Konstytucją. Sąd ma wątpliwości co do tego, czy nie popełnił Pan przestępstwa. - Oczywiście, że żadnego przestępstwa nie było. Ani popełnionego przeze mnie, ani przez IPN. Tak naprawdę to pokłosie walki o zachowanie ustawy lustracyjnej podczas posiedzenia Trybunału, gdzie sędzia Stępień, powołując się na media, fałszywie zarzucił mi zatajenie informacji, później Zoll zarzucił mi przestępstwo. Obaj byli sędziowie TK mają jednak świadomość, że umorzenie postępowania dyscyplinarnego wobec mnie w radzie adwokackiej będzie oznaczało, że zostaną zmuszeni prawnie prędzej czy później do tego, by przeprosić mnie publicznie. Dlatego orzeczenie sądu nakazujące prowadzenie śledztwa w sprawie rzekomych nieprawidłowości przy zapoznawaniu się z aktami IPN wpisuje się w dalszy ciąg faktycznej "podjazdowej wojny" z ich strony. Sugeruje Pan, że tu istnieje ów "układ", o którym tak często i chętnie mówią politycy PiS? Że sąd poszedł na rękę swoim kolegom prawnikom: sędziemu Stępniowi i sędziemu Zollowi? - Nie sugeruję, że istnieje układ, bo oczywiście nie jestem w stanie tego udowodnić, ale dla mnie to postanowienie jest niezwykle kontrowersyjne. Jest przecież rzeczą oczywistą, że byłem w IPN, widziałem dokumenty dotyczące sędziów TK, podpisywałem dokument o zapoznaniu się z tymi aktami, jest decyzja władz IPN o udostępnieniu mi tych dokumentów, więc nie rozumiem za bardzo, co prokuratura w ogóle ma w tej sprawie jeszcze badać! Zwłaszcza że już raz prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, powołując się na fakty, o których mówię. Oczywiście na upartego tę sprawę, jak i każdą inną, można ciągnąć miesiącami, przewlekać i odkładać. I oczywiście nie udowodnię takiej tezy, że jest to wszystko w jakiś sposób powiązane. Natomiast orzeczenie sądu oczywiście może być pretekstem do kolejnego przedłużania mojego postępowania w radzie adwokackiej, a to z kolei daje kolejne argumenty Zollowi i Stępniowi. W interesie tych panów jest, aby te sprawy toczyły się długo, żeby je przeciągnąć tak, by po kilku latach już nikt nie wiedział, o co chodzi. Pozwał Pan już karnie i cywilnie sędziego Zolla i zamierza pozwać byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego Jerzego Stępnia. - Proszę zwrócić uwagę, że prezes Stępień, mimo moich pism do TK oraz licznych apeli, w tym również dość żartobliwego internetowego umieszczonego na "Youtube", nie ujawnił swojego adresu, co utrudnia mi skierowanie przeciwko niemu pozwu. Oczywiście wysłałem już wniosek do biura adresowego z prośbą o ujawnienie adresu korespondencyjnego sędziego Stępnia i czekam na odpowiedź. Sędzia Stępień zarzucił Panu, że nie zapoznał się Pan z aktami IPN, a mimo to mówił Pan o zawartości dokumentów Instytutu dotyczących sędziów. Tymczasem w zażaleniu pojawia się inny wątek - niewłaściwego trybu udostępnienia dokumentów. - Stępień podczas rozprawy 10 maja ub.r. dopuścił się wielkiego nadużycia, które kompromituje go jako prawnika. Po pierwsze, wyłączył sędziów TK bez wniosku strony, nie zbadał akt IPN tych sędziów, a następnie zarzucił mi zatajenie informacji o aktach, powołując się na doniesienia medialne, które zresztą nie były prawdziwe! I teraz nie potrafi się do tego przyznać i mnie za to przeprosić. Proszę także zwrócić uwagę, że postępowanie w radzie adwokackiej zostało wszczęte pod pretekstem, że wprowadziłem w błąd Trybunał Konstytucyjny. Kiedy się okazało, że tylko poinformowałem przewodniczącego Trybunału, składając wniosek o odroczenie rozprawy, że dwaj sędziowie są zarejestrowani jako kontakty operacyjne wywiadu peerelowskich specsłużb, to nagle w Trybunale wymyślono po półtora roku, że w ogóle w IPN mnie nie było. Odwołanie, jakie złożył TK od decyzji prokuratury, nie powinno być w ogóle uwzględnione, pierwotnie bowiem stawiano zupełnie inny zarzut, ale oczywiście jest to teraz wykorzystywane, by podważać moją wiarygodność. Czekam ze spokojem na zakończenie tej całej hucpy, mam bowiem świadomość, że to tylko wybiegi, by albo w całej sprawie odwrócić kota ogonem, albo żeby wszyscy już zapomnieli, o co tak naprawdę chodzi, kto kogo tak naprawdę pomówił i kto kogo pozwał. Zresztą o tym świadczy też fakt, że sprawa, którą wytoczyłem prof. Zollowi, w ogóle nie ruszyła jeszcze z miejsca - ani karna, która czeka już ponad półtora roku, ani cywilna. Na czym ma polegać niewłaściwa procedura udostępnienia Panu akt IPN? - To jakiś zupełny absurd, bo przecież na podstawie art. 22 ustawy z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów każdy może udać się do IPN i zapoznać się z dokumentami "osób publicznych". Tak więc cała sprawa to kompletna bzdura. Kolejna próba przeciągnięcia całej sprawy i próba udowodnienia, że to nie Trybunał się pomylił i popełnił błędy, tylko rzekomo ja. Rozważam również w takiej sytuacji podjęcie innych działań prawnych, ale o nich jeszcze nie będę mówił. Nie obawia się Pan, że po Zbigniewie Ziobrze będzie Pan kolejnym posłem PiS, który straci immunitet poselski? - Absolutnie nie! Taka sytuacja w ogóle nie wchodzi w grę. Po pierwsze, działałem jako parlamentarzysta w ramach wykonywania mandatu posła, co oznacza, że immunitet, który mnie chroni, wyklucza wszelką odpowiedzialność, tylko w przypadku, gdybym naruszył dobra osób trzecich, mógłbym być ścigany na drodze cywilnej. Nie jest to immunitet, którego można się zrzec, jest on bowiem nierozłącznie związany z wykonywaniem mandatu posła. Artykuł 105 Konstytucji mówi, że parlamentarzysta nie ponosi odpowiedzialności karnej za działania związane z wykonywaniem mandatu posła. Więc - czysto hipotetycznie, gdyby nawet prokuratura, działając na siłę i pod wpływem nacisków, stwierdziła, że coś w moim działaniu w tej sprawie było nie tak, to tak czy siak postępowanie będzie umorzone ze względu na działanie immunitetu. Ale ja jestem spokojny, nie popełniłem żadnego przestępstwa, występując w obronie zapisów nowej ustawy lustracyjnej, reprezentowałem Sejm i wierzę, że prawda w tej sprawie prędzej czy później zwycięży! Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-10-06

Autor: wa