Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tezy rodem z nazistowskiej propagandy

Treść

Stwierdzenie o rzekomym wymordowaniu przez Polaków we wrześniu 1939 r. około 5,8 tys. internowanych Niemców zawiera książka prof. Marka Zybury "Niemcy w Polsce", wydana w popularnej serii "A to Polska właśnie". Historycy wskazują, że jest to nieprawda, a autor powiela tezy hitlerowskiej propagandy, która chciała uzasadnić okrucieństwa popełniane podczas ataku na Polskę w 1939 roku.

Prezentująca dzieje Niemców w Polsce na przestrzeni tysiąclecia książka historyka literatury prof. Marka Zybury jest reklamowana jako obalająca mity i stereotypy we wzajemnej historii. Jednak jak zwracają uwagę jej recenzenci i historycy, nie ma ona charakteru obiektywnego i zawiera wiele przekłamań. Autor wydanej kilka lat temu przez Wydawnictwo Dolnośląskie pozycji podaje informację o 5,8 tys. internowanych Niemcach, którzy rzekomo mieli zginąć w Berezie Kartuskiej. - To jest kłamstwo - mówi dr Bogdan Musiał, niemiecki historyk. Owszem, polskie władze dokonały internowania pewnej grupy Niemców w obawie przed podejmowaniem przez nich działalności antypolskiej, ale zdecydowanie nie można mówić o jakiejś eksterminacji internowanych. Profesor Jerzy Robert Nowak podkreśla, że kłamstwo o wymordowaniu ponad 5 tys. Niemców jest wzięte rodem z hitlerowskiej propagandy. Dodaje, że nie spotkał się z takimi stwierdzeniami w niemieckich publikacjach wydanych po II wojnie światowej.
Historycy IPN dr Tomasz Chinciński i Paweł Kosiński wskazują, że w celu wprowadzenia przeciwwagi dla okrucieństw popełnianych przez Niemców podczas ataku na Polskę już w listopadzie 1939 r. pojawił się pierwszy zbiór dokumentów, w którym mówiono o ok. 5,4 tys. przedstawicielach mniejszości niemieckiej, którzy mieli być zamordowani w Polsce. Już kilka miesięcy później w kolejnym wydaniu tego zbioru liczbę tę powiększono aż do 58 tys. osób. Doktor Musiał wyjaśnia, że we wrześniu 1939 r. zginęło kilkuset Niemców, ale byli to przede wszystkim różnej maści sabotażyści, którzy po wybuchu wojny, a nawet tuż przed nim organizowali akcje terrorystyczne, a potem pomagali armii niemieckiej, np. wskazując lotnictwu cele. Wielu z nich zastrzelili żołnierze, niektórzy zginęli z rąk ludności cywilnej. Podkreśla również, że Niemcy, sporządzając te wykazy, włączali do nich osoby, które zaginęły, a które później się odnalazły, a także polskich żołnierzy o niemieckich korzeniach, którzy zginęli podczas walk na froncie.

W innym miejscu Zybura stwierdza, że Prymas August Hlond stosował metodę faktów dokonanych, mianując w 1945 r. polskich administratorów apostolskich na Ziemiach Odzyskanych. - Prymas miał specjalne pełnomocnictwa, jeśli chodzi o Ziemie Odzyskane, i z nich korzystał, i Stolica Apostolska to akceptowała, nie było żadnych problemów. To było właśnie jedno z osiągnięć Prymasa Hlonda - wskazuje historyk prof. Grzegorz Kucharczyk (UAM). - Gdyby to się odbywało bez porozumienia ze Stolicą Apostolską, to byłby to akt schizmy - dodaje. - Byłaby natychmiastowa reakcja Rzymu, a zwłaszcza za pontyfikatu Piusa XII, który był bardzo legalistyczny pod tym względem.
Na inne przekłamania wskazuje prof. Jerzy Robert Nowak, stwierdzając, że autor książki pisze, iż po Powstaniu Listopadowym w Księstwie Poznańskim Polakom żyło się "nieźle". Tymczasem wówczas zaczęła się silna akcja germanizacyjna autorstwa Eduarda Flotwella, który ostro rozprawił się z uczestnikami powstania, uwięził Prymasa i nakazał likwidację wszystkich klasztorów katolickich. Nowak podkreśla, że nie brakuje też "wybielania" relacji polsko-niemieckich za czasów saskich czy piastowskich. Dodaje, że nieprawdziwe jest stwierdzenie autora o tym, iż niemiecki nacjonalizm w okresie międzywojennym był reakcją na polski nacjonalizm.
Inni recenzenci książki wskazują, że autor w sposób bałamutny przedstawia problem volkslisty, a z niektórych jego wywodów wynika, iż Śląsk Opolski zamieszkiwali do 1945 r. nie germanizowani intensywnie Polacy, a Niemcy, których potem zmuszano do przyznania się do polskości. Zybura powtarza także niemieckie stwierdzenia o tym, że Mikołaj Kopernik nie był Polakiem, lecz Niemcem.
Oceniając prace dotyczące historii polsko-niemieckiej, prof. Kucharczyk stwierdza, że obecnie panuje tendencja unikania tzw. trudnych spraw. - Jeżeli ktoś je porusza, to na zasadzie odbrązawiania różnych wątków wzajemnej historii - mówi. - Pojawiają się monografie np. o niemieckim planie wschodnim, nie stanowi to szerszego trendu - ubolewa. Podkreśla, że nie są np. kontynuowane badania na temat wypędzeń ludności polskiej z Wielkopolski. Swoich zadań nie realizuje choćby Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie, który miał badać wzajemne relacje, a tymczasem są badane stosunki niemiecko-żydowskie.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2009-01-16

Autor: wa