Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Terlikowski: Obsesje Katarzyny Wiśniewskiej

Treść

„Gazeta Wyborcza” i jej niezawodna dziennikarka Katarzyna Wiśniewska działają jak automat. Jeśli tylko pojawię się w jakimś programie telewizyjnym – to można być pewnym, że najpóźniej dzień potem niezawodnie w „GW” znajdzie się nie tylko omówienie, ale i polemika ze mną. I nie inaczej było tym razem.
Katarzyna Wiśniewska (a wcześniej jej koledzy) odnotowali, że pojawiłem się u Tomasza Lisa. I natychmiast nie tylko opisali moje skandaliczne poglądy (skandaliczne, bo niezgodne z nieomylnym magisterium z Czerskiej), ale i postanowili z nimi polemizować. A zrobili to w swoim stylu, bez argumentów, ale za to z solidną dawką złośliwości.
Zaczyna się z grubej rury. Otóż okazuje się, że jestem „rzecznikiem-ochotnikiem” mediów ojca Tadeusza Rydzyka. Dlaczego? Otóż dlatego, że ośmieliłem się uznać, że nie Radio Maryja jest największym zagrożeniem dla polskiego katolicyzmu i pozwoliłem sobie polemizować z księżmi (a jak wiadomo, dla dziennikarzy „Gazety Wyborczej” to oni są najwyższym autorytetem, o ile oczywiście mówią to samo, co nadawca z Czerskiej).
Ale to jeszcze nie była największa zbrodnia. O wiele gorsze było to, że pozwoliłem sobie przypomnieć, że ani „Nasz Dziennik”, ani Radio Maryja nie mają krwi na rękach, i że jeśli jakichś mediów powinno się wystrzegać, to właśnie takich, które ją mają. A takim medium jest „Gazeta Wyborcza”. To jej dziennikarze kłamstwem (tak, tak pani Wiśniewska, warto o tym pamiętać, jak państwo przez kilka dni wymyślali opowieści o gwałcie, o chęci zabicia dziecka przez dziewczynkę i wiele innych) i nieustannymi naciskami na polityków doprowadzili do tego, że niewinne dziecko zginęło. Pytanie zatem, czy rzeczywiście tego typu miejsce jest właściwym do dyskutowania o problemach Kościoła?
Zabawnie brzmi też sugerowanie przez Katarzynę Wiśniewską, że nikt przez „GW” nie stracił wiary. Cóż sama dziennikarka jest dowodem na to, że praca i lektura tego medium pogłębianiu wiary niewątpliwie nie służą, a przykłady ludzi, którzy uwierzyli w brednie na temat Kościoła wypisywane przez dziennikarzy tego medium można mnożyć. Nie ma oczywiście statystyk, ile osób straciło wiarę, u ilu została ona osłabiona. Ale jedno jest pewne – i przyznawali to sami duchowni, tak obficie cytowani przez Katarzynę Wiśniewską – o ile słuchacze Radia Maryja chodzą do spowiedzi i spowiadają się ze złości, o tyle czytelników „Gazety Wyborczej” jakoś tam za często nie widzą. A już na pewno nie słuchają spowiedzi na temat złości na polityków wywoływanej u penitentów przez dziennikarzy tego medium. Już samo to daje do myślenia.
Potem jest już tylko ostrzej. Otóż dowiaduję się, że uwaga, że ja chodzę na msze święte, a nie je odprawiam, co oznacza, że mam okazję słuchać więcej kazań, niż duchowni (co jest dość oczywiste) jest uznane za „przytyk pod adresem tych odprawiających msze” (a i tych, co na msze nie chodzą, bo jak to oznajmił prof. Bartoś „chcą zachować odpowiedni dystans”). A uwaga ta ma służyć do zdyskredytowania mojego doświadczenia, że nie słyszałem od dobrych kilku lat kazania politycznego (czytałem o nich w „Gazecie Wyborczej”). I nie tylko ja. Pytałem się wielu moich przyjaciół i oni też takich kazań nie słyszeli. Ale za to słyszał je ks. Kazimierz Sowa (może sam takie głosił) i ojciec Gużyński.
A na koniec Katarzyna Wiśniewska zostawiła sobie ostatnią szpileczkę. Otóż zaproponowała ona, bym napisał sam list do nuncjusza apostolskiego. „A Terlikowskiemu radzę, żeby napisał własny list do nuncjusza, w którym przedstawi alternatywną listę zagrożeń dla katolicyzmu (np. geje, kondomy i "Gazeta"). Jako głos Kościoła - a Terlikowski lubi powtarzać "ja jestem Kościołem" - na pewno zostanie potraktowany z należytą powagą” – napisała. A ja jej odpowiem krótko. Pani Katarzyno ja nie wierzę w zmienianie Kościoła za pomocą listów do nuncjuszy, ani nawet w zmienianie go za pomocą publikowania takich listów w „Gazecie Wyborczej”. A nie wierzę, bo wiem, że każda realna zmiana przychodziła w Kościele dzięki świętym. I modlę się o to, by takimi świętymi Pan Bóg obdarował nasz Kościół. By nigdy nie zabrakło nam Franciszków, Dominików, Ignacych, Michałów Sopoćko, Faustyn itd. To oni, a nie bicie piany w „Gazecie Wyborczej” czy pisanie listów do nuncjuszy zmieniają Kościół. Tylko czy Pani jeszcze w to wierzy?
Tomasz P. Terlikowski

Autor: jc