Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Standardy ABW rodem z PRL

Treść

Z Andrzejem Dudą, wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rozmawia Wojciech Wybranowski Zna Pan relację z akcji funkcjonariuszy ABW w domu pana Piotra Bączka? Pytam o te fragmenty dotyczące zachowania wobec dziennikarzy. - Widziałem materiał filmowy, wcześniej jeszcze czytałem relacje prasowe i komentarze. Jednak dopiero materiał przygotowany przez dziennikarzy robi wstrząsające wrażenie. Przede wszystkim ujawnia on całkowity brak profesjonalizmu ze strony funkcjonariuszy ABW. Zdumiewające, że zwierzchnicy wysłali do wykonania takiego zadania funkcjonariuszy, którzy byli kompletnie nieprzygotowani i nie działali zgodnie z obowiązującymi procedurami. To jedna rzecz. Kolejna kwestia, na jaką trzeba zwrócić uwagę, to pewne poczucie bezkarności ze strony funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Niestety, obawiam się, że przekonanie o bezkarności, staniu ponad prawem wpoili im obecni zwierzchnicy tej służby. Co tak Panem wstrząsnęło? - Po pierwsze, zachowanie funkcjonariuszy ABW wobec dziennikarzy, którzy realizowali - zgodnie z regulacjami prawnymi stanowiącymi o zawodzie dziennikarza - swój obowiązek zawodowy. Zachowanie funkcjonariuszy było bardzo aroganckie w stosunku do dziennikarzy, jeszcze gorsze zachowanie wyższego stopniem funkcjonariusza ABW, który został wezwany przez swoich podwładnych obecnych w domu Piotra Bączka "na odsiecz" [chodzi o kpt. Ryszarda Kurysia - przyp. red.]. Niebywale butne zachowanie tego człowieka. Jest szokujące, że dzisiaj, kiedy mamy demokrację, kiedy bardzo istotną rolę społecznie odgrywają media, dziennikarzy traktuje się w taki sposób. Do momentu zdarzenia z początku maja, chyba po 1990 roku nie mieliśmy jeszcze do czynienia z takim postępowaniem wobec dziennikarzy. To łamanie wszelkich reguł i zasad obowiązujących w państwie prawa, w państwie wolności mediów. Ale jeszcze niedawno politycy Platformy Obywatelskiej i SLD zarzucali kierownictwu Ministerstwa Sprawiedliwości w poprzedniej kadencji, a więc również Panu, łamanie demokratycznych standardów, zwłaszcza wobec dziennikarzy... - Tak. Sugerowano, że prowadziliśmy wobec dziennikarzy różne działania pozaprawne. Teraz ewidentnie widać, w jaki sposób obecny rząd traktuje media. Dzisiaj szefami ABW są ludzie pochodzący z nominacji premiera Donalda Tuska. Jak zachowują się w stosunku do mediów, jak traktują dziennikarzy - to mieliśmy okazję zobaczyć w trakcie działań operacyjnych w domach członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. Sposób, w jaki potraktowano obecnych na miejscu zdarzenia dziennikarzy TVP, był zdecydowanie bliższy standardom białoruskim niż tym, które powinny obowiązywać w państwie prawa. Sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka nagłośniła sprawę zachowania funkcjonariuszy służb specjalnych pod kierownictwem Krzysztofa Bondaryka wobec dziennikarzy, ale tak naprawdę nie wyjaśniono, kto za to odpowiada, kto personalnie dał przyzwolenie na takie działanie. Może powinna zbadać to komisja śledcza? - Decyzja w tej sprawie będzie należeć do parlamentu. Trudno mi wypowiadać się na temat ewentualnej inwigilacji dziennikarzy, ja osobiście o takich zarzutach nie słyszałem... Piotr Bączek, członek komisji weryfikacyjnej WSI, któremu w trakcie rewizji ABW zarekwirowała telefon komórkowy, mówił, że funkcjonariuszy najbardziej interesowały znajdujące się w nim numery telefonów do naukowców i właśnie dziennikarzy. - W takiej sytuacji przede wszystkim należy zbadać kwestię, dlaczego na miejscu zdarzenia w taki sposób zachowano się wobec dziennikarzy i podjąć czynności, które sprawią, że taka praktyka nie wejdzie funkcjonariuszom służb specjalnych w nawyk. Przypomnę, że wezwana na miejsce zdarzenia policja odmówiła zarekwirowania dziennikarzom materiału nagrywającego, twierdząc, że działają zgodnie z prawem, legalnie wykonują swój zawód, natomiast ABW zabrała im taśmę, kamerę, dokonała przeszukań. W tej chwili sprawą podstawową jest wyjaśnienie, kto zapalił zielone światło dla takich zachowań. Ja osobiście nie wierzę, by sposób, w jaki funkcjonariusze ABW potraktowali dziennikarzy Telewizji Polskiej, wynikał z autonomicznych decyzji tych funkcjonariuszy, że nie było żadnych wytycznych i sugestii ze strony zwierzchników. Nie wierzę, że funkcjonariusze odważyli się na to tak sami z siebie. To nie jest tak, że tego typu metody działania są u nas jakąś tradycją. Owszem, były tradycją, ale przed 1989 rokiem, zaś od tamtego czasu, gdy sytuacja w Polsce się zmieniła, a media są coraz bardziej wolne, wykonują ważną pracę społeczną. Tym bardziej niepokoi mnie fakt, że teraz nagle następuje powrót do tamtych strasznych czasów PRL w zachowaniach organów ścigania i organów śledczych. Należy się temu bliżej przyjrzeć i jeśli rośnie tam jakiś wrzód, to należy go przeciąć. Nie obawia się Pan, że funkcjonariusze ABW pozwolili sobie na takie zachowanie wobec dziennikarzy TVP - po telefonicznych konsultacjach z "kimś wysokim rangą" - tylko dlatego, że byli to pracownicy mediów niezwiązanych z obozem rządzącym? - Panie redaktorze, pozwoli pan, że w tej sprawie komentarz zachowam dla siebie. Aczkolwiek powtórzę, że zachowanie funkcjonariuszy w tej sprawie było znaczące. Funkcjonariusze ABW, którzy w taki sposób potraktowali dziennikarzy, i ich przełożeni powinni ponieść konsekwencje? - Jestem przekonany, że tak powinno się stać. Jeżeli taka kwestia będzie rozważana, to najmniej dotkliwy zarzut, jaki można im postawić, to fakt, że kierownictwo ABW wysłało na akcję osoby kompletnie do niej merytorycznie nieprzygotowane. Pytanie jest jeszcze następujące: czy uda się dojść do tego, jakie wytyczne otrzymały te osoby. Tak jak powiedziałem wcześniej, aż nie chce się wierzyć, że szeregowi funkcjonariusze pozwolili sobie na takie zachowania wobec dziennikarzy, nie mając szczegółowych wytycznych albo przynajmniej sugestii. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-31

Autor: wa