Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szkoły na poziomie

Treść

Rodzice małopolskich uczniów coraz częściej mówią "nie" gminnym szkołom i przenoszą dzieci do prowadzonych przez stowarzyszenia, fundacje lub osoby fizyczne. - Ich poziom jest równie wysoki, jak szkół prywatnych, a za naukę nie trzeba płacić - tłumaczą. Magda, córka Moniki Lagi z Olkusza, w zeszłym roku poszła do pierwszej klasy. Rodzice zapisali ją do jednej z olkuskich podstawówek. - Wytrzymała półtora miesiąca - wspomina pani Monika. - Kilka razy została pobita przez uczniów, a wychowawczyni klasy kompletnie nie radziła sobie z grupą ponad 30 małych łobuziaków. Co więcej, podkreśla Monika Laga, córka nie robiła żadnych postępów w nauce. - Praca w klasie Magdy polegała na nadrabianiu zaległości innych uczniów, którzy nawet nie znali kolorów - mówi. Rodzice pierwszoklasistki zaczęli rozglądać się za inną szkołą. Pocztą pantoflową dowiedzieli się o istnieniu Szkoły Podstawowej w Witeradowie prowadzonej przez Zofię Tracz. Dziś nie wyobrażają sobie lepszej szkoły dla dziecka. - Nauczyciele są bardzo zaangażowani w pracę. Nie przychodzą na kilka godzin, aby odrobić pańszczyznę, ale zostają w szkole do piętnastej i organizują dla dzieci zajęcia. Klasy są nieliczne, dzięki czemu można każdemu uczniowi poświęcić więcej czasu - mówi Monika Laga. - Magda w końcu z radością chodzi do szkoły. Jedyny minus to odległość. Dziewczynka musi dojeżdżać na lekcje ponad 5 km. - Jednak szkoła organizuje wszystkim uczniom dowóz na własny koszt. Córka jest odbierana rano niemal spod samego domu, a wraca o piętnastej. Wolny czas spędza w świetlicy, ma też mnóstwo zajęć dodatkowych. Uczęszcza na kółko plastyczne, muzyczne, teatralne, informatyczne i czytelnicze. Szkoła często organizuje również wycieczki edukacyjne. Za nic nie musimy płacić - cieszy się pani Monika. Szkoła Podstawowa w Witeradowie to jedna z 398 małopolskich szkół publicznych prowadzonych przez stowarzyszenia, fundacje lub osoby fizyczne. Większość z nich powstała w momencie, kiedy gmina, z powodu braku wystarczającej liczy uczniów, postanowiła zlikwidować istniejącą placówkę i przenieść dzieci do innej, nierzadko oddalonej o kilkanaście kilometrów. Groźba likwidacji w wielu przypadkach zmobilizowała mieszkańców do założenia stowarzyszenia lub fundacji i przejęcia od gminy prowadzenia szkoły. Czasem, tak jak w przypadku witeradowskiej podstawówki, ten trud bierze na siebie jedna osoba. Szkoły takie nadal otrzymują dotację z budżetu gminy, a dzieci nie płacą czesnego. Mimo to placówki nie mają problemów finansowych, a niektórym udaje się nawet zaoszczędzić trochę pieniędzy. Pedagogów zatrudnionych w takich szkołach nie chronią bowiem przepisy Karty nauczyciela (a jedynie kodeks pracy), można więc żądać od nich więcej pracy za znacznie mniejszą płacę. Nie ma też mowy o trzech miesiącach płatnego urlopu, dodatkach motywacyjnych, mieszkaniowych, wiejskich, za wychowawstwo i wysługę lat, rocznych urlopach dla poratowania zdrowia - przysługujących wszystkim innym nauczycielom. Szkoły te nie zatrudniają zwykle nikogo poza kilkoma nauczycielami, a dyrektorzy nie mają zastępców i sekretarek. - Pracuję teraz znacznie więcej niż kiedyś - przyznaje Ewa Saładyga, nauczycielka nauczania zintegrowanego ze Szkoły Podstawowej w Ilkowicach (gmina Żabno). Podstawówka od dwóch lat prowadzona jest przez Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Ilkowice. - Dawniej od razu po lekcjach szłam do domu. Teraz spędzam przy tablicy 22 godziny tygodniowo. Przez kolejnych 10 godzin w tygodniu organizuję dzieciom czas wolny. Prowadzę zajęcia dodatkowe, wyjeżdżam z uczniami na wycieczki i basen. - Dzięki temu, że nauczyciele zostają w szkole, udało nam się wzbogacić ofertę edukacyjną. Są dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, kółka zainteresowań. Szkoła tętni życiem - podkreśla Kazimierz Piotrowski, dyrektor ilkowickiej podstawówki. - To przyciąga do nas coraz więcej uczniów także spoza Ilkowic. W przyszłym roku szkolnym będziemy mieć już ponad 80 dzieci. Wśród nich będzie również syn Mirosława Wąsika z oddalonego o kilka kilometrów od Ilkowic Łęgu Tarnowskiego. - Pracuję w Tarnowie, więc zastanawialiśmy się nad zapisaniem syna do jednej z tamtejszych szkół - mówi pan Mirosław. - Szybko jednak zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Dlaczego? - Główny powód to zbyt liczne klasy, w każdej uczyło się ponad 30 dzieci. W Ilkowicach klasy liczą po 12 uczniów. Podstawówka ciągle organizuje różne imprezy i wycieczki, jest dobrze działająca świetlica, a dziecko może zjeść w szkole smaczny obiad. Uczniowie są dowożeni na koszt szkoły - podkreśla Mirosław Wąsik. Na ilkowicką podstawówkę zdecydowała się również Grażyna Kotul, podobnie jak Mirosław Wąsik mieszkanka Łęgu Tarnowskiego. - Początkowo zastanawiałam się nad zapisaniem syna do szkoły prywatnej w Tarnowie. Okazało się, że nie ma takiej potrzeby, gdyż w Ilkowicach dostaje to samo za darmo - mówi pani Grażyna. Co więcej, jak sprawdziliśmy, uczniowie tych szkół osiągają świetne wyniki na egzaminach zewnętrznych. Bywa, że są najlepsi w gminie. Przykład? Szkoła Podstawowa w Czułówku prowadzona przez Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Wsi im. Jana III Sobieskiego. To jedyna tego typu placówka w gminie Czernichów i jedyna szkoła, której uczniowie w ubiegłym roku napisali sprawdzian szóstoklasistów na najwyższym poziomie, zdobywając od 31 do 39 punktów na 40 możliwych. Pozostałe szkoły podstawowe prowadzone przez gminę, a jest ich siedem, pozostają daleko w tyle. - Małe klasy i świetna kadra - tak Szymon Łytek, wójt Czernichowa tłumaczy sukces szkoły w Czułówku. - Stowarzyszenie może pozwolić sobie na elastyczne zatrudnianie najlepszych pedagogów z innych szkół, którzy w ten sposób sobie dorabiają. Równie dobrze radzi sobie SP w Witeradowie. Jej uczniowie również są na pierwszym miejscu w gminie. Spośród 17 szkół tylko jedna olkuska podstawówka dorównuje jej poziomem. Znaczne postępy zrobili też uczniowie ilkowickiej podstawówki, odkąd przeszła ona pod zarząd stowarzyszenia. Z ubiegłorocznego poziomu "poniżej średniej" w tym roku skoczyli na "bardzo wysoki", zdobywając średnio 29 punktów. Tak dobre wyniki osiągali w tym roku uczniowie ze szkół położonych w dużych miastach, powyżej 100 tys. mieszkańców. ANNA KOLET-ICIEK Nie wszystkim się udaje - Szkoły prowadzone przez stowarzyszenia, fundacje lub osoby fizyczne to przyszłość polskiej edukacji - twierdzi Patryk Wild, były wójt dolnośląskiej gminy Stoszowice, który podczas urzędowania walczył o przekazanie wszystkich gminnych szkół specjalnie w tym celu powołanej fundacji "Nowoczesna Oświata". Wójt Wild przegrał jednak z biurokracją. Chcąc przekazać szkołę publiczną w ręce innego organu prowadzącego, gmina musi ją najpierw formalnie zlikwidować. Nie można tego jednak zrobić bez zgody kuratora oświaty. W przypadku Stoszowic na likwidację szkół nie zgodził się jednak ani kurator oświaty, ani minister edukacji, do którego odwołała się gmina. Z pięciu prowadzonych przez nią szkół udało się przekształcić tylko jedną. (ANKO) "Dziennik Polski" 2007-06-28

Autor: wa

Tagi: szkola