Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Święta w kontenerze

Treść

Wielu powodzian nadchodzące święta spędzi niestety w kontenerach i innych lokalach zastępczych. W niektórych przypadkach wyremontowanie domów, lokali mieszkalnych uniemożliwił brak czasu i pieniędzy. Nie dość, że dotknęła ich powódź, to na domiar złego firmy ubezpieczeniowe zaniżają im wysokość należnych odszkodowań za utracone mienie.
Powodzianie skarżą się m.in., że czas oczekiwania na przyznanie odszkodowania jest niejednokrotnie zbyt długi. Narzekają też na zaniżone wypłaty odszkodowań, których wysokość pozostaje w dużej dysproporcji do kwoty wskazanej w chwili zawierania umowy o ubezpieczeniu.
Powódź dotknęła Bogatynię i okoliczne miejscowości - Porajów i Sieniawkę, w sierpniu, ale problemy związane z odszkodowaniami i odbudową ze zniszczeń ciągną się do dzisiaj i pewnie jeszcze długo będą spędzać sen z powiek poszkodowanym mieszkańcom. Skala zniszczeń wprawdzie była ogromna, ale nie zwalnia to nikogo, a zwłaszcza firm ubezpieczeniowych, od odpowiedzialności i wypłaty powodzianom rekompensat należnych za utracone mienie. Przykładem, jak postępują firmy ubezpieczeniowe, próbując uniknąć wypłaty pełnego odszkodowania, jest przypadek Juliana Nowaka, prezesa Gminnego Zarządu Mienia Komunalnego w Bogatyni, który podobnie jak wielu innych ucierpiał w wyniku powodzi. - Ekspertyza Powiatowego Nadzoru Budowlanego zabrzmiała niczym wyrok: zakaz wstępu, budynek o powierzchni 160 m kw. nadaje się do natychmiastowej rozbiórki - mówi Julian Nowak. Obiekt był ubezpieczony z firmie TUiR Allianz Polska SA. - Miałem polisę do wartości odtworzeniowej, co oznacza, że w przypadku całkowitej likwidacji budynku przysługuje mi do wypłaty maksymalna kwota ubezpieczenia, a więc 314 tys. zł - dodaje właściciel polisy. Wydawałoby się, że nie powinno być żadnego problemu z wypłatą odszkodowania. Jakież zatem było rozczarowanie Juliana Nowaka, kiedy przyszedł przelew, ale nie na 314 tys., a jedynie na niewiele ponad 87 tys. złotych. Okazało się bowiem, że ubezpieczyciel wyliczył stopień zużycia obiektu na 72 proc., co zdaniem właściciela obiektu, zrobił bezprawnie. - Na własny koszt przygotowałem operat - średnioważony stopień zużycia technicznego. Wskazuje on faktyczne zużycie budynku na poziomie 25 proc., co podważa decyzję ubezpieczyciela, który w rzeczywistości nie powinien nawet obliczać stopnia zużycia, skoro obiekt był ubezpieczony do wartości nowej - dziwi się Nowak. Wyrażając dezaprobatę dla decyzji ubezpieczyciela, właściciel obiektu skierował dwa odwołania, próbując sprawę załatwić polubownie. Jednak jak twierdzi, wszystko wskazuje na to, że nie obędzie się bez drogi sądowej oraz zgłoszenia skargi do Komisji Nadzoru Finansowego. Nie będzie to zresztą pierwsza skarga na firmę ubezpieczeniową, jaka trafi do tej instytucji, bo jak powiedziała nam Katarzyna Mazurkiewicz z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego, do urzędu wpłynęło już ok. 200 skarg dotyczących odszkodowań powodziowych. - KNF przyjmuje sygnały o nieprawidłowościach w działalności nadzorowanych podmiotów. Po otrzymaniu skargi KNF zwraca się do podmiotu o wnikliwe zbadanie sprawy i ustosunkowanie się do wszystkich podniesionych zarzutów, a także przekazanie szczegółowych wyjaśnień osobie skarżącej - tłumaczy Katarzyna Mazurkiewicz. Otrzymane informacje są dodatkowo wykorzystywane przez KNF do analizy praktyk rynkowych i podejmowania działań mających na celu eliminowanie ewentualnych praktyk naruszających przepisy prawa i interesy klientów. - KNF może m.in. wydać decyzję o zaniechaniu danej praktyki, przekazać zalecenia podmiotowi, może również nałożyć karę administracyjną - wyjaśnia Mazurkiewicz. Czy i na ile są to działania skuteczne? - Praktycznie wszystkie podmioty nadzorowane bezzwłocznie stosują zalecenia i decyzje wydane przez KNF - dodaje.
To dobry sygnał dla wielu ludzi, którzy na krzywdzące decyzje ubezpieczycieli bezradnie rozkładają ręce, z góry zakładając porażkę. Twierdzą bowiem, że nie da się walczyć z dużą firmą ubezpieczeniową uzbrojoną w prawników, za którą stoją poważne pieniądze. - Czuję się oszukany i nie mam zamiaru ustępować. Takie postępowanie firm ubezpieczeniowych, które chcą zarobić na ludzkim nieszczęściu, jest po prostu niemoralne i powinno być piętnowane - uważa właściciel zniszczonego przez powódź obiektu. W Bogatyni i gminie poszkodowanych w wyniku powodzi zostało kilka tysięcy mieszkańców. Wielu z nich wciąż oczekuje na wypłatę ubezpieczeń i nie interesują ich zyski czy straty ubezpieczycieli, ale należne im kwoty z ubezpieczenia. Część skupiona jest w blisko 300 wspólnotach mieszkaniowych zarządzanych przez Gminny Zarząd Mienia Komunalnego w Bogatyni, co najmniej połowa została zalana. Spółka walczy dziś z firmami ubezpieczeniowymi o uzyskanie odszkodowań. Są przypadki całkowitego zniszczenia budynków, ale także częściowych uszkodzeń, gdzie kwoty ubezpieczeń były również zaniżane. - Mamy np. przypadek budynku, gdzie fundamenty zostały podmyte, a ubezpieczyciel wypłacił tylko 10 tys. zł odszkodowania, podczas gdy potrzeba co najmniej 100 tysięcy. W tych przypadkach także będziemy się odwoływać. Niewykluczone, że skorzystamy z możliwości złożenia pozwu zbiorowego - zapowiada prezes Nowak. Wielu mieszkańców Bogatyni, którzy stracili dorobek życia, wciąż mieszka w obiektach i lokalach zastępczych przygotowanych przez gminę. Tam też przyjdzie im spędzić nadchodzące święta i przywitać Nowy Rok. Marzą jednak, by jak najprędzej skończyć remonty i zacząć normalnie żyć. - Tak naprawdę jesteśmy na początku drogi egzekwowania należności od Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeń, które ubezpieczało nasze budynki. Na chwilę obecną firma wypłaciła tzw. kwoty bezsporne, których wysokość jest śmieszna. Mamy np. odbudowę budynku, gdzie ekspertyza wykazała szkody w wysokości 400 tys. zł, a ubezpieczyciel wypłaca nam zaledwie 100 tysięcy. Brakuje nam 300 tys. i pytanie, czy spotkamy się w sądzie, czy dojdziemy do ugody - zastanawia się Patryk Stefaniak, przewodniczący Rady Gminy i Miasta Bogatynia. Powódź dotknęła także inne regiony kraju i wszędzie tam, gdzie wylała woda, jest podobnie: płacz, żal i złość na niesprawiedliwy los i na nie zawsze uczciwych ubezpieczycieli.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-12-16

Autor: jc