Strajkowali klienci
Treść
Wczorajszy strajk włoski w hipermarketach był niezauważalny. Najbardziej widoczne było to, że na zakupy zdecydowało się znacznie mniej klientów niż robi to zwykle w niedziele i święta.
Alfred Bujara, przewodniczący sekcji handlowej "Solidarności", powiedział nam, że akcja przyniosła efekty. - Po raz pierwszy w odrodzonej Polsce handlowcy zdecydowali się na ogólnopolski protest i zostali zauważeni - podkreślił Alfred Bujara.
Przedstawiciele sieci handlowych twierdzą, że strajku nie było. - W naszej sieci nie odnotowaliśmy strajku, wszystko przebiegało tak jak zwykle - mówi Agnieszka Łukiewicz- -Stachera, rzecznik sieci Real. - Nasi pracownicy dostali za pracę w Boże Ciało stuprocentowy dodatek do pensji. Nie było to coś wyjątkowego, bo taki sam dodatek wypłacono im rok temu. Rzeczniczka Reala nie potrafiła jednak nam powiedzieć, czy w inne święta i które taki dodatek jest wypłacany.
- Tak jak się spodziewaliśmy, akcji strajkowej nie było - powiedział nam Przemysław Skory z biura prasowego Tesco Polska. - W naszych warszawskich sklepach było bardzo dużo klientów, ich obsługa przebiegała sprawnie i bez żadnych zakłóceń.
Sprawdziliśmy, jak wyglądał wczoraj strajk w kilku krakowskich hipermarketach. Południe, Tesco przy ul. Kapelanka. Na parkingu dużo wolnych miejsc, przed wejściem na halę wolne wózki w kilku rzędach. Na hali nie ma tłoku. Ekspedienta podająca sery żółte (choć nie było kolejki przy jej stoisku), szybko się uwijała, podobnie było przy cukierkach na wagę. Kasjerka ręcznie wprowadzała tylko niektóre kody (np. żółtych serów), ale już 5 jednakowych batonów skasowała za jednym razem. Przed kasami stały co najwyżej 3 - 4 osoby.
Godzina 15, Carrefour przy ul. Zakopiańskiej. Samochód można było zaparkować nawet blisko wejścia, co zazwyczaj jest niemożliwe. W sklepie nie było tłumów, niektórzy kasjerzy czekali nawet na klientów. Przez kilka minut nie udało się nam zauważyć, by któryś z kasjerów ręcznie wprowadzał kody produktów.
Przed godz. 17., Real przy ul. Bora-Komorowskiego. Nieliczne samochody na parkingu, w środku mało klientów. Przy kasie stało do 3 osób, choć większość kas była zamknięta.
Alfred Bujara taki obraz sytuacji w hipermarketach tłumaczył m.in. tym, że po porannym proteście niektórych pracowników wymieniono na wynajętych z agencji pracy tymczasowej. - A zdarzało się, że nawet tacy pracownicy przyłączali się do protestu - dodał. Przyznał też, że założenie ręcznego wbijania kodów produktów przez cały dzień okazało się niemożliwe do zrealizowania. - Każdy kod ma 17 cyfr, gdyby wbijać kody przez 8 godzin, to spuchłyby palce - mówi Alfred Bujara.
Głównym celem protestu był lobbing za ustawą zakazującą handlu w 12 dni świątecznych. Projekt w tej sprawie czeka na uchwalenie przez posłów. - Potem będziemy walczyć o to, by choć jedna niedziela w miesiącu była wolna od handlu - zapowiada Alfred Bujara.
GRZEGORZ SKOWRON , "Dziennik Polski" 2007-06-08
Autor: ea