Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Stoczniowcy nie wierzą premierowi

Treść

W połowie maja planowany jest drugi etap postępowania związanego ze sprzedażą majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Jeżeli oferenci potwierdzą swoje zainteresowanie zakładami, na początku czerwca powinni być już znani inwestorzy dla tych zakładów. W najbliższych dniach resort skarbu prześle też do Komisji Europejskiej skorygowany program restrukturyzacji dla Stoczni Gdańsk. MSP liczy na to, że w tej sprawie między 11 a 15 maja w KE odbędzie się jeszcze jedna runda rozmów technicznych. Taki scenariusz nie uspokaja gdańskich stoczniowców, którzy podają w wątpliwość intencje rządu w sprawie przyszłości ich zakładu. Nie mogą też pogodzić się z atakiem policji na demonstrujących stoczniowców. - Donald Tusk, mimo że 20 lat temu nosił żywność stoczniowcom, roznosił ulotki, wspierał stoczniowców, dziś sprzeniewierzył się wartościom "Solidarności". Bez potrzeby użył siły i przemocy wobec stoczniowców. Ciekawe, kiedy zaczną do nas strzelać, tylko dlatego że będziemy mieć inne zdanie - mówi Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdańsk.
Minister Skarbu Aleksander Grad zapewnił wczoraj, że specustawa stoczniowa jest realizowana, a do 30 kwietnia, kiedy upłynął termin składania ofert na zakup majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie, spłynęły oferty inwestorów, które zostały potwierdzone wpłaceniem wadium w wysokości 10 proc. wartości oferowanego majątku. Nie chciał jednak ujawnić, kto jest zainteresowany stoczniami. Podkreślił jedynie, że są to "poważni inwestorzy", "zarejestrowani na terenie Europy". - Mam nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni ten proces będzie finalizowany, będzie tzw. dogrywka aukcyjna, i że stocznie zostaną sprzedane - dodał. Ten etap został zaplanowany na 16-17 maja.
Odnosząc się do sytuacji stoczni w Gdańsku, Grad powiedział, że jej inwestor skorygował swój program restrukturyzacyjny i przesłał go do MSP. Nad dokumentem obecnie pracuje resort i w najbliższych dniach po dokonaniu korekt program zostanie wysłany do KE. - Zwróciliśmy się do KE o jeszcze jedną rundę rozmów technicznych w sprawie Stoczni Gdańsk między 11 a 15 maja - dodał Grad. Minister nie wyjawił jednak szczegółów tego projektu. W prezentowanym jeszcze w kwietniu programie były zapisane plany inwestycyjne na poziomie 600 mln złotych. Ukraiński właściciel stoczni - spółka ISD - zapewnił, że działalność przedsiębiorstwa będzie oparta na trzech rodzajach produkcji: stoczniowej, budowie dużych konstrukcji stalowych oraz wież dla elektrowni wiatrowych. Dodatkowo MSP miało udzielić inwestorowi 150 mln zł zwrotnej pomocy publicznej na pokrycie zobowiązań publicznoprawnych. W stoczni miałoby pozostać 1900 z ok. 2300 zatrudnionych obecnie osób.
Tymczasem związkowcy ze stoczni w Gdańsku obawiają się, że plan przygotowywany dla ich zakładu doprowadzi do likwidacji miejsc pracy. Od 21 kwietnia dwa stoczniowe związki: "Solidarność" oraz Związek Zawodowy Pracowników Stoczni Gdańsk, przekształciły się w Komitet Protestacyjny, którego celem jest obrona zakładu i miejsc pracy. Stało się to po krytycznym dla planu restrukturyzacji stoczni liście komisarz Neelie Kroes do ministra skarbu. Komisarz zauważyła m.in., że strona polska nie wykazała, iż wdrożenie planu zapewni długotrwałą rentowność stoczni, pomoc państwa nie została ograniczona do niezbędnego minimum, zaś finansowanie procesu restrukturyzacji ze środków prywatnych nie jest zabezpieczone.
Jednostronne porozumienie
Tydzień temu stoczniowcy wyszli na ulice Warszawy, gdzie wyrażali swoje uwagi wobec działań rządu dotyczących przyszłości polskiego przemysłu okrętowego. Protest został siłą stłumiony przez policję. Odnosząc się do tych wydarzeń, Grad podkreślił, że byli to pracownicy stoczni w Gdańsku, która została sprywatyzowana w październiku 2007 roku, a zatem główny ciężar odpowiedzialności za ten zakład leży po stronie inwestora. Ponadto Grad winą za obecny stan obwinił poprzedni rząd i zaznaczył, że gabinet Donalda Tuska uczynił wszystko, co po sprywatyzowaniu stoczni w Gdańsku mógł uczynić, by KE zatwierdziła program restrukturyzacyjny. Minister przyznał w Radiu Zet, że dzień przed demonstracją rozmawiał ze związkowcami, a ci mieli przyznać mu rację, iż to, co dla stoczni zrobił rząd Tuska, "to jest to, co powinien tamten rząd zrobić". Pytany, dlaczego następnego dnia związkowcy wyszli na ulice, uznał, że jest to "kwestia polityki".
Takie słowa ze zdziwieniem przyjęli związkowcy, którzy zaprzeczyli, by podczas rozmów doszło do jakiegokolwiek porozumienia. - Pan minister kłamie, ponieważ 28 i 29 kwietnia - podczas rozmów, które prowadził - nie było żadnego porozumienia. Przeciwnie. Informacje, które zostały przekazane stoczniowcom, wzburzyły nas - powiedział nam Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdańsk. Pierwszy niepokojący sygnał dotyczył możliwości dużych zwolnień grupowych. - Jeżeli przewiduje się w planie restrukturyzacji zatrudnienie dla 1800 ludzi, nie tylko stoczniowców, ale i w firmach kooperujących, to z tego wynika, że około 1000 ludzi ma być zwolnionych - podkreślił. Związkowców niepokoiły też sygnały o zredukowaniu poziomu inwestycji w stoczni z 600 mln zł do 200 mln zł, co nie gwarantuje zakładowi rentowności. - Jeżeli taki plan pójdzie do Brukseli, to niewykluczone, że komisarz Kroes go odrzuci - dodał. To dla stoczni oznaczać będzie bankructwo. Związkowcy nie zgodzili się także z poglądem, że za obecny stan stoczni winny jest poprzedni rząd. - Rząd PiS najwięcej zrobił dla naszej stoczni, natomiast nie dokończył prywatyzacji, bo zabrakło na to czasu. Ja bym chciał, by minister Grad uczynił tylko jedną rzecz i nie zmieniał umowy między Agencją Rozwoju Przemysłu a inwestorem, i przypilnował inwestycji w gdańskiej stoczni - podkreślił. W ocenie stoczniowców, znamienny jest fakt, że tylko pracownicy czują się zaniepokojeni o przyszłość zakładu. Obawiają się, że ISD mogło porozumieć się z MSP co do tego, iż w Gdańsku nie będzie stoczni, lecz działki.
Zdaniem stoczniowców, dziś chodzi głównie o to, by rząd bronił stoczni i innych gałęzi przemysłu, wprowadzał pakiety osłonowe i antykryzysowe, a nie był bierny. - Dzisiejsze informacje z Brukseli, że jesteśmy na pierwszym miejscu w Europie, jeśli chodzi o ilość zwolnionych pracowników, są tragiczne. Rząd jest bierny i nic nie robi. Próbuje tylko w mediach się lansować, pokazywać, że radzimy sobie w kryzysie, ale informacje z Brukseli są inne - dodał Guzikiewicz.
Zbadają akcję policji
W odpowiedzi na zarzuty dotyczące zakresu działań policji podczas tłumienia protestu stoczniowców sejmowe komisje Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Administracji i Spraw Wewnętrznych prawdopodobnie w piątek zajmą się tą sprawą. Z dotychczasowych relacji wynika, że wobec kilkuset protestujących funkcjonariusze policji użyli pałek i gazu pieprzowego. W ocenie "Solidarności", poszkodowanych zostało kilkadziesiąt osób, w tym pięciu policjantów. Według związkowców, obrażenia policjantów nie wynikały jednak z faktu starć z protestującymi, a były efektem działania użytych przez nich samych gazów. O ile stoczniowcy ocenili akcję policji jako brutalną, to Komenda Główna Policji twierdzi, że działania funkcjonariuszy i środki przez nich użyte podczas demonstracji były adekwatne do sytuacji i zgodne z prawem. Sprawę ma wyjaśnić komisja powołana przez komendanta głównego policji.
Wobec dużych rozbieżności ocen zajścia posłowie będą chcieli uzyskać od przedstawicieli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz policji informacje na temat zasadności użytych środków, m.in. zastosowania gazu, oraz ocenić, czy nie naruszono prawa do swobody manifestacji. Na posiedzenie komisji zaproszeni mają być ministrowie: spraw wewnętrznych - Grzegorz Schetyna, oraz sprawiedliwości - Andrzej Czuma.
Po tych wydarzeniach władze "Solidarności" mocno skrytykowały działania policji oraz zapowiedziały na 4 czerwca w Gdańsku, kiedy przypada 20. rocznica wyborów do Sejmu kontraktowego, manifestację w obronie stoczni i zwalnianych pracowników. To postawiło pod znakiem zapytania organizację głównych obchodów rocznicowych pod gdańskim pomnikiem Poległych Stoczniowców z udziałem szefów rządów państw europejskich. W obawie przed kompromitacją Donald Tusk zapowiedział odwołanie obchodów w Gdańsku. Związkowcy będą nieugięci. W ich ocenie, gdański pomnik nie jest tylko symbolem stoczniowców, ale wszystkich ludzi związanych z "Solidarnością". Dopóki rząd nie zmieni sposobu działania, nie chcą pod symbolem milionów Polaków walczących o wolność widzieć jego przedstawicieli. - Donald Tusk, mimo że 20 lat temu nosił żywność stoczniowcom, roznosił ulotki, wspierał stoczniowców, dziś sprzeniewierzył się wartościom "Solidarności". Bez potrzeby użył siły i przemocy wobec stoczniowców. Ciekawe, kiedy zaczną do nas strzelać, tylko dlatego że będziemy mieć inne zdanie - dodał Guzikiewicz.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-05-06

Autor: wa