Przejdź do treści
Przejdź do stopki

To festiwal osobowości

Treść

- mówi JACEK WILCZYŃSKI, dyrektor 43. Studenckiego Festiwalu Piosenki - To już dziesiąty festiwal którego jesteś dyrektorem? - I jedenasty, przy którym pracuję. - Zakładałeś, już po powstaniu Instytutu Sztuki, że będziesz festiwalem kierował tak długo? - Nie, ale zarazem od początku widzieliśmy, że tak wielki festiwal musi mieć stałe biuro organizacyjne, które cały rok pracuje na efekt końcowy, jakim jest sama impreza. To kwestia eliminacji konkursowych, poszukiwania środków, zabiegania o mecenasów... Zresztą sam takie postulaty wysuwałeś na łamach "Dziennika Polskiego" - że nie może co roku inna ekipa, ad hoc zebrana, przygotowywać wielkiej ogólnopolskiej imprezy. A ten festiwal jest absolutnie wyjątkowy, jest jedynym znanym mi konkursem, na którym nie tylko wygrana się liczy, ale szczera intencja pokazania swojej pasji, swojej sztuki, pokazania prawdy o sobie, o świecie. Przyjeżdża na finał 100-130 osób, ale przecież łącznie w eliminacjach startuje 9-10 tysięcy młodych. Ich nie interesuje zaprezentowanie się w "Idolu" czy na ekranie telewizora. Oni chcą nam przekazać własne emocje. Fakt, że mogłem poznać przez te lata tylu fantastycznych artystów, tylu fascynujących ludzi, to też wartość, która wiąże mnie z tą imprezą. - O kim myślisz? - Masz tyle miejsca na łamach, bym wszystkich wymienił? To Piotrek Rogucki, który jest już gwiazdą rocka dającą 15-20 koncertów w miesiącu - na czwartkowy koncert jego zespołu Coma bilety znikają najszybciej. To Jacek Musiatowicz, którego pamiętam sprzed 11 lat, to Beata Lerach, którą zachwycił się Zygmunt Konieczny. To Ilona Sojda, młodziutka, a mająca tak wielką siłę wyrazu, którą pewnie potwierdzi w środowym recitalu "Kadish dla Róży". To Paulina Bisztyga, znakomita wokalistka, a także wspołtwórczyni swych piosenek. Mógłbym wymieniać długo. Bo to jest festiwal osobowości, i to wyróżnia go od innych - na których najważniejszy jest precyzyjny akord, łatwy bit, wpadająca w ucho melodia. Krakowski festiwal, będący ukoronowaniem kilkudziesięciu mniejszych imprez, organizowanych w całej Polsce, i to często nie w wielkich ośrodkach akademickich, jest spotkaniem ludzi, także odbiorców, którzy poszukują w piosence czegoś więcej niż tylko dobrego akordu. Niż tylko przebojów. - I to też sprawia, niestety, że potem nie ma ich na antenach radia, że nie dostrzega ich telewizja. Jakże inaczej było niegdyś... - Dziś o wszystkim decyduje pieniądz - chcesz kogoś wypromować, musisz opłacić promocję, reklamę, również w mediach publicznych. - A niegdyś radio czy telewizja zapraszały laureatów i jeszcze im płaciły. - Prowadzimy w tej sprawie z mediami poważne rozmowy, chcę wierzyć, że przyniosą efekty. Fakt, że w tym roku Nagrodę im. Jacka Kaczmarskiego funduje prezes publicznej telewizji - dzięki czemu wyniesie ona 30 tysięcy złotych - i że obiecał osobiście ją wręczyć, niech będzie tej bliższej współpracy zapowiedzią. - Po 10 latach organizuje się festiwal łatwiej, czy trudniej? - Łatwiej na pewno, bo już mamy doświadczenie, bo wiemy, jak docierać do ludzi i instytucji z prośbą o pomoc, a i my jesteśmy już im znani. A przez 10 lat udało się nam zebrać niemałe grono przyjaciół festiwalu. Trudno - bo to festiwal muzyki niełatwej, festiwal sztuki wymagającej i w związku z tym nie tak lekko pozyskuje się dla niego środki sponsorskie. Ci artyści nie przekładają się wprost na wzrost sprzedaży, na rosnące zyski. Ale gdy patrzę z kolei, ilu ten festiwal ma autentycznych zwolenników, gdy widzę, z jaką pasją oddany mu jest Jan Poprawa, dla którego ten festiwal jest cząstka życia, gdy patrzę, jak rozwijają się artystycznie laureaci, jak choćby nie wymieniona wcześniej Joanna Lewandowska czy zespół Trzy Dni Później, to i te trudności chce mi się pokonywać. - Po dekadzie kierowania SFP masz, domyślam się, powody do satysfakcji. Ten główny to... - ...świadomość, że festiwal odzyskał swą rangę, że stał się jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych w Polsce i że jego laureaci potwierdzają potem swe artystyczne kompetencje zdobywając nagrody w innych konkursach. - Przypomnijmy: to w Krakowie powołano do życia Studencki Festiwal Piosenki 45 lat temu. A teraz, jak wiem, dwa duże miasta zgłosiły chęć przeniesienia go na swój teren... - Tak, i to oferując bardzo poważne środki na organizację festiwalu. Osobiście wierzę, że do takich przenosin nie będzie musiało dojść. Czy można oddać innemu miastu imprezę tak wrośniętą w tradycję Krakowa? Byłaby to dramatyczna decyzja. Dlatego staram się traktować propozycje innych miast jako dowód uznania dla naszej pracy i potwierdzenie rangi festiwalu. - Przecież krakowski festiwal jest o rok starszy od festiwalu w Opolu, jakże skomercjalizowanego. - Dlatego zakładamy, że festiwal zostanie w Krakowie, ale też może czas podjąć dyskusję o dalszym rozbudowaniu imprezy. O jego modelu - czy chcemy go rozwijać, by znaczył jeszcze więcej w sferze kultury wysokiej, by jeszcze bardziej służył zjawisku piosenki literackiej, artystycznej, czy też zostawiamy go takim, jaki jest. Będę prosił władze Krakowa, by rozważyły naszą propozycję szerszego wsparcia festiwalu - promocyjnie, finansowo. Skoro organizujemy ten festiwal od 10 lat, musimy o tym myśleć. - W tym roku program imprez towarzyszących zdominowali młodzi. - Z dwunastu koncertów i recitali aż jedenaście oddaliśmy młodym - laureatom ostatnich lat. To bardzo ważne, że po paru latach czy nawet roku od zdobycia nagrody pokazują się w Krakowie tacy utalentowani artyści jak: Lena Piękniewska, Michał Rogacki, Mariusz "Oziu" Orzechowski, Michał Łanuszka, Ilona Sojda, Paulina Bisztyga, Piotr Dąbrówka. Niezwykłe jest, że po raz pierwszy duży koncert - "Reinkarnacje", poświecony Grzegorzowi Ciechowskiemu - rejestrowany przez Program 1 Telewizji Polskiej, przygotowuje też młoda osoba - Joanna Piwowar, która z koleżankami z zespołu Trzy Dni Później dostała nagrodę w 2003 roku. Oto młodzi laureaci Studenckiego Festiwalu Piosenki odkrywają na nowo twórczość założyciela Republiki. - Sobotnia gala przywoła natomiast twórczość 60-latków: Janusza Grzywacza i Jerzego Satanowskiego... - Tak, bo ci dwaj znakomici kompozytorzy, choć nigdy nie uczestniczyli w naszym konkursie, nie tylko bywają jego jurorami, ale i są bardzo oddanymi młodym mistrzami, pedagogami. I twórcami piosenek. Wiele o tym mieliby do opowiedzenia Beata Lerach, Joanna Lewandowska czy Michał Łanuszka. To zaszczytne dla nas, że tacy twórcy, podobnie jak Zygmunt Konieczny, który od dekad jest jurorem, są przyjaciółmi festiwalu. To pozwala spokojnie patrzeć w przyszłość. Tego festiwalu - i piosenki artystycznej w ogóle. Dla nas, organizatorów, po dekadzie pracy to kolejny powód do radości i satysfakcji. Rozmawiał: WACŁAW KRUPIŃSKI "Dziennik Polski" 2007-10-17

Autor: wa