Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Ten list manipuluje faktami"

Treść

Rozmowa z Adamem Klockiem, wiolonczelistą, dyrygentem, obecnie dyrektorem naczelnym i artystycznym Filharmonii Kaliskiej, a także pedagogiem Akademii Muzycznej w Krakowie - Zna Pan list? - Tak, dotarł do mnie; zręcznie napisany, rzeczywiście, może zrobić dobre wrażenie. Acz jest to żonglowanie faktami, które same w sobie nie są w żaden sposób sensacyjne. Autor listu podkreśla na przykład, że mam rekomendację od, jak zaznacza, nieżyjącego już, światowej sławy dyrygenta Carlosa Kleibera. Tak, mam, podobnie jak inną od również zmarłego twórcy - Janosa Fursta. Ale mam i od osób żyjących, m.in. od prof. Pendereckiego. Pisze też o konkursie wiolonczelowym ARD Musikwettbewerb w Monachium, że nie brałem w nim udziału. Nie brałem, ale też nigdzie tego nie twierdziłem, natomiast jeszcze jako student dostałem nagrodę w innym mniej znanym konkursie wiolonczelowym w tym mieście. - Obszernym wątkiem listu jest konkurs dyrygencki w Londynie "Jansson Competition" - też nieznany... - Tak, co nie znaczy, że - jak utrzymuje autor listu - go nie było. Informację, że w wyniku tego konkursu z roku 2006 zostałem pierwszym dyrygentem gościnnym Arizona Symphony Orchestra podało dużo agencji międzynarodowych. Naprawdę nie byłbym w stanie ich zmanipulować... A że informacja o nim była na polskim serwerze? Tak, sam w tym pośredniczyłem kontaktując organizatorów z tą firmą, bo tworzenie stron internetowych w Polsce jest tańsze. - Jeśli wpisać w internetową wyszukiwarkę nazwę tego konkursu, to pojawia się ona tylko na stronach utworzonych w Polsce, które obecnie się nie otwierają... Jak Pan to wytłumaczy? - Nie mam pojęcia, ja tego nie śledzę. To nie był jakiś duży konkurs, miał natomiast tę zaletę, że dawał możliwość dyrygowania orkiestrą w Arizonie. To było dla mnie istotne. - A czemu ta strona została założona dopiero po tym konkursie? - Nie wiem, jak było wcześniej, dopiero uczestnicząc w konkursie poznałem organizatorów, którzy później skontaktowali się z polską firmą, która tę stronę stworzyła. - Autor listu twierdzi, że na stronie internetowej konkursu nie było żadnych nazwisk jurorów ani adresów, telefonów, a rzekomy zwycięzca jedynej wcześniejszej edycji konkursu Janssona, Koreańczyk Ki-Sun Lung to postać prawdopodobnie fikcyjna... - Sądzę, że jeżeli ktoś chciałby taką stronę sfałszować, to pewnie zrobiłby wszystko, aby wyglądała ona jak najwiarygodniej i zapewne umieściłby ją np. w Anglii, aby uniknąć podejrzeń. - A co Pan powie o statusie Arizona Symphony Orchestra - zdaniem autora listu to zespół nieprofesjonalny... - 90 proc. orkiestr amerykańskich to nie są zespoły etatowe, tylko związane z konkretnym projektem, co wcale nie oznacza, że jest to orkiestra studencka czy o niskim poziomie. A poza tym moja działalność tam ma się dopiero zacząć. O ile będę w stanie pogodzić to z obowiązkami w filharmonii w Krakowie... - Wierzy Pan, że ten list Panu nie zaszkodzi? - Jest mi przykro, że tak się stało, ktoś ewidentnie próbuje mi zaszkodzić. Wcześniej miałem kilka anonimowych telefonów z "radą", abym nie kandydował, spuszczono też powietrze z czterech opon w moim samochodzie, prawidłowo zaparkowanym. Wierzę, że to nie moi konkurenci. Cóż, wiele osób ostrzegało mnie, żebym się liczył z perfidnymi atakami... I teraz muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Ten list sprytnie manipuluje faktami, by mnie zdyskredytować. - Może Pan powiedzieć, że ów list zawiera jedynie nieprawdę o Panu? - To jest takie pisanie jak z anegdoty o wyścigu, w którym startowali prezydenci Rosji i USA. Wygrał ten drugi, po czym "Prawda" napisała, że prezydent Rosji zajął drugie zaszczytne miejsce, a prezydent USA był przedostatni. Prawdą jest, że jestem znanym wiolonczelistą i moje międzynarodowe kontakty wynikają z kariery instrumentalisty. Natomiast jako dyrygent mniej osiągnąłem, co zrozumiałe, bo ta kariera rozwija się znacznie dłużej. I też wcale nie starałem się przedstawiać siebie jako dyrygenta znanego w świecie. Mogę natomiast powiedzieć, że jako 32-latek zostałem dyrektorem Filharmonii Kaliskiej, jednym z najmłodszych... Nie wypadłem z kapelusza jakiegoś magika. Powtarzam; nie chcę powiedzieć, że za tym listem stoją moi konkurenci, niemniej rodzi się pytanie, kto ma interes w tym, by moja kandydatura nie została zaakceptowana. Aczkolwiek spotkałem się też z wieloma oznakami sympatii w Krakowie, i to nie tylko od osób znajomych. Odbierałem to z sympatią, tłumacząc sobie, że może i brano pod uwagę to, że jako jedyny z kandydatów mam doświadczenie w prowadzeniu filharmonii, a rekomendacje, jakie wystawił mi prezydent Kalisza, są - przepraszam, że to mówię, znakomite. To wręcz pean na mą cześć. - Co Pan zrobi obecnie? - Jeśli wicemarszałek Leszek Zegzda uzna, że mam odpowiedzieć na list, to tak zrobię. W rozmowie telefonicznej ze mną powiedział, że wychodzi z założenia, że anonimy należy wyrzucać do kosza. *** O wypowiedź poprosiliśmy też wicemarszałka województwa małopolskiego Leszka Zegzdę. Ten zaczął od tego, że generalnie anonimy powinno się wyrzucać do kosza. - Ponieważ jednak - dodał - stał się ten list informacją publiczną, to w imię dobrze pojętego interesu pana Adama Klocka trzeba na te zarzuty odpowiedzieć. I to pan Adam Klocek musi na nie odpowiedzieć, by chronić swoje dobre imię. Jak powiedział wicemarszałek Zegzda, dla Zarządu Województwa istotne były nie konkretne konkursy, których zresztą sam zainteresowany zbytnio nie akcentował, a fakt, że jest znakomitym dyrektorem filharmonii w Kaliszu. I że ma osiągnięcia artystyczne, których się nie da zakwestionować. List nazwał "manipulacjami Galla anonima", dodając: - Ja nie zamierzam prowadzić śledztwa. A na uwagę, że i tak minister kultury musi zezwolić na powołanie dyrektora filharmonii wyłonionego nie w drodze konkursu, dodał: - Działanie owego dobrze poinformowanego "Melomana z Krakowa" miało tak naprawdę ten cel, osłabić możliwość pozytywnej decyzji ministra, ale mam nadzieję, że mu się to nie udało. WACŁAW KRUPIŃSKI "Dziennik Polski" 2007-08-02

Autor: wa