Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Stręczycielskie anonse w telegazecie

Treść

Sprawdzając w telegazecie, kiedy będzie jego ulubiony program o zwierzętach, dziesięcioletni Paweł odczytał serię anonsów z ofertami prostytutek oraz reklam filmów pornograficznych. Tego typu komunikaty eksponowane są w przypadku kilku stacji telewizyjnych już na pierwszym ekranie, zaraz po włączeniu funkcji "txt". Warunek jest jeden: reklamodawcy muszą za to sowicie zapłacić. - Na pewno się tą sprawą zainteresuję - obiecuje rodzicom przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Witold Kołodziejski. Interwencje zapowiadają też posłowie z Komisji Kultury i Środków Przekazu.
Wulgarne seksanonse, do których dostęp w żaden sposób nie jest zabezpieczony przed dziećmi, zamieszczane są na stronach telegazet kilku stacji telewizyjnych, m.in. TVN, Polsatu i TV4. Telewizja Polska od nich stroni.
- Dziecko włącza telegazetę, żeby sprawdzić program, a natyka się na ogłoszenia, które absolutnie nie są dla niego przeznaczone. Jest to co najmniej denerwujące, że najmłodsi odbiorcy mają taki łatwy dostęp do nachalnych informacji o treściach erotycznych, do tego ordynarnie sformułowanych. Jako rodzic zdecydowanie sobie tego nie życzę - oburza się pan Andrzej spod Warszawy, ojciec 10-letniego Pawła. Podkreśla, że styczność z takimi ogłoszeniami powoduje u dzieci lawinę pytań i budzi niezdrowe zainteresowania.
Jako ojciec 11-miesięcznej Zosi poseł Stanisław Pięta (PiS) uważa, że bezpieczeństwo dzieci siadających przed telewizorami powinno być priorytetem, a erotyczne ogłoszenia nie powinny znajdować się w dostępnych dla wszystkich telegazetach. - Mamy tu do czynienia z objawami zdziczenia obyczajów, braku szacunku dla telewidza i ignorowaniem zagrożeń, jakie to niesie dla dzieci. Takie przekazy są ewidentnie dziedziną prasy brukowej oraz programów kodowanych, i tak powinno zostać - podkreśla.
Polska jest na etapie wdrażania unijnej dyrektywy o świadczeniu usług audiowizualnych, w której jest mowa o tym, że telegazeta - oprócz audycji radiowych i telewizyjnych - jest usługą audiowizualną, za której treść odpowiedzialność ponosi nadawca.
Skandal z emitowaniem anonsów erotycznych w telegazetach, które są dostępne dla dzieci i młodzieży, zgłosiliśmy do Prokuratury Krajowej. - Przekazałam tę sprawę do Biura Postępowania Przygotowawczego w celu wyznaczenia prokuratury właściwej do procesowego wyjaśnienia tych okoliczności. To wstępne postępowanie odpowie na pytanie, czy istotne zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa. Pod koniec tygodnia będzie już wiadomo, do której prokuratury to trafiło - powiedziała nam rzecznik Prokuratury Krajowej prokurator Katarzyna Szeska.
Warto zauważyć, że za umieszczanie różnego rodzaju ogłoszeń w telegazecie stacje telewizyjne życzą sobie sporych pieniędzy. Ogłoszenie na stronie z osobnym numerem, które będzie emitowane przez 7 dni na tzw. pierwszym ekranie, to koszt 400-600 złotych.
Kontrola maleje
O skutki stręczycielstwa w telegazetach dla nieletnich odbiorców zapytaliśmy psychologa. Zdaniem dr. Piotra Szczukiewicza, adiunkta z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, kontakt z takim przekazem nie pozostaje bez wpływu na rozwój dzieci. - Ogólnie stwierdza się, że nasilona obecność treści o charakterze seksualnym czy wręcz erotycznym nie jest dobra, zwłaszcza dla dzieci ze szkół podstawowych. Jest to bowiem jeszcze tzw. okres latencji, czyli uśpienia w rozwoju psychoseksualnym, kiedy te treści seksualne nie dochodzą wprost do głosu i wychowawcy robią dużo, żeby nie dochodziły, bo w tym czasie dziecko angażuje się w inne sfery - wyjaśnia dr Szczukiewicz. Z dużym prawdopodobieństwem skracanie albo zaburzanie tego okresu może wywrzeć niekorzystny wpływ na całość rozwoju osobowości. Psycholog nie ma wątpliwości, że nachalna obecność bodźców o charakterze seksualnym świadczy o słabości naszej kultury, której jednym z zadań powinno być spełnianie funkcji kontrolnej dla popędowości. - Ta kontrola maleje. Ludzie i instytucje, które pełnią ważne funkcje społeczne - jak chociażby telewizja - wręcz "rozhamowują" tę sferę - zaznacza dr Szczukiewicz.
Reklama pornografii i prostytucji jest obecna nie tylko w telegazetach, ale też w większości kolorowych pism oferujących program telewizyjny. - Są to treści o wysokim stopniu niegodziwości i szkodliwości zarówno dla dzieci, jak i osób dorosłych. Nie jest prawdą, że filmy, zdjęcia i inne treści "erotyczne" - od strony moralnej trzeba je jednoznacznie sklasyfikować jako pornograficzne - są przeznaczone dla osób pełnoletnich. Jako złe pod względem moralnym nie są przeznaczone dla nikogo - podkreśla ks. dr Piotr Kieniewicz MIC, adiunkt przy Katedrze Teologii Życia Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
Pornografia i prostytucja niszczą zdolność człowieka do miłości, gdyż oznaczają wykorzystywanie ludzkiego ciała jedynie dla zaspokojenia pożądania seksualnego. Tymczasem ludzka płciowość nie jest narzędziem do zabawy, ale językiem wypowiadania miłości, którym mąż żonie, a żona mężowi ofiarowuje siebie w darze. - Oczywiście, znacznie bardziej zauważalny jest szkodliwy wpływ pornografii i prostytucji na młodych ludzi, gdyż są oni bardziej podatni na wszelkie wpływy (złe i dobre), ale - powtarzam raz jeszcze - pełnoletniość nie uodparnia na zło, a tylko zwiększa odpowiedzialność moralną za grzech korzystania z tych treści - konkluduje ks. dr Kieniewicz.
Nierząd? To nie u nas
Rzecznik prasowy TVN Karol Smoląg nie widzi nic złego w umieszczaniu tego typu ogłoszeń w telegazecie. - Nie wiem, na jakiej podstawie można oceniać umieszczenie w telegazecie anonsów tego typu za propagowanie treści, które mogą być szkodliwe dla rozwoju niepełnoletnich. A już teza dotycząca czerpania przez nas korzyści z nierządu czy ze stręczycielstwa jest absolutnie niedopuszczalna. Przecież pomijając nawet aspekt moralny, coś takiego jest w świetle polskiego prawa nielegalne i nigdy nie zdecydowalibyśmy się na takie działanie - zapewnia rzecznik Smoląg.
Również Tomasz Matwiejczuk, rzecznik prasowy Telewizji Polsat, gwałtownie odpiera zarzuty o rozpowszechnianiu w telegazecie treści szkodliwych dla dzieci i młodzieży - numerów telefonów, pod którymi można ściągnąć filmy i zdjęcia pornograficzne oraz skorzystać z płatnego seksu. - Musiałbym to sprawdzić, bo nie śledzę na bieżąco tego, co jest w naszym teletekście. Zdaję sobie sprawę z tego, że są tam przeróżne ogłoszenia, natomiast nie sądzę, aby firma, która realizuje dla nas tę usługę, w jakiś sposób reklamowała filmy pornograficzne. Generalnie nie wierzę w to, żebyśmy puszczali reklamy filmów pornograficznych czy agencji towarzyskich. Jeśli sprawdzę i okaże się, że cokolwiek jest na rzeczy, to będę mógł się do tego odnieść - ucina Matwiejczuk. Drogą elektroniczną skierowaliśmy list także do TV4 z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego stacja zdecydowała się na umieszczenie w swojej telegazecie ordynarnych anonsów erotycznych. Na odpowiedź czekamy.
Skoro rzecznicy nadawców komercyjnych jednogłośnie twierdzą, że sprawy nie ma, to dlaczego Telewizja Polska nie zdecydowała się na dopuszczanie do emisji tego typu ogłoszeń, mimo - jak podkreśla Biuro Prasowe TVP - dramatycznej sytuacji finansowej nadawcy? Jak usłyszeliśmy - "zysk zyskiem, ale nie za wszelką cenę". - Nic nas nie zwalnia od przestrzegania przepisów ustawy o radiofonii i telewizji, która mówi m.in. o tym, że nadawca publiczny ma pewne zobowiązania wobec widzów. Jest zobligowany do przekazów etycznych, do zachowania standardów moralności i standardów życia społecznego, jak również powinien brać pod uwagę chrześcijański system wartości - stwierdza pracownica Biura Prasowego Telewizji Polskiej. Podkreśla, że z uwagi na status nadawcy publicznego TVP nie może emitować treści sprzecznych z normami współżycia społecznego, z etyką i moralnością publiczną, i pracownicy stacji o tym wiedzą. - Myślę, że gdyby nagle pojawiły się tego rodzaju ogłoszenia, to po pierwsze, spotkałoby się to z protestami naszych widzów, a po drugie, na pewno byłoby to natychmiast wyłowione przez kierownictwo telewizji, które od razu postawiłoby tamę tego rodzaju przekazom - konkluduje.
Interweniujmy!
Co mówi polskie prawo o stręczycielskich ogłoszeniach? Jak podkreśla dr Joanna Taczkowska-Olszewska, ekspert w dziedzinie prawa prasowego, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, nadawców radiowych i telewizyjnych obowiązuje ustawa o radiofonii i telewizji, której art. 18 zabrania rozpowszechniania audycji albo innych przekazów - także materiałów reklamowych - zagrażających fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi osób niepełnoletnich. Nie chodzi jedynie o propagowanie pornografii czy przemocy, ale w ogóle o przekazy, które mogą zagrażać ich prawidłowemu rozwojowi. Ustawodawca nałożył więc bardzo daleko posunięte ograniczenie, ponieważ zakazane jest już samo potencjalne zagrożenie i wcale nie musi zostać stwierdzone, czy takie treści faktycznie wpłynęły na czyjeś niemoralne decyzje. Nad przestrzeganiem tego zapisu ma obowiązek czuwać Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której przewodniczący może zwrócić się do nadawcy z prośbą o wyjaśnienie i uzasadnienie celu umieszczania przez niego tego typu przekazów. Jeśli zostanie stwierdzone, że taka działalność rzeczywiście narusza przepisy ustawy, bo przekazy te mogą szkodzić rozwojowi niepełnoletnich, można zażądać od nadawcy ich wyeliminowania, a w razie niezrealizowania takiego nakazu możliwe jest nałożenie kary finansowej. - Taka sytuacja nie dotyczyłaby prasy drukowanej, natomiast w przypadku nadawców radiowych i telewizyjnych ustawodawca jest bardziej wymagający. Bierze pod uwagę fakt, że przekaz radiowy i telewizyjny w zdecydowanie większym stopniu oddziałuje na odbiorcę niż linearny przekaz gazet i czasopism - zaznacza dr Taczkowska-Olszewska.
Sprawą zainteresowaliśmy parlamentarzystów z sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Jednak zdaniem poseł Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej (PO), przewodniczącej tego gremium, nadawcy mają prawo umieszczać takie anonse, gdyż ustawa o radiofonii i telewizji zakazuje jedynie reklam alkoholu, papierosów oraz pornografii, a - jak stwierdziła - "to nie jest pornografia". Poseł dodała, że ma "tyle samo władzy, co każdy obywatel" i nie jest w stanie nic zrobić. - Mnie się to może nie podobać, natomiast komisja nie jest żadną władzą dla nadawców. Jakiekolwiek działania może podjąć jedynie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Nie wiem, jakie oni mają rozporządzenia i czy może to być ukarane, czy potraktują to jako reklamę. Bo w reklamie tego typu oferty nie są zabronione, o ile dobrze pamiętam ustawę. W gazetach takie rzeczy się przecież też zdarzają, więc rozumiem, że to nie jest cenzurowane - konkluduje przewodnicząca komisji.
Przeciwnego zdania jest wiceprzewodnicząca tej samej komisji Elżbieta Kruk (PiS), była przewodnicząca KRRiT. Podkreśla, że w przypadku seksanonsów mamy do czynienia z ewidentnym naruszeniem art. 18 ustawy o radiofonii i telewizji, czyli o ochronie nieletnich widzów, dlatego Krajowa Rada koniecznie powinna wszcząć postępowanie w tej sprawie. - Przypuszczam, że to kwalifikowałoby się również do prokuratury - mówi Kruk.
Poseł Jan Dziedziczak (PiS), członek komisji, obiecał sprawdzić, czy nie doszło do złamania przepisów chroniących najmłodszych odbiorców. - Moim zdaniem, tego typu teksty nie powinny się w ogóle pojawiać w telewizji czy telegazecie, ale jeżeli już muszą być, to w godzinach niepozwalających dzieciom na korzystanie z takich treści. Przecież ustawa o radiofonii i telewizji chroni najmłodszych przed treściami nieprzeznaczonymi dla nich w godzinach 6.00-23.00 - przypomina Dziedziczak. Deklaruje, że będzie interweniował w KRRiT i u rzecznika praw dziecka. - Nie może być tak, że treści stręczycielskie są dostępne np. dla najmłodszych - zapowiada.
A jeżeli nadawcy będą twierdzić, że nie ma tu żadnych szkodliwych treści ani namawiania do prostytucji? - Będzie to zachowanie w stylu aktora promującego piwo i mrugającego do kamery, że jest to piwo bezalkoholowe - wskazuje Dziedziczak.
Z podobnymi pismami wystąpi również Stanisław Pięta. - Jeszcze dzisiaj sporządzę tego rodzaju zawiadomienie do rzecznika praw dziecka Marka Michalaka z prośbą o interwencję u właścicieli mediów, które przyjmują tego rodzaju ogłoszenia. Zawiadomię także KRRiT - deklaruje parlamentarzysta.
Tym tematem powinny zainteresować się także organizacje społeczne zrzeszające rodziców, wysyłając listy do nadawców, w których wyrażą sprzeciw wobec emitowania takich anonsów w miejscu łatwo dostępnym dla dzieci. - Oferta seksbiznesu wciska się w wiele miejsc, w których do tej pory jej nie było, i trzeba się temu kategorycznie przeciwstawiać - apeluje poseł Pięta.
Powiadomiliśmy Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. - Na pewno się tą sprawą zainteresuję - deklaruje przewodniczący Rady Witold Kołodziejski. Rzecznik praw dziecka Marek Michalak, któremu przekazaliśmy informacje o łatwej dostępności anonsów erotycznych dla dzieci i młodzieży, także polecił swoim prawnikom zbadać ten problem. Równocześnie podkreślił, że podstawową odpowiedzialność za to, co oglądają w telewizji i w internecie nieletni, ponoszą ich rodzice. - Z obu tych źródeł można czerpać rzeczy wartościowe, ale też głupie i moralnie złe. Dlatego nie możemy zostawiać dzieci samych przed ekranem. To my wychowujemy nasze dzieci, a nie telewizor czy komputer - przypomina Marek Michalak.
Maria S. Jasita
Nasz Dziennik 2010-02-10

Autor: jc