Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sztuka w Krakowie

Treść

Wczoraj, dzisiaj i jutro Kiedy mając chwilę czasu przechodzę przez krakowski Rynek, gdy mijając tzw. Kurier (tak dawniej nazywano obecną siedzibę "Dziennika Polskiego" przy Wielopolu) idę Starowiślną, mijam Dajwór, skręcam w Szeroką, Ciemną, idę w stronę kościoła Bożego Ciała - nie tylko wspominam trasy spacerów z lat szkolnych. Kiedy patrzę na placu Mariackim na budynek, w którym przez lata mój tata miał sklep galanteryjny, kiedy wspominam ul. Smoleńsk i szkołę podstawową nr 4, a także V Liceum przy Studenckiej - patrzę jak w minionych kilkunastu latach szare i zaniedbane, a przecież cudowne miejsca w Krakowie zmieniły się. Lato na krakowskim Rynku, kawiarnie, turyści - to Kraków, który kiedyś był, a teraz stał się ponownie niezwykłym, pięknym, europejskim miastem. Kiedyś śpiewano piosenkę o Krakowie, który był "pod Nową Hutą", bo takie miejsce dla dawnej stolicy wyznaczyły naszemu miastu władze powojennego PRL-u. Piszę o tym dlatego, by wskazać jak trudnym i skomplikowanym zadaniem jest pisanie, omawianie, wreszcie ocenianie zjawisk i wydarzeń w sztuce i kulturze. Mijający czas, ten sam, który przynosi starość i zaniedbanie - może być okresem troski, opieki i miłości do tego, co stare i świadczyć o naszych korzeniach. Ten sam czas może wyeliminować to, co powstało w sztuce jako zjawisko podobne modzie i przemijającym upodobaniom. Ale też i ten sam czas potwierdza ważność i nieprzemijalność wielu zjawisk, dzieł, tego co namalowano, napisano, wyrzeźbiono. Kiedyś przeczytałem protest mieszkańców Podgórza, którzy uważali, że nowy hotel Qubus zniszczy krajobraz starego Podgórza od strony Wisły. Niedawno podobny protest dotyczył podziemnego garażu na Rynku Podgórskim. Nie chcę wchodzić w dyskusję z autorami tych protestów. Pamiętajmy jednak, że rzecz nie w niszczeniu tego co stare. Raczej w bogaceniu tego, co dawne, tym, co nowe, w stwarzaniu z "materii" miasta - żywego, rozwijającego się organizmu. Dosłownie kilkaset metrów od placu, na którym w Strasburgu oglądamy gotycką katedrę, jedną z najpiękniejszych, jakie wzniesiono w średniowiecznej Europie, znajduje się ogromny podziemny parking, który umożliwia tysiącom turystów zwiedzanie centrum miasta. W życiu, ale i w architekturze i sztuce każdy czas przynosi swoje znaki, pozostawia po sobie szczególnego rodzaju ślady. Tak powstają miasta, tak właśnie w starych kościołach patrzymy na ewolucję wnętrza świadczącą o upływie zmieniających się epok. W Bazylice Mariackiej obok Ołtarza Wita Stwosza, na ścianach widzimy polichromie Matejki, nieopodal renesansowe cyborium, a w mroczny wieczór znakomite oświetlenie pozwala nam zobaczyć całość majestatycznego wnętrza. Upłynął kolejny rok, kolejny rok w Krakowie, w którym odbywają się setki wystaw, dużych i małych, wielkich, międzynarodowych imprez, ale i niedużych pokazów indywidualnych. Nie ma możliwości, by chociaż pobieżnie omówić niektóre, by je opisać, a tym bardziej ocenić. Właśnie dlatego moją refleksję zacząłem od wspomnień i porównań, by zwrócić uwagę nie tyle na poszczególne czy niektóre wystawy, lecz by wskazać na ważność sztuki w naszym szybko mijającym życiu. Jeżeli nam, żyjącym w Krakowie, tego miasta nie pokażą rodzice, nie zdążą tego zrobić nauczyciele. Będziemy studentami czy młodymi pracownikami różnych instytucji i nie będziemy wiedzieć nic o mieście, które jest jednym z najpiękniejszych na świecie. Popędzimy na zagraniczne wakacje, zobaczymy w biegu Wenecję czy Paryż i zachwyceni wrócimy do rodzinnego Krakowa, którego nie pokaże nam nawet przewodnik. Kolejne reformy edukacji eliminują przedmioty takie jak wychowanie plastyczne czy muzyczne, nie ma czasu na zwiedzanie muzeów, literaturę poznajemy tak, by uporać się z wypełnianiem egzaminacyjnych testów. A gdzie przeżycie? Gdzie spokojny spacer, kiedy szansa zobaczenia Wawelu, Domu Matejki, witraży Wyspiańskiego... W 2006 roku mieliśmy szansę zobaczenia w Krakowie wielu wystaw, na pewno kilku pozwalających na tę głębszą refleksję, rozmowę czy dyskusję. W Międzynarodowym Centrum Kultury przy Rynku wystawa grafik Rembrandta pozwalająca duchem połączyć się z ekspozycjami w Amsterdamie w czterechsetlecie urodzin malarza. Jedna z tych wystaw, które wymuszały wewnętrzną ciszę, pozwalały zobaczyć światło, mrok i szarość, jakość patrzenia na ludzką twarz, na przedmioty, krajobraz. Jedna z tych wystaw, która pozwala zbliżyć się do sztuki niezależnie od czasu, geograficznej odległości. Ale też to wystawa mająca swoisty sens edukacyjny. Wystawa dla tych, którzy wiedzieli po co przyszli do wystawowych sal, ale i wystawa, która ujawniała geniusz artysty, ujawniała sens takiego właśnie patrzenia na świat i przeżywania tajemnic człowieka. Jedną z wystaw towarzyszących Międzynarodowemu Triennale Grafiki była wielka, monograficzna wystawa Jerzego Panka. I tu znowu świetnie wydana (wreszcie!) monografia, ale i ekspozycja ukazująca drogę artysty. Drogę poprzez czasy, poprzez odkrywanie dla siebie czegoś, co będzie ważne aż do śmierci (podróż do Chin), ale i ewolucja formy, związek czarno-białego świata drzeworytu z malarstwem, z pastelami, ukazany warsztat, kolejny fazy dojrzewania dzieła jednego z najwybitniejszych polskich artystów, ale i jednego z wielkich twórców sztuki współczesnej. Zobaczenie wystaw Triennale pozwoliło zadumać się nad ewolucją współczesnej grafiki, pozwoliło zobaczyć ile w niej miejsca na modę i wydziwianie, ale też umożliwiło zobaczenie wielu prac wskazujących na trwanie w grafice współczesnej, na istnienie i pogłębianie problemów, myślenia i emocji ważnych od zawsze. W Galerii ZPAP Pryzmat pokazano wystawę malarstwa Izaaka Celnikiera, laureata nagrody im. Wojtkiewicza. I znowu wystawa mająca charakter znaku czasu. Już sama biografia artysty pozwala zadumać się nad losem nie tylko przecież jego pokolenia. Od dziesięcioleci w jego obrazach i szkicach, w portretach, erotykach i przejmujących płótnach, będących pamiętnikami męczeństwa Żydów - odczytujemy malarską pasję, żywość materii obrazu, deformację i żarliwość rysunku. To, co tak łatwo zamieniamy na polityczne utarczki na obrazach Celnikiera, pozostaje niemal biblijnym dramatem czasów i ludzi. I ta wystawa i przygotowany z okazji nagrody katalog mają znaczenie dokumentu, ale i (co z uporem powtarzam) ukazują dydaktyczny sens ekspozycji. Wystawa Olgi Boznańskiej w galerii Turleja, wielka ekspozycja Pankiewicza w Muzeum Narodowym - to znowu wystawy, których wciąż jest mało, ukazujące twórczość, która powstała przed wielu laty, która jednak właśnie teraz pozwala wrócić do rozmów o sensie sztuki, o wyjątkowości dziejów sztuki polskiej, która zaplątana w dzieje i tragedie narodu i państwa - oddalała się nieraz od tego, co ważne było w pracowniach malarzy we Francji czy w innych krajach Europy. W ten rytm wspomnień i naturalnych porównań wpisują się wystawy malarstwa Fryderyka Pautscha organizowane w krakowskim Muzeum Archidiecezjalnym. Z jednej strony to przypomnienie malarza, profesora i rektora krakowskiej ASP, z drugiej ukazanie rodzaju malarstwa i ekspresji, która w sposób żywy oddziaływała na swój czas, na ewolucje w polskiej sztuce, na motywy, które wyznaczały upodobania młodych malarzy. Patrząc na płótna Pautscha warto przypomnieć, że jego uczniami byli m.in. Wacław Taranczewski i Tadeusz Brzozowski. Krakowskie życie sztuki to nie tylko wielkie wystawy. To życie bardzo wielu galerii. Tych mających już pozycję i prestiż, ale i tych wypełniających ważny przecież obszar zainteresowania sztuką, rzemiosłem, stwarzających niemal od początku nawyk i pragnienie posiadania obrazu, grafiki, ceramiki u siebie w domu. Kiedyś kpiono z malarzy i malarstwa, które powstawało jak to określano "nad wersalkę". Oznaczało to, że dobrym dziełem jest to pokazywane w galerii. To "do domu", "nad wersalkę" oznaczało schlebianie gustom. A przecież obrazy powstają dla ludzi. Są formą rozmowy, są dzieleniem się wzruszeniem, zachwytem. Raz wygląda to gorzej, innym razem jest wspaniałe. Oglądajmy więc wystawy, chodźmy do muzeów, do Pałacu Sztuki, do Bunkra Sztuki, który niestety stał się miejscem hermetycznych ekspozycji, a kiedyś pokazywano tam obrazy czy rzeźby. Zaglądajmy do galerii krakowskiej ASP przy placu Matejki, gdzie na drugim piętrze można zobaczyć wiele ciekawych obrazów. Warto odwiedzać Muzeum Narodowe, jego oddziały i ekspozycje. Warto i trzeba odszukiwać w dziełach sztuki treści i wzruszenia, bez których żyć można, ale życie staje się wtedy czasem bez wewnętrznej jakości. Przed nami rok 2007. Przed nami kolejne szanse na szukanie siebie, ale i szukanie czegoś dla siebie w obrazach, grafikach i rzeźbach. STANISŁAW RODZIŃSKI, "Dziennik Polski" 2007-01-02

Autor: ea