Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Superstary" Naród

Treść

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Po upłynięciu terminu, w którym Polacy mogli złożyć deklarację, czy chcą zostać w OFE, czy też przenieść całą swoją składkę do ZUS, organa państwa nagle się ożywiły. I tak zastępca prokuratora generalnego Robert Hernand napisał w opinii dla Trybunału Konstytucyjnego badającego skargę prezydenta w sprawie OFE, że dwa zapisy zmian w OFE są niezgodne z Konstytucją, a prezes NIK opublikował raport, w którym znalazło się stwierdzenie: „ZUS przewiduje dalszy wzrost deficytu FUS. Pogłębiający się deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wskazuje, że w dłuższej perspektywie może nie wystarczyć środków na wypłatę świadczeń emerytalnych”.

Wszystkie te rewelacje zostały jednak ogłoszone dopiero po tym, jak minął termin podjęcia decyzji pozostania w OFE, na co zdecydowało się zaledwie 2 mln przyszłych emerytów. Deklaracje złożyli głównie ludzie zamożni, którzy płacą składkę średnio o połowę wyższą od przeciętnej, oraz osoby w wieku 30-40 lat.

Skok 25-lecia

Wprawdzie prezydent zaskarżył część przepisów jako niekonstytucyjne, niemniej należy oczekiwać, że decyzja Trybunału na równi z enigmatyczną analizą NIK, wbrew materii sprawy nie będzie dotyczyła kwestii prawnych, ale raczej będzie skierowana na uwzględnienie politycznych realiów. Już obecnie należy traktować przejęcie przez ZUS 153,151 mld zł z aktywów OFE, powodujące wywłaszczenia 16,7 mln obywateli i zamianę oprocentowania obligacji z rynkowych na księgowe, jako „skok 25-lecia”, a wszelkie działania administracji państwowej jako działanie na czas w celu odłożenia kryzysu politycznego.

Budżet państwa znajduje się już obecnie w sytuacji permanentnego kryzysu z powodu tsunami demograficznego, objawiającego się brakiem 4 mln dzieci do prostej zastępowalności pokoleń, milionową i postępującą emigracją młodzieży i przybywaniem licznych roczników emerytów przy jednoczesnym ubytku osób w wieku produkcyjnym. Działając w analogiczny sposób, równie dobrze można byłoby umorzyć 157,5 mld zł obligacji skarbowych znajdujących się w aktywach banków, a zobowiązania finansowe przerzucić do ZUS. Z tym że nie oznaczałoby to żadnych oszczędności, tylko ukrywanie zobowiązań, które i tak należy zwrócić.

Nawet NIK w swoim raporcie przyznaje, że wprawdzie powyższe sztuczki księgowe spowodowały spadek deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych z poziomu 61,2 mld zł w roku 2014 i 64,5 mld w roku 2015 do 50,2 mld w roku obecnym i 49,8 mld w roku przyszłym, to jednak kosztem narastania przyszłych deficytów. Deficyt ten w roku 2060 będzie wynosił aż 206 mld zł przy założeniu 20 proc. członków OFE opłacających składkę, o 17,2 mld więcej niż w przypadku niewprowadzania omawianych zmian.

Piramida finansowa a UE

Analizując dokonane zmiany, NIK nie zauważa, że jednym z głównych beneficjentów zmian okazała się Unia Europejska, która uzyskała zapewnienie możliwości inwestowania przez OFE środków za granicą, aż do poziomu 30 procent. I że zrealizowano to, o co przez lata zabiegała UE, aby prawa emerytalne mogły być w przyszłości redukowane i przestały być twardymi zobowiązaniami, jakimi są w przypadku świadczeń opartych na prawach majątkowych. W przypadku gorszej sytuacji finansów publicznych emerytury będą mogły być dowolnie zmniejszane i przesuwane w czasie.

Komisja Europejska zdaje sobie sprawę, że w przyszłości będzie wymagała ograniczania wypłat emerytur i nakładów na zdrowie jako źródła oszczędności, dlatego silnie naciskała na przerzucenie zobowiązań do piramidy finansowej, jaką staje się ZUS. To na podstawie decyzji Rady Unii Europejskiej pod koniec ubiegłego roku zadecydowano o niezdejmowaniu procedury nadmiernego deficytu z Polski. Wydano nowe zalecenia dotyczące działań w celu skorygowania deficytu, a na dodatek wyznaczono na 15 kwietnia 2014 r. termin podjęcia przez Polskę skutecznych działań.

W efekcie przeprowadzenia przez Polskę nakazanych działań umorzenia obligacji znajdujących się w posiadaniu członków OFE Komisja Europejska w dniu 2 czerwca 2014 r. uznała, że Polska osiągnęła zalecany poziom deficytu i dokonała zalecanych zmian, a procedura nadmiernego deficytu powinna zostać zawieszona i że żadne dalsze kroki nie są już konieczne.

Na skutek zastosowania sztucznej księgowości w 2014 r. państwowy dług publiczny zostanie obniżony o ponad 8 pkt proc., a liczony według standardów unijnych o ponad 9 pkt proc. A to dlatego, że w zadłużeniu publicznym nie ujmuje się przyszłych zobowiązań wobec emerytów.

Skoku na pieniądze emerytów dokonano w ostatniej chwili, gdyż wraz z przyjęciem przez Polskę nowych przepisów dotyczących systemu rachunków narodowych i regionalnych ESA2010, które zastąpią dotychczasowy system ESA95, całość operacji nie mogłaby już być przeprowadzona przy tak jawnej dezinformacji. Gdyż w myśl art. 5 rozporządzenia, zasady ESA2010 stosuje się po raz pierwszy do danych, które należy przekazać już począwszy od 1 września, a najpóźniej od 2015 r., w tablicach uzupełniających do rachunków narodowych państw UE mają być podawane szacunki kwoty zobowiązań emerytalnych.

O dziwo, tej sztuczki księgowej nie zauważyła NIK w obecnym raporcie, nie informując obywateli, o ile w efekcie przyjęcia ustawy wzrośnie skala zobowiązań do ZUS, którego dług już poprzednio przekraczał ponad 2 bln złotych. Wprawdzie NIK podkreśliła, że „procesy demograficzne, przez bezpośredni wpływ na liczbę ubezpieczonych i emerytów, w sposób istotny oddziałują na sytuację finansową Funduszu Ubezpieczeń Społecznych”.

Wprawdzie doraźną korzyść będą czerpały rządy w nadchodzących latach, które dzięki prostemu „zabiegowi” księgowemu zyskały możliwość zwiększania zadłużania się naszego kraju, a z drugiej strony pozornie zyskały możliwość zwiększenia wydatków, dzieje się to jednak kosztem równoległego zadłużania ZUS.

W sytuacji, kiedy za długi ZUS odpowiada państwo, musi to oznaczać wzrost kosztów obsługi zadłużenia, a niestety tego problemu nie starała się nawet dotknąć NIK. A widzą to agencje ratingowe, o czym rozpisuje się czwartkowy „Financial Times”. Agencja Moody’ego, ukazując ryzyko kraju, analizuje procesy wzrostu ryzyka krajów starzejących się, nazywając te z nich, w których osoby w wieku emerytalnym stanowią ponad jedną piątą całości, „superstarymi”.

Wprawdzie raport NIK dostrzega, że w Polsce nastąpią wyjątkowo drastyczne zmiany, gdyż „populacja w wieku produkcyjnym […] będzie maleć, osiągając w 2060 r. poziom o ponad 8,7 mln osób mniejszy niż w 2013 r., a populacja osób w wieku poprodukcyjnym będzie rosnąć […], osiągając w 2060 r. poziom o ponad 5 mln osób większy niż w 2013 r.”, to jednak nie dochodzi do tych samych konkluzji. Moody’s w swoim raporcie stwierdza, że „bezprecedensowe tempo starzenia będzie nakładało podatek demograficzny, który spowolni wzrost gospodarczy w ciągu najbliższych 20 lat”. Będzie to skutkowało wzrostem kosztów obsługi długu krajów najszybciej się starzejących w połączeniu ze spadkiem wzrostu dochodów podatkowych. O ile spadek tempa wzrostu PKB świata z tego powodu już w ciągu najbliższych lat wyniesie 0,4 pkt proc., a w przyszłym dziesięcioleciu o 0,9 pkt proc., o tyle będzie on zdecydowanie wyższy w krajach dotkniętych plagą małodzietności, do których niestety Polska należy.

Dr Cezary Mech
Autor jest absolwentem IESE, b. zastępcą szefa Kancelarii Sejmu, prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów
Nasz Dziennik, 11 sierpnia 2014

Autor: mj