Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szybki koniec Australian Open dla Uli

Treść

Urszula Radwańska nie zdołała zbyt długo nacieszyć się z awansu do głównej drabinki Australian Open - już w pierwszej rundzie przegrała z Zariną Dijas, ale mimo to sezon zaczęła z uśmiechem.

Młodsza z sióstr Radwańskich sezon 2014 spisała w większości na straty, ze względu na trudności w odzyskaniu formy po operacji barku, a także innym dolegliwościom, w tym zapaleniu piszczeli, co kosztowało ją udział we French Open.

Nową kampanię Polka rozpoczęła ze 179. miejsca na liście WTA, jednak rywalizację zaczęła lepiej niż się spodziewano. Jednym z jej pierwszych osiągnięć było przejście trzystopniowych kwalifikacji do Australian Open.

Smak zwycięstwa nie trwał jednak zbyt długo, bowiem w ciągu trzech setów (6:3, 4:6, 2:6) Ula przegrała w pierwszej rundzie z reprezentującą Kazachstan Dijas.

Polka do pojedynku przystąpiła jako 149. rakieta świata, a 21-letnia Dijas jako numer 31. Początkowo, to Radwańska rozdawała karty, dwukrotnie przełamując faworyzowaną przeciwniczkę.

Obie zawodniczki popełniały przy zagraniach dość proste błędy, a osłabienie Radwańskiej pod koniec partii przez chwilę dodało skrzydeł Dijas. Nie było to jednak wystarczające, bo Ula przy serwisie rywalki zapisała inauguracyjnego seta na swoje konto.

Dopingowana na trybunach przez polskich kibiców Radwańska miała także szanse w drugiej odsłonie, w szóstym gemie nadrabiając stracony serwis, ale niestety nie poszła za ciosem. Dijas wykorzystała jej błędy, doprowadzając do wyrównania.

Trzecia odsłona poszła już zupełnie nie po myśli Polki, która stale gubiła się przy własnym podaniu. Dijas nie pozostawało nic innego, jak dokończyć spotkanie i zapewnić sobie awans do drugiej rundy, co potwierdziła czterema przełamaniami.

Poza Ulą, w pierwszej rundzie turnieju odpadło wiele faworyzowanych tenisistek, w tym zeszłoroczna ćwierćfinalistka Ana Ivanović, a także Sabine Lisicki i Swietłana Kuzniecowa.

Nie musi to być dla Polki pocieszeniem, ale warto zwrócić uwagę, że jak na razie początek sezonu jest dla niej bardzo udany.

Tenisistka zrobiła duże wrażenie w trakcie turnieju w Auckland, gdzie dotarła aż do ćwierćfinału (http://www.bet365.com/news/pl/betting/tenis/auckland-zakonczyl-sie-piekny-sen-uli), po drodze rozprawiając się z Franceską Schiavone oraz Danielą Hantuchovą. Poległa dopiero w starciu ze wschodzącą Lauren Davis.

Źródeł pewniejszej gry Polki można upatrywać w osobie trenera Macieja Domki, z którym Ula rozpoczęła współpracę przed rozpoczęciem sezonu. Dotychczas, jej najsłabszym punktem było trzymanie nerwów na wodzy, a jak sama mówi, to właśnie w tym elemencie szczególnie pomógł jej Domka.

"Jestem trochę impulsywna, mam charakterek i wiadomo, że na korcie emocje biorą górę. Maciek potrafi mnie uspokoić, ma inne spojrzenie na tenis, tym mnie ujął.

"Kładzie nacisk na sferę mentalną. Patrzy nie tylko na uderzenia i strategię gry na korcie, ale bacznie przygląda się temu co dzieje się w mojej głowie.

"Maciej ma ogromną wiedzę o tenisie i o psychologii sportu. Wiadomo, że na najwyższym poziomie wyczynu decyduje głowa", powiedziała Urszula po zakończeniu turnieju w Auckland.

Swoje zrobiły także kontuzje, z którymi 24-letnia Radwańska zmagała się już od młodszych lat. Jak dotąd najpoważniejszą była operacja kręgosłupa, po której spekulowano nawet koniec jej kariery.

Była 29. rakieta świata za każdym razem się jednak podnosiła, a także teraz mierzy w powrót do czołowej pięćdziesiątki rankingu WTA. Zauważa jednak, że kluczem do dalszych postępów będzie nieodzownie zdrowie.

"Jeśli nie będzie kontuzji i będę mogła trenować tyle, ile chcę to wyniki same przyjdą. Nie stawiam sobie konkretnych celów, choć wiadomo, że chciałabym wrócić do TOP-50 rankingu WTA. Wierzę, że będzie coraz lepiej", powiedziała w rozmowie dla Gazety Krakowskiej.

Autor tekstu: Dominik Fidor

Autor: Dominik Fidor