Przejdź do treści
Przejdź do stopki

To miał być zamach stanu!

Treść

Z Andrzejem Lepperem, wicepremierem i ministrem rolnictwa, liderem Samoobrony, rozmawia Mikołaj Wójcik Jak - Pana zdaniem - ujawniony w sobotę wynik badania DNA posła Stanisława Łyżwińskiego wpłynie na dalszy bieg rzekomego "seksskandalu" rozpętanego przed tygodniem publikacją "Gazety Wyborczej"? - Trzeba powiedzieć, że potwierdzają się nasze zapewnienia, iż to nieprawda. To precyzyjnie przygotowany zamach stanu, uderzenie w rząd, żeby się rozpadł. Włączyła się w to opozycja, jeszcze przed wynikami badania DNA. Platforma, SLD, PSL robili wszystko, żeby premier Jarosław Kaczyński nie wytrzymał ciśnienia, tej presji ze wszystkich stron. Miał odwołać mnie, doprowadzić do rozbicia koalicji i wyborów na wiosnę. To miało się wydarzyć w piątek. Nie wyszło im to. Panie Premierze, poprzedni raz podejrzenie o próbę zamachu stanu było pod koniec września. Współorganizować miała go Samoobrona za pomocą taśm Beger. Przebieg tamtej afery był bardzo podobny. Media, żądania opozycji... - Ja wówczas nic o tym nie wiedziałem, to było prywatne działanie poseł Renaty Beger. Poseł Janusz Maksymiuk, chcąc ratować dobre imię partii - przecież to było coś niesamowitego, co wyrabiali niektórzy posłowie PiS - zgodził się na te nagrania, wziął do tego dziennikarzy TVN. Ale wówczas rządu już praktycznie nie było, ja byłem zdymisjonowany. A więc nie mówmy, że my przygotowywaliśmy zamach stanu. To była całkowicie inna sytuacja. A kto przygotowuje ten zamach stanu? To mocne oskarżenie. - Po pierwsze, "Gazeta Wyborcza". Ją powinno się natychmiast zamknąć. Pan Adam Michnik, który powiedział, że nie dopuści Leppera do rządu! A jak to już się stało, to robi wszystko, by to odkręcić. Plus oczywiście ci wszyscy, którzy wiedzą, jaki jest postęp prac w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, co będzie z wyjaśnianiem spraw Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, wyborem prezesa NBP. Ja nigdy nie powiedziałem, że za tą prowokacją stoi Leszek Balcerowicz. Nawet do głowy mi to nie przyszło. To pan Stasiński z "Gazety Wyborczej" to sobie wymyślił. W tej chwili już nie ma wyjścia. Wie, że im nie wyszło, to teraz będą odwracać kota ogonem. Wszystkie siły, które przez te 16 lat doprowadziły do tego, co mamy w Polsce - to jest najogólniejsza odpowiedź na pana pytanie. A o szczegóły zwrócimy się do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by jak najszybciej zabezpieczyła wszystkie dowody i dotarła do źródeł tej prowokacji. Piotr Stasiński, wspomniany wiceszef "Gazety Wyborczej", w wypowiedzi dla TVN24 stwierdził, że wynik badania DNA nie oznacza, iż Aneta Krawczyk jest niewiarygodna, ponieważ niewiarygodni są politycy Samoobrony. - Aneta Krawczyk nie wie, z kim ma dziecko, i jest wiarygodna dla niego. To tak samo dla mnie jest wiarygodna taka gazeta, która chodzi za kobietą, molestuje ją politycznie, zmuszając do takich, a nie innych wypowiedzi. Wie Pan, że Aneta Krawczyk była zmuszana do takich wypowiedzi, które legły u początków tej afery? - To na pewno w końcu wyjdzie na jaw. Miała zeznać przeciwko mnie, przeciwko ludziom Samoobrony, by rozbić koalicję. To jest ta droga do zamachu stanu, przygotowywana - jak sami mówią - od kilku tygodni. Czy - Pana zdaniem - postępowanie prowadzone w łódzkiej prokuraturze powinno się zakończyć? Chyba jednak nie można łączyć upadku wiarygodności głównego świadka z fiaskiem śledztwa. - Absolutnie trzeba wyjaśnić wszystko od początku do końca. To jest ważny moment, bo to jest dziecko. W sobotę inna gazeta, "Rzeczpospolita", publikuje moje zdjęcia z lipca z Anetą Krawczyk. Dowodem na to, że łączyły nas intymne stosunki, ma być fakt, że ja ją pogłaskałem po policzku. No, panie redaktorze, to ja powiem, że nie tylko po policzku głaskałem, ale całowałem ją w ten policzek. I nie tylko ją - wszystkie kobiety w Samoobronie. Bo taki mamy zwyczaj, że wita się przewodniczącego kwiatami i kobiety są w delegacji. No naprawdę, to jest dowód, że Lepper jest przestępcą, bo ją po policzku pogłaskał... Pełnomocnik Anety Krawczyk, mecenas Agata Kalińska-Moc, uważa, że prokuratura powinna pobrać także Pana materiał genetyczny. Dziś jej klientka widać twierdzi, że to Pan jest ojcem małej Weroniki. - Oczywiście, że nie będę unikał tego badania i mu się poddam. Ale ona musi złożyć w końcu doniesienie do sądu o ustalenie ojcostwa. Aneta Krawczyk ma z tym kłopoty, bo po tym, jak usłyszała, że to nie Stanisław Łyżwiński jest ojcem jej dziecka, powiedziała ponoć: "Niemożliwe, abym tak się pomyliła". - A dalej będzie wiarygodna. Rozsądnie zachował się mimo wszystko senator Stefan Niesiołowski, który jednoznacznie skwitował, że powinno się z tą kobietą w ogóle przestać rozmawiać. Skoro ona nie wie, z kim ma dziecko, to ilu jeszcze tych mężczyzn u niej było? Powiem szczerze, że od początku ta sprawa przypominała mi wakacje ubiegłego roku. Dziś jeszcze bardziej. Mówię o sprawie Anny Jaruckiej. Jej też szybko niemal wszyscy uwierzyli, a okazała się oszustką. Pan, w przeciwieństwie do Włodzimierza Cimoszewicza, nie podał się do dymisji. Ma Pan czyste sumienie? - Można mi wiele zarzucić, każdy z nas jest grzeszny. Ale na tyle to ja pamięć jeszcze mam, co ja robię i z kim co robiłem. Oni do końca chcieli, żebym ja ustąpił, żeby rozbić Samoobronę. To jest naprawdę zamach stanu. Jak Pan dziś widzi przyszłość koalicji, tak poważnie zagrożonej jeszcze kilkadziesiąt godzin temu? - Jestem pewny, że po tym będzie jeszcze bardziej trwała i spójna. Trzeba przyspieszyć ujawnienie wszystkich spraw, które musimy wyjaśnić. Dziękuję za rozmowę, "Nasz Dziennik" 2006-12-11

Autor: ea